Dla milionów osób na całym świecie kluczem do rozmów o kinie futurystycznym jest kultowa trylogia Roberta Zemeckisa "Powrót do przyszłości". Filmy te były w pewnym stopniu projekcją przyszłości, do której często się odnoszono i która stała się poniekąd symbolem popkultury.
- Ten obraz, jak i kilka innych, na pewno może nam sporo powiedzieć o tendencji w wyobrażaniu sobie przyszłości. Ona jest w tych filmach na ogół bardzo mocno osadzona - opowiada Kuba Mikurda, krytyk filmowy. - W "Powrocie do przyszłości", w reżyserii Roberta Zemeckisa, wątek dominacji japońskiej, jest dla nas zupełnie niedostrzegalny. Tymczasem w latach 80., czego dowodem książka, a potem film "Wschodzące słońce", była duża obawa przed Japonią, przed jej rosnącą potęgą gospodarczą. Pewien rodzaj lęku, którego nie można było wypowiedzieć wprost, został zarysowany wyraźnymi symbolami.
W rozmowie o kinie futurystycznym nie sposób nie poruszyć polskiego wątku. Niestety, jest on mocno ubogi. - Nie mamy tradycji kina science-fiction, ale jest chlubny wyjątek w postaci Piotra Szulkina. Jego filmy z lat 80. były absolutnie modelowym przykładem tego, o czym mówiliśmy wcześniej - diagnozy współczesności w kostiumie futurystycznym - zaznacza gość Czwórki.
Jak zauważył prowadzący "Na cztery ręce" krytyk filmowy Błażej Hrapkowicz, filmy science-fiction są w pewnym stopniu anachroniczne: - Z jednej strony jesteśmy w przyszłości, wybiegamy hen do przodu, ale tak naprawdę nic się nie zmienia, bo te obrazy utrwalają wzorce z przeszłości. Próbują nadać im tym samym rys ponadczasowości.
Zgodził się z nim Kuba Mikurda, dokładając garść kolejnych spostrzeżeń. - Jaki jest podstawowy przekaz filmu futurystycznego? Pokazanie tego, co będzie za jakiś czas, z sugestią, że jeżeli coś już funkcjonuje, to jest trwałe - przyznaje ekspert. - Jest to choćby wątek rodziny. Przypomnijmy sobie popularną kreskówkę "Jetsonowie". Ona tak naprawdę pokazuje właśnie typowy w latach 50. i 60. w Ameryce model rodziny, przeniesiony kilkaset lat do przodu. To jest utrwalenie pewnego wzoru.
Oczywiście większość przepowiedni, które przekazywały filmy futurystyczne, nigdy się nie sprawdziła. Są jednak wyjątki. Jednym z nich jest obraz "Raport mniejszości" Stevena Spielberga na bazie powieści Philipa K. Dicka. - Całkiem sporo gadżetów, rozwiązań, czy też dość niepokojących sytuacji niestety ma miejsce. W tym filmie człowiek nie może się już przed nikim i niczym ukryć, jest obserwowany, sprowadzony trochę do roli awatara. Sytuacja z "Raportu mniejszości", gdzie w serwerowni zgromadzone są absolutnie wszystkie dane na nasz temat, jest dziś smutnym faktem - zamknął dyskusję o kinie futurystycznym Kuba Mikurda.
Filmowe wydania "Na cztery ręce" co czwartek od 23.00. Zapraszamy!
(ac/kd)