Czy upowszechnienie się e-booków oznacza początek końca książki drukowanej? Nic nie zastąpi zapachu druku, szelestu przewracanych stron, faktury papieru i możliwości dopisywania uwag na marginesach. E-książki sprawdzają się tam, gdzie książka papierowa okazuje się zbyt nieporęczna lub nietrwała. Mogą się też przyczynić do promocji czytelnictwa – uspokajała w „Magazynie” Magda Walusiak z serwisu pozytywy.com, prowadząca serię spotkań „Teraz książki się e-czyta”.
E-książka czy e-book to po prostu plik – w fotmacie .txt, .doc. czy .pdf – który można ściągnąć z internetu. Często spotyka się także książki w formacie e-pub – tłumaczy Magda Walusiak. Czy mnogość formatów i określających je skrótów nie przyprawi miłośnika książek, a zwłaszcza typowego humanisty, o zawrót głowy? – Sama jestem humanistką – podkreśla gość Justyny Dżbik. Jak jednak dodaje, wiele osób, również młodych, myli e-booki np. z audiobookami, a więc książkami w wydaniu dźwiękowym, dostępnymi na CD lub w postaci plików mp3.
Do odczytywania e-książek służy e-czytnik. To nieco większe od telefonu komórkowego urządzenie, wyposażone w ekran o powierzchni zbliżonej do standardowej strony książki. Tak jak książka, może się zmieścić w kieszeni. Czy jednak kiedyś na stałe ją tam zastąpi?
Magda Walusiak nie ma wątpliwości, że przynajmniej w jednej dziedzinie e-książka pozostawia książkę tradycyjną w przegranym polu. – Jestem nałogową czytelniczką, kocham szelest papieru, uwielbiam zapach świeżego druku. Ale kiedy wyjeżdżam na wakacje, muszę zabrać pół plecaka książek. To jest koszmar dla kręgosłupa – zdradza.
Więcej w rozmowie Justyny Dżbik z Magdą Walusiak. Kliknij w ikonę dźwięku/filmu w ramce po prawej stronie.
ŁSz