Drużyna dowodzona przez Antoniego Piechniczka sięgnęła wówczas po brązowy medal, a wielką gwiazdą turnieju był Zbigniew Boniek, autor trzech goli w meczu z Belgią. W obrazie możemy zobaczyć jednak nie tylko wątki czysto piłkarskie, ale cały kontekst społeczny i polityczny.
Reżyserem produkcji jest Michał Bielawski. To dla niego debiut, jeśli chodzi o pełnometrażowy film dokumentalny, ale ma duże doświadczenia w pracy z archiwami. - Dość długo pracowałem w Polskim Radiu, a potem przeniosłem się do TVP Kultura, gdzie zbierałem właśnie doświadczenia na niwie dokumentów i reportażu. Udało mi się zrobić kilka materiałów, które obiektywnie uważam za udane i z których jestem zadowolony. Tam też poznałem montażystę Grzegorza Mazura, z którym pracowałem wspólnie nad "Mundialem" - opowiadał o drodze zawodowej gość "Na cztery ręce".
Do pracy nad filmem Bielawskiego skłoniły nie tylko wspaniałe występy polskich piłkarzy. Równie interesujące i ciekawe było tło społeczno-polityczne. W Polsce był wówczas stan wojenny i był to jeden z najczarniejszych okresów w naszej historii. Transmisje w telewizji nadawano z kilkudziesięciosekundowym opóźnieniem. Zabieg ten był potrzebny technikom, aby mogli "wyczyścić" obraz z flag Solidarności zawieszonych na stadionach w Hiszpanii. - Nigdy wcześniej w jednym filmie nie pokazano tych wątków razem. Była albo piłka, albo kontekst polityki. Tymczasem one szły w parze. Duża część historii występu naszych piłkarzy naturalnie wiązała się z polityką, a flagowym tego przykładem był mecz z ZSRR, decydujący o awansie do półfinału - przypomniał reżyser. Nawiązał również do innego ciekawego wątku związanego z tą potyczką. Po meczu Zbigniew Boniek przyniósł na wywiad w telewizji koszulkę jednego z radzieckich rywali. Zdaniem części osób było to symboliczne i trykot ten należy traktować wręcz jako skalp. Nie brakowało jednak też głosów, że był to wiernopoddańczy gest, który nasz piłkarz musiał wykonać, żeby uzyskać zgodę na transfer do Juventusu Turyn, z którym de facto podpisał umowę jeszcze przed mistrzostwami.
Jak podkreśla Bartosz Hrapkowicz, prowadzący "Na cztery ręce", film jest bardzo przyjazny i atrakcyjny dla widza telewizyjnego. Nie brakuje w nim dynamicznych momentów, wywiadów oraz oczywiście archiwów. Jest to zarazem w dużej mierze cecha współczesnego kina dokumentalnego, do którego produkcji można wykorzystać wiele narzędzi sprawiających, że obraz wciąga odbiorcę bez reszty. - Są też animowane zdjęcia, sekwencje animowanych rysunków, specjalnie przygotowanych do filmu. Mówiąc zaś o archiwaliach muszę dodać, że są one zdobyte niejako z pierwszej ręki. Część z nich dopiero drugi raz ujrzała światło dzienne, a zostały specjalnie przygotowane na potrzeby filmu z taśmy. Można zobaczyć bardzo dużo, nieznanych dotąd zupełnie fragmentów z treningów reprezentacji - wylicza twórca.
Oprócz piłkarzy w "Mundial. Gra o wszystko" możemy też zobaczyć rozmowy z ludźmi, którzy w trakcie mistrzostw byli internowani w zakładzie karnym w Białołęce. To pozwala w pełni zrozumieć wspomniany wcześniej kontekst społeczno-polityczny. Zwłaszcza dla młodszej części publiczności będzie to więc zarazem lekcja historii.
Film Michała Bielawskiego można już oglądać w kinach. Wcześniej pokazywany był na festiwalach filmowych na całym świecie. W ubiegłym roku otrzymał Wyróżnienie Specjalne Jury Nagrody Millennium podczas Planete+ Doc Film Festival.
(ac/pj)