Ssaki dotarły na Madagaskar z Afryki na tratwach. Na łamach tygodnika „Nature” naukowcy przedstawili teorię, która może tłumaczyć bioróżnorodność wyspy. Może być też podpowiedzią, jak w prehistorycznych czasach zwierzęta wędrowały między kontynentami.
Madagaskar jest uważany za jedno z najbardziej zróżnicowanych przyrodniczo miejsc świata. Jego lasy są domem dla ponad 150 gatunków ssaków - lemurów, wydr płetwonogich, i wielkich szczurów madagaskarskich. Wszystkie występujące tam zwierzęta z gromady ssaków należą do zaledwie czterech rzędów.
To, dlaczego na wyspie występuje tak wiele gatunków będących przedstawicielami tak niewielu rzędów długo pozostawało tajemnicą. Niektórzy naukowcy zaproponowali nawet teorię, że 20-60 milionów lat temu być może istniał lądowy pomost pomiędzy Madagaskarem i Afryką. Geologia regionu nie przynosi jednak dowodów na takie połączenie. Co więcej, gdyby istniał, na Madagaskar dostałyby się także większe ssaki – lwy, żyrafy, małpy czy słonie.
Innym wyjaśnieniem może być hipoteza, którą po raz pierwszy zaproponował 70 lat temu amerykański paleontolog George Gaylord Simpson. Mówi ona o tym, że małe ssaki zostały przypadkowo zabrane do wody przez sztormy, uratowały się i płynąc na fragmentach drzew dotarły do wybrzeży Madagaskaru. Zwierzęta które przeżyły, ewoluowały w ciągu milionów lat, aby wypełnić liczne nisze w ekosystemie wyspy.
Współczesny spław drewna. Fot. Tony Hisgett, źr. Wikipedia.
Idea sprzed 70 lat zainteresowała naukowców, którzy dziś szukają przesłanek, by rozwiać tajemnicę Madagaskaru. Matthew Huber z Purdue University w Stanach Zjednoczonych i Jason Ali z University Hong Kong uważają, że teoria Simsona jest najbardziej prawdopodobna.
Pomysł, aby zwierzęta mogły przemierzać setki kilometrów po wodach oceanów, czepiając się kawałków drewna "brzmi co najmniej wątpliwe", przyznaje Huber, paleoklimatolog, jeden z autorów publikacji w Nature. – Podstawową rzeczą jest to, aby pamiętać, że nie musi zdarzać się to często. Kilka lemurów-szczęściarzy w ciągu milionów lat w zupełności wystarczy, niczego więcej nie potrzeba - dodaje.
Coś, co udało się już raz na milion lat, dziś byłoby niemożliwe. Teraźniejsze prądy morskie, występujące między Madagaskarem a kontynentem, odpływają z wyspy, a nie biegną w jej kierunku. Jak jednak dowodzą naukowcy, przed milionami lat układ prądów sprawiał, że przeprawa „tratwami” była nie tylko możliwa, ale także dość szybka. Wyniki ich badań bazują na trwającej trzy lata komputerowej symulacji prądów morskich.
60 milionów lat temu Madagaskar i kontynent afrykański znajdowały się około 1650 kilometrów na południe wobec obecnej pozycji. Takie ułożenie sprawiłoby, że znalazłyby się pod wpływem zupełnie innych prądów morskich niż dzisiaj – dryfujące drewno, a na nim lemury i inne niewielkie zwierzęta, podążałoby prosto w kierunku Madagaskaru. Prądy były także znacznie silniejsze niż dzisiaj, co znacznie skracało czasu podróży, do 30 dni lub nawet mniej, zwłaszcza jeśli w tym regionie występowały silne tropikalne wiatry.
- To w rzeczywistości całkiem proste - mówi Ian Tattersall, paleontolog w American Museum of Natural History w Nowym Jorku. - Wielu biologów skłania się już do teorii spławu (rafting theory), ponieważ mogłaby wyjaśnić obecną bioróżnorodność - wyjaśnia. Nowa analiza przynosi ostatnie z brakujących elementów układanki.
Biorąc pod uwagę prostotę rozwiązania problemu, może wydawać się zdumiewające, że nikt nie rozwiązał go wcześniej. Ale paleontolodzy nie są odpowiednio przygotowani do badania modeli starożytnych prądów oceanicznych. Jak podkreśla Tattersall, wymaga to naprawdę dużej wiedzy i wielu różnorakich analiz.
Przemysław Goławski, na podstawie Nature
Jednym z najbardziej niesamowitych lemurów jakie odnaleziono na Madagaskarze jest Król Julian: