Wielka Brytania przykłada wagę do własnego dziedzictwa narodowego jak mało który kraj. A jednak nie potrafi obronić się przez armią prywatnych poszukiwaczy, którzy przeczesują wyspę z wykrywaczami metali w ręku – alarmuje "The Independent".
Niedawno ukazał się pierwszy ogólnokrajowy raport dotyczący tego problemu. Ujawnił on, że złodzieje z nowoczesnymi wykrywaczami plądrują nie tylko przypadkowe pola i łąki, ale i najcenniejsze brytyjskie stanowiska archeologiczne. Pozyskane dzięki wykrywaczom przedmioty – siekiery, groty, a nawet ozdoby ze srebra i złota, np. bezcenne torkwesy, trafiają potem na strony internetowych serwisów aukcyjnych. Brytyjska policja uważa, iż część rabusiów stworzyła luźno powiązane ze sobą sieci, aby w ich ramach przekazywać sobie informacje o lukratywnych i niestrzeżonych stanowiskach. Jak donosi oficer policji z hrabstwa Kent, odnotowano nawet przypadki gróźb, jakie rabusie składali właścicielowi ziemi, próbującemu wygonić ze swoich posiadłości złodziei z wykrywaczami.
Co prawda, rzadko zdarza się, aby skradzione zabytki miały dużą wartość finansową, ale to dla archeologów żadna pociecha: nawet kawałek glinianego naczynia może bowiem nieść ze sobą nieocenione informacje historyczne, jeżeli zostanie wykopany i zadokumentowany w archeologicznym kontekście.
- Odpowiedzialni detektoryści dostarczają nam cenne świadectwa historii, ale nielegalna działalność innych powoduje, że całe to środowisko ma złą reputację – mówi prof. Barry Cunliffe, znany w Polsce dzięki swoim publikacjom na temat Celtów, a na co dzień przewodniczący English Heritage, brytyjskiej instytucji odpowiedzialnej za ochronę dziedzictwa historycznego.
- Rabusie, którzy zabierają zabytki bez właściwego zadokumentowania ich pochodzenia, stają się złodziejami bezcennej wiedzy archeologicznej, która należy do nas wszystkich - wyjaśnia Cunliffe. - Nawet kiedy uda się odzyskać zabytek, to wiedza o tym, w jakim kontekście oryginalnie odkryto przedmiot, jest często całkowicie utracona, a to znacząco zmniejsza wartość historyczną zabytku.
Przeszukiwanie ziemi za pomocą wykrywaczy metali bez zgody właścicieli ziemi lub w miejscach, gdzie w ogóle jest to zabronione, zwane jest w Anglii „nighthawking”. Co gorsza, wielu ludzi ma takie hobby, nie zdając sobie sprawy z tego, że popełniają przestępstwo. Wędrówki w z wykrywaczami metali stały się popularne na początku lat 70. XX wieku. Od tego czasu problem narasta.
Członkowie English Heritage mają nadzieję, że publikacja raportu i jego nagłośnienie podniosą świadomość społeczną w tym względzie. Warto bowiem wiedzieć, że w latach 1995-2008 policja odnotowała aż 240 rajdów rabusiów z wykrywaczami metali. A przecież to tylko niewielki procent rzeczywistej ich liczby! Raport wykazał, że rabusie zaatakowali co 20 stanowisko archeologiczne, najczęściej pochodzące z okresu rzymskiego, gdzie przedmiotów z metalu (np.monet) jest najwięcej.
Dr Pete Wilson z English Heritage apeluje, aby wprowadzić obowiązek wykazania legalnego źródła, z jakiego pochodzi sprzedawany na aukcji zabytek. Wzywa także internetowe serwisy aukcyjne, by staranniej monitorowały przedmioty, jakie się u nich sprzedaje.
Pamiętajmy, że podobny problem – chociaż wciąż nie nagłośniony – występuje i w Polsce. Detektoryści przeczesują pola bitew, ale i archeologiczne stanowiska z dawniejszych epok, okradając nas wszystkich ze wspólnego historycznego dziedzictwa.
Eugeniusz Wiśniewski