Pewien niezrównany fałszerz dzieł Dalego, a przy tym nagradzany autor kryminałów – Stan Lauryssens – napisał kontrowersyjną książkę o sobie, a przede wszystkim o samym Salvadorze Dalim. Wyłania się z niej, jak mówiła w dwójkowym "Tygodniku literackim" Iwona Smolka, szczególny portret Dalego: artysty (a może... przemysłowca) balansującego na krawędzi sztuki i wielkiego oszustwa.
Kiedy był u szczytu sławy, gdy było mnóstwo tych, którzy sporo płacili, by mieć jego dzieła, Dali postanowił zwiększyć liczbę wypuszczanych w świat obrazów. Aby artystyczna podaż sprostała popytowi, malarz ponoć zaczął jedynie podpisywać czyste płótna, malowanie zostawiając pomocnikom. Sam ewentulanie doszlifowywał obraz, dodając kilka ostatnich pociągnięć pędzla. Jawne oszustwo? Ale ów proceder niesamodzielnego tworzenia znany jest w historii sztuki nie od dziś. - W pracowniach renesansowych malarzy było tak, że całe pejzażowe tło malował ktoś inny, pewien typ postaci jeszcze ktoś inny, a mistrz dodawał te pociągnięcia, które dodawały temu obrazowi życie – przypominał w audycji Piotr Matywiecki. W którym momencie jednak kończy się autentyczne dzieło, a zaczyna produkt? Co sprawia, że z nawet i najlepszego rzemiosła powstaje coś wielkiego, natchnionego?
Te i inne pytania były tematem dwójkowej dyskusji. Rozmawiano bowiem zarówno o problemie "oszustwa Dalego", kwestii jego epigonów i rozlicznych fałszerzy jego obrazów, jak i o tematach natury nieco ogólniejszej: czy świat sztuki, zwłaszcza sztuki współczesnej, nie jest podszyty falsyfikacją? czy dziś coś znaczą jeszcze takie pojęcia jak "autentyczność dzieła sztuki", jego niepowtarzalność, wartość płynąca z jedynego w swoim rodzaju (niepodrabialnego!) układu kolorów, linii, znaków?
O książce Stana Lauryssensa dyskutowali Iwona Smolka oraz Tomasz Burek i Piotr Matywiecki.