Jacek Ożóg: Drugi tom Pańskiej "Historii chrześcijaństwa" opowiada o epoce nowożytnej i dziejach najnowszych. To jest ten okres, w którym z jednej strony pozycja polityczna Kościoła katolickiego zaczęła się kruszyć, z drugiej dotarł on, zgodnie ze słowami Jezusa, aż po krańce ziemi.
"Bez Jezusa nie żyjemy, a wegetujemy". Papież Franciszek podczas południowej modlitwy
Prof. Wojciech Roszkowski: Myślę że to jest epoka trudniejsza do opowiedzenia zwłaszcza w formie mozaiki esejów, które skupiają uwagę Czytelnika na wybitnych postaciach, ale również problemach i wydarzeniach. Czy rzeczywiście można mówić o upadku Kościoła? Niektórzy wieszczą to dziś, w XX wieku, ale preludium do dzisiejszej sytuacji stanowiły zjawiska wydarzenia społeczne i gospodarcze dziejące się w długim okresie i na masową skalę, o których wspominam między innymi jako historyk gospodarczy. Życie społeczne od XVI wieku, a więc urbanizacja i komercjalizacja życia codziennego oraz podbój świata przez centra chrześcijańskiej Europy skutkował rozprzestrzenianiem się chrześcijaństwa. W jednym z esejów wspominam Kościoły położone najdalej na północy i na południu kuli ziemskiej. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie np. informacja o Kościele na wyspie Kerguelena, położonej najdalej chyba od innych osad świata, na południu Oceanu Indyjskiego. Jednocześnie Kościół przeżywał ogromne wyzwania związane z reformacją, ateizacją towarzyszącą rewolucji francuskiej oraz czasom późniejszym i z prądami w samym Kościele, ogólnie nazwanymi modernizmem. Ten modernizm jest widoczny w Kościele szczególnie dzisiaj. Ujęcie tego w setce szkiców wydawało mi się dosyć trudnym zadaniem, tym bardziej z perspektywy autora który na historię Kościoła patrzy z wewnątrz jako wierzący, a jednocześnie starający się operować językiem historyka, językiem świeckim.
Jedną z największych zalet książki jest to, że nie jest "europocentryczna" (co często jest zarzutem wobec myśli konserwatystów formułowanym w kręgach lewicowych). Pan pokazał faktycznie że Kościół jest powszechny, opisując jego zakorzenienie, męczeństwo, a w niektórych miejscach (jak na Filipinach) triumf.
Zależało mi na tym żeby wyjaśnić, że powszechność Kościoła to nie jest jakaś misja cywilizacyjna lepszej i mądrzejszej Europy w świecie (to robili kolonizatorzy). W warstwie duchowej to zupełnie co innego. Nie chodzi tylko o to że duchowni bronili m. in. Indian przed kolonizatorami, ale o to że Dobra Nowina docierała do tych ludzi rzeczywiście jako Dobra Nowina a nie jako ideologia zachodnia. Szukałem nośnych przykładów które są tego ilustracją. Wielkie wrażenie zrobił na mnie hymn Maryjny śpiewany w języku Indian keczua – "O radości niebios". Jest to jeden z pierwszych religijnych hymnów skomponowanych na odkrytych przez Europejczyków terenach – polecam wysłuchanie go w Internecie. To jest ilustracja tego o czym mówimy: chrześcijaństwo to nie jakaś ideologia przywieziona przez białych. Było to niezwykle trudne do zaakceptowania, bo Indianie patrzyli na kolonizatorów jako na wrogów. Dzisiaj oglądamy serial "Królowa i konkwistador" i widzimy, ze ci ludzie byli barbarzyńcami którzy niszczyli życie autochtonów. Tam się pojawia ciekawa postać ojca Bartolomeo de las Casas, który trafiał do ludzi z przesłaniem Ewangelii, przyjętej następnie przez Indian jako fundament ich tożsamości.
Czytaj także:
Kończy się era średniowiecza, cywilizacja łacińska przestaje dominować w całym znanym świecie (Europa, Azja Mniejsza, północ Afryki). W tych czasach los Kościoła szczególnie spoczywa na barkach poszczególnych wiernych. Mówię o misjonarzach i generalnie o osobach, które niemalże w pojedynkę nawracały narody za sprawą swojego przykładu i niezłomności.
Potrafili przekonać ludzi wychowanych w świecie zupełnie innych wartości, układów społecznych, do tego że Chrystus stanowi najlepszą, jedyną odpowiedź na podstawowe pytania egzystencjalne. Patrząc na Dobrą Nowinę z ich perspektywy można zadawać sobie pytanie jak to się stało że zostali oni przekonani do tej wiary, którą przynosili nie tylko misjonarze, ale i kolonizatorzy (politycy, zdobywcy, konkwistadorzy). Dzieło misjonarzy było więc szczególnie trudne.
Kult Maryjny
Wydaje mi się, że mamy z tym do czynienia dzisiaj, z tym że zmieniły się wektory i tym razem to Europa jest kolonizowana.
Oni byli wierzący, mieli swoje bóstwa, ale im było łatwiej przyjąć chrześcijaństwo niż dzisiejszym poganom w świecie zachodnim, którym wydaje się że wszystko wiedzą lepiej. Trudności związane z inkulturacją chrześcijaństwa to temat nawet bardziej skomplikowany niż byłem w stanie to ująć w pracy o takiej objętości, ale w szkicach zachęcam do refleksji – na przykład czy możliwa jest rechrystianizacja świata zachodniego. To bardzo ważne zagadnienie.
Rozmowę przeprowadził Jacek Ożóg
Źródło: Biały Kruk/PolskieRadio24
as