Tak Tomasz Bagiński, animator, reżyser i rysownik, wyobraża sobie polską prezydencję w UE.
Motywem przewodnim filmu Tomasza Bagińskiego, który ma promować polską prezydencję w Unii Europejskiej, jest taniec. Ale, jak opowiada sam twórca, pomysł nie od razu przypadł do gustu wszystkim zainteresowanym, a dyskusje pomiędzy nim, znanym tancerzem Agustinem Egurrolą i Ministerstwem Spraw Zagranicznych były długie i burzliwe. – Koncepcja "docierała się" przez kilka miesięcy – opowiada Bagiński w studiu Czwórki. – Chcieliśmy odejść od schematu takiego zwyczajnego filmu promocyjnego.
Ich wybór padł na taniec, bo ten "oparty jest głównie na emocjach" i "nie trzeba być filozofem, by próbować go poczuć". Zresztą Bagiński podkreśla, że miał sporo swobody przy produkcji tego filmu, a ministerstwo nie narzucało mu swoich pomysłów. – Gdyby to miało wyglądać tak, jak tworzenie zwykłego 30-sekundowego filmu reklamowego, gdzie zamawiający dzwoni co 3 dni i zgłasza poprawki, to takiego filmu nie dałoby się zrobić po prostu. Nie w tym czasie i nie z takim budżetem.
Produkcja filmu trwała około 9 miesięcy, ale pierwsze cztery to było pisanie muzyki i dopracowywanie koncepcji, ustawienie choreografii. – Tak więc realna praca trwała około 5 miesięcy – wylicza Bagiński – A to nie jest wcale tak dużo jak na film animowany, stereo, 3D. Jak podkreśla artysta "animacja jest taką sztuką, w której pierwsze efekty widoczne są dopiero pod koniec pracy". – Mieliśmy szczęście trafić na fajnych ludzi, którzy obdarzyli nas więc zaufaniem – opowiada Bagiński. By dowiedzieć się więcej o tym, jak wyglądały prace nad produkcją filmu, posłuchaj całej audycji.
Zobacz animację, promującą polską prezydencję w Unii Europejskiej:
Mimo że takich projektów Bagiński i jego współpracownicy zrobili już sporo, sam twórca przyznaje że to zamówienie było wyjątkowe, a "wysiłek większy niż przy tworzeniu codziennych, komercyjnych reklamówek". - Nie chodziliśmy ze sztandarami do pracy, nie było patriotycznych uniesień, ale wkładaliśmy w to bardzo dużo wiary, bo tego typu projekty pozwalają zrobić to, co nie zawsze da się zrobić w zwyczajnych reklamach – opowiada artysta. – Tu mogliśmy się pobawić, wyjść trochę poza ograniczenia techniczne, spróbować nowych narzędzi.
Film Bagińskiego każdy interpretuje inaczej, niektórych urzeka, innych wzrusza, jeszcze innym "pachnie mesjanizmem". – I to mi się właśnie podoba! – mówi twórca. – Sposobów interpretacji tego filmu jest straszliwie dużo.
Oczywiście nie obyło się też bez kontrowersji. – Nie przejmuję się tym. – mówi Bagiński. – Z moich obserwacji wynika, że ten film obrywa, ale sukcesem jest, że każdy ma na ten temat coś do powiedzenia. Dyskusje wokół tego filmu cały czas się toczą, zataczają coraz szersze kręgi.
Jak podkreśla Bagiński "częścią filmu jest jego życie później". – Ważne, że to życie istnieje, nawet jeśli nie do końca jest takie, jak sobie zaplanowaliśmy – podkreśla artysta. – Oczywiście, że wolałbym, żeby było więcej głosów zadowolonych ludzi, ale dla mnie najważniejsze jest to, żeby film żył swoim życiem.
(kd)