- Moja mama jest Polką, a tata Polakiem. Nie wiem skąd pomysł, że urodziłem się w Reykjaviku, jak napisała jedna z gazet - mówi Fismoll w Czwórce. - Mój dziadek jest profesorem i zagłębił się w historię mojego nazwiska. Wyszukał, że pochodzimy ze Szwecji, nasz przodek przyjechał z potopem szwedzkim - wyjaśnia.
Fismoll pochodzi z muzycznej rodziny. Dźwięki i instrumenty od zawsze były obecne w jego życiu.
- Jak cofam się w przeszłość to pamiętam bajkę "Iskierki" Turnaua, dużo muzyki Enyi i Lary Fabian. Teraz tego nie słucham, ale pamiętam też, że tata mi śpiewał jakieś kołysanki - mówi gość Uli Kaczyńskiej, który nie wyobraża sobie życia bez muzyki.
Fismoll tworzy muzykę melancholijną, trochę smutną, klimatem przywołującą jesień, lub przynajmniej babie lato. - Brakowało mi pierwotności w moim życiu, samotności, dużo się działo, było dużo gadania, które do niczego nie prowadziło - mówi Fismoll. - Przez tworzenie muzyki mogłem wrócić do tego, czego mi brakowało.
Artysta inspiruje się szczegółami, smutną dziewczyną w tramwaju, ruchem jej dłoni, wzrusza go wschód słońca, gdy jedzie pociągiem o 4 nad ranem, kilka saren na łące.
Pierwszym recenzentem utworów Fismolla jest tata, potem przyjaciele i Bóg, jednak jak zaznacza artysta jeśli chodzi o muzykę, to jest egoistą. Sam komponuje swoje utwory, buduje je, nie zrezygnuje z dźwięku, jeśli jest do niego przekonany.
- Chce tworzyć muzykę, którą można odbierać wszystkimi zmysłami - mówi Fismoll w Czwórce. - Chciałbym złączyć te wszystkie rzeczy. Kręci mnie, żeby coś było namacalne mimo że to się słyszy - dodaje.
Debiutancka płyta Fismolla ukazała się 18 czerwca, na jej okładce drzewo narysowane przez przyjaciela artysty, Jędrzeja Guzika.
(pj)