Po wojnie były nam potrzebne niewielkie, składane, kompaktowe meble Katarzyna Jasiołek
Po 1945 roku wielu mieszkańców polskich miast zmuszonych było zamieszkiwać klitki. Wyliczono, że trzyosobowej rodzinie do życia wystarczy 37 metrów kwadratowych, na których znajdował się przedpokój, łazienka, kuchnia, pokój albo dwa. Nic więc dziwnego, że szukano alternatywy dla przepięknych, wielkich przedwojennych mebli. - W latach 50. państwowy przemysł meblowy miał problem z zauważeniem zmieniających się potrzeb obywateli - mówi Katarzyna Jasiołek, autorka bloga heliotropvintage.pl oraz książki "Asteroid i półkotapczan. O polskim wzornictwie powojennym". - Produkowano wciąż wielkie trzydrzwiowe szafy, kredensy z nadstawkami ze szkła. To były meble, które wizualnie się podobały, wyglądały reprezentacyjnie, ale zajmowały dużo miejsca - dodaje. - W latach 60. zaczęliśmy wzorować się na meblach skandynawskich.
Fragment pokoju. Widoczny regał z radiem "Atut 2" i telewizorem "Alga", kącik wypoczynkowy (wersalka, fotel, stolik) i jadalny (stół oraz krzesła). źr. NAC
Meblościanka Kowalskich dla Kowalskich
Projektanci mieli też na uwadze mieszkańców wsi, którzy często dysponowali większą powierzchnią do zamieszkania i umeblowania. Starali się, specjalnie dla nich, zaprojektować inną linię mebli. Jednak, jak się okazało, to meblościanka na wysoki połysk była pożądana. To ona była symbolem prestiżu.
- Z racji popularności nazwiska Kowalski w Polsce, mało kto wie, że meblościankę Kowalskich zaprojektowali Kowalscy - Bogusława i Czesław, z Poznania - przypomina gość Czwórki. - Wystartowali w konkursie na mebel do małych mieszkań. Taki był początek tego sławnego mebla - dodaje.
W drodze od tego konkursu do naszych mieszkań mebel przeszedł ogromną rewolucję. Jego pierwowzór zakładał, że w meblościance umieszczony jest jednoosobowy tapczan, barek, stół. Później z części elementów zrezygnowano. Mebel fornirowano i często gładzono na wysoki połysk. - Myśl projektantów została wypaczona, co oni sami przyznają w wywiadach - podkreśla znawczyni powojennego designu. - Przemysł "zgarnął" meblościankę i nie dał im prawa decydowania o niej. Produkcję rozpoczęto w 1962 roku - dodaje.
Brązowe i bure - gdzie byli projektanci
Wbrew pozorom w fabrykach mebli znajdowały się ośrodki wzorcujące, w których pracowali zawodowi plastycy. To oni mieli za zadanie projektować meble - dla jednej lub kilku fabryk. Prawa autorskie wtedy nie istniały, dlatego też ich projekty wielokrotnie były przerabiane.
- Projektanci nie zakładali, że będziemy mieszkać w burych mieszkaniach, ale takie mieliśmy barwniki, tkaniny, parki maszynowe i taki efekt, że meble PRL-u to kolory ciemne, bure, buraczkowe, brudno-miodowe - wyjaśnia gość Justyny Majchrzak.
Zapotrzebowanie na meble w powojennej Polsce było duże, duża też była produkcja, jednak też ogrom mebli eksportowaliśmy.
Niektóre fotele, krzesła to dziś ikony tamtych czasów. Gość Czwórki wspomina o krześle Muszelka Teresy Kruszewskiej, Pająku i Płuckach Marii Chomentowskiej czy wiklinowych cudach Władysława Wołkowskiego. Nie zapomina też o wyjątkowych projektach Spółdzielni Artystów Ład czy fotelach Instytutu Wzornictwa Przemysłowego.
- Nie zapominajmy, że już wtedy patrzyliśmy na Zachód, który korzystał z tworzyw sztucznych - zaznacza Katarzyna Jasiołek. - Bardzo popularne stały się gazetniki, stołeczki czy kwietniki z metaloplastyki oplecione kolorową żyłką z igelitu - dodaje.
***
Tytuł audycji: Klucz Kulturowy
Prowadzi: Justyna Majchrzak
Gość: Katarzyna Jasiołek (autorka bloga heliotropvintage.pl, "Asteroid i półkotapczan. O polskim wzornictwie powojennym")
Data emisji: 07.03.2020
Godzina emisji: 15.16
pj/kd