Hongkong przez lata był kolonią brytyjską. W 1984 roku na mocy umowy ustalono warunki, na których miasto powróciło do Chin, po upływie okresu dzierżawy, w 1997. Chiny zobowiązały się pozostawić władzom Hongkongu do 2047 roku dużą autonomię we wszystkich sprawach, z wyjątkiem polityki zagranicznej i sił zbrojnych. Natomiast 1 lipca 1997 Chińska Republika Ludowa oficjalnie objęła w posiadanie Hongkong.
- Władze Pekinu zobowiązały się zostawić tutaj ustrój demokratyczny, ale nie rozumiany w kategoriach Chińskiej Republiki Ludowej, tylko tak jak był on definiowany przez Brytyjczyków - wyjaśnia Dariusz Rosiak z Redakcji Międzynarodowej Publicystyki Polskiego Radia. - To co teraz się dzieje na ulicach dotyczy wyborów, które mają się odbyć w 2017 roku na gubernatora Hongkongu. Chińczycy zasugerowali, że to oni wskażą na kogo można głosować, a to wywołało zrozumiały sprzeciw tamtejszej ludności.
Czytaj także: Inna strona Azji piórem Doroty Sumińskiej >>>
Protestujący na ulicach mieszkańcy Hongkongu domagają się demokracji i prawa do wolnego wyboru. Podobnie zresztą wyglądała sytuacja na Tajwanie, gdzie wiosną doszło do tak zwanej słonecznikowej rewolucji. Młodzi ludzie wyszli na ulicę z przyczyn socjalnych, obawiając się, iż dalsze zjednoczenie z Chinami odbierze im pracę i perspektywy, ale także z hasłami "nic o nas bez nas". - To, co dzieje się w Hongkongu, w pewnym sensie jest lustrzanym odbiciem tej sytuacji - uważa ekspert "Się mówi". - Mieszkańcy metropolii, choć oficjalnie mieszkają na terenie Chin, mają odrębna kulturę i bardzo silnie sprzeciwiają się najazdowi Chińczyków na ich miasto.
Szacuje się, że Hongkong odwiedza około 40 milionów turystów rocznie, czyli blisko sześć razy więcej niż populacja miasta. Prognozy nie są optymistyczne - eksperci zakładają, że liczba zakupowiczów z Chin niedługo ma wzrosnąć do 70 milionów.
Zobacz: Birma chce wrócić do czasów świetności >>>
Jakie mogą być scenariusze dla zamieszek w Hongkongu - na ten temat w audycji "Się mówi" rozmawiali Dariusz Rosiak i Piotr Firan.
(kul, ac)