Przed nami dziewiąta już odsłona Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Mimu. Dziś jest to jeden z najłatwiej rozpoznawalnych festiwali pantomimy w Europie, głównie przez jakość prezentowanych na nim spektakli, czyli wierność pantomimie w jej klasycznej formie. Czym dla pana jest pantomima w jej najczystszej formie?
Panuje duże zamieszanie w kwestii definiowania teatru pantomimy. Wielu odbiorców tej sztuki ciągle nie wie czym ten teatr jest, przez co bardzo często myli np. teatr tańca z teatrem pantomimy. Różnica między nimi jest znacząca. W teatrze tańca aktorzy wyrażają swoje sekwencje poprzez choreografię. W teatrze pantomimy każdy ruch musi być umotywowany. Jest to podyktowane niepisaną zasadą, zgodnie z którą najpierw u aktora mimu musi pojawić się myśl, która wywołuje jakieś emocję, te z kolei powodują ruch lub bezruch. Działanie pojawia się na końcu przez co ruch, staje się myślą.
Gdzie należy postawić granicę między tym co jest sztuką mimu, a tym co wykracza daleko poza nią?
Tą granicą jest dla mnie słowo. Dziś wiele teatrów stara się wprowadzać werbalizację myśli do pantomimy, co moim zdaniem niszczy magię, która przynależy do tej sztuki. Teatr ciała niesie za sobą zupełnie inną magię niż teatr słowa. Jest oczywiście możliwe połączenie tego wszystkiego, ale ja nadałbym temu zupełnie inną nazwę, np. teatr dramatyczny z elementami pantomimy.
Podczas tegorocznej edycji festiwalu wystąpi u nas teatr, który używa dźwięków. Moim zdaniem jest to już przekroczenie pewnej granicy.
Ubiegłoroczni goście festiwalu - Teatr Derashinera Company z Japonii - wielokrotnie powtarzali, że dla nich największym atutem pantomimy jest jej wielowartswowość. Podkreślali, że każdy odbiera w inny sposób to, co jest pokazywane na scenie, bo w pantomimie nic nie jest narzucane. Czy dla pana, jako aktora-mima, to samo jest najważniejsze w teatrze gestu?
Rzeczywiście jest tak, że ten teatr daje odbiorcy duży wachlarz interpretowania tego, co dzieje się na scenie. Przedstawiane historie nigdy nie dają jednoznacznych odpowiedzi. Dla mnie jednak najważniejsze w teatrze pantomimy jest wywołanie emocji. Wierzę, że dzięki pantomimie one mogą być prawdziwe. Jeśli chodzi o aktorów, to uważam, że mim powinien mieć w sobie pewną prawdę i świadomość tego, po co na tej scenie jest. W sztuce mimu nie chodzi też o prezentowanie ciekawych pomysłów. Każda opowieść musi nieść coś wartościowego. Ja uwielbiam historie. Teatr pantomimy wbrew pozorom taką kopalnią różnych historii jest.
Czy emocje, o których pan wspomniał mim może wywołać w odbiorcy tylko poprzez swoje ciało czy też może są jakieś nieznane dla odbiorców „triki”? Przywoływani już Japończycy podkreślali, że zawsze starają się nawiązać kontakt wzrokowy z odbiorcą.
Aktor może wywoływać w odbiorcy poruszenie jeśli współgrają w nim trzy elementy - intelekt, emocje i ciało. Bez tych elementów, nie możemy mówić o prawdziwej sztuce mimu.
Jaka jest droga aktora gestu do osiągnięcia takiego stanu?
Nie jest ona łatwa. Mi np. kiedyś wydawało się, że pracuję bardzo ciężko. Po kilkunastu latach pracy widzę, że dopiero teraz tak pracuję. Wcześniej pracowałem tylko uczciwie. Im dłużej zajmuję się teatrem pantomimy moja świadomość związana z umiejętnościami, które powinienem nabyć jest większa. Początkujący aktor pantomimy jest w stanie wyrazić tyle, ile jest w stanie wyrazić jego ciało. Cała praca nad ciałem polega na tym, żeby poszerzyć możliwości jego wyrazu. Na to składają się różne ćwiczenia. Ponieważ jest to teatr ciszy, wielu z aktorów medytuje, bo by móc przekazać tę ciszę, trzeba mieć ją w sobie. Posiadanie jej to jedna rzecz, a umiejętne przekazanie, to druga rzecz. To zajmuje lata pracy. Same techniki docierania do takiego etapu są różne, ale w późniejszym etapie nie mają już one znaczenia.
Jest pan doświadczonym aktorem pantomimy. Czy ciało stawia panu jeszcze ograniczenia, których nie jest pan w stanie pokonać?
Tych ograniczeń jest wiele i całe szczęście, że one są. Co więcej, mam nadzieje, że one cały czas będą. Tej sztuki nie da się nauczyć w ciągu kilku miesięcy czy nawet lat. Nawet uczniowie Marcela Marceau po trzech latach nauki w jego szkole posiadają tylko bardzo dobry warsztat. Wszystko co nastąpi później jest najbardziej wartościowe. Faktycznie zajmuję się pantomimą od kilkunastu już lat. Patrząc tylko przez pryzmat czasu, wydaje się to bardzo dużo, jednak w kontekście pantomimy i tego, że cały czas odkrywam coś nowego, nie jest to dużo. W teatrze pantomimy im aktor jest starszy tym lepiej, bo dzięki nabytemu doświadczeniu może więcej pokazać na scenie.
Jakie są najmocniejsze punkty tegorocznej odsłony festiwlu?
Z niecierpliwością czekam na występ grupy „Silence”, której członkowie byli bliskimi współpracownikami Marcela Marceau. Z najwybitniejszym przedstawicielem pantomimy współpracowali także członkowie „Monsieur et Madame”, którzy pochodzą z Francji. Pomimo tego, że obie te grupy występowały u boku Marcela Marceau, prezentują zupełnie inny rodzaj pantomimy. Polecam też spektakl „Lombard” w wykonaniu Teatru Mimo. Jest to pantomima inspirowana wczesną etiudą Marcela Marceau. Spektakl miał swoją premierę w kwietniu 2009 roku podczas Międzynarodowego Festiwalu Pantomimy w Izraelu. Polska premiera odbyła się 21 maja 2009 roku w Teatrze Na Woli w Warszawie.
Przedstawienie jest pierwszą produkcją utworzonego niedawno w Teatrze Na Woli Warszawskiego Centrum Pantomimy. Organizujemy też wieczór, który złożony jest z etiud kilkudziesięciu artystów, pochodzących z dziewięciu zakątków świata. Artyści zaprezentują spektakl pt. „ Modern mime evening”.
Czy jako dyrektor artystyczny festiwalu dąży pan do tego, by on ewoluował czy zachowywał pewną konsekwencję?
Bliższy jestem temu, by festiwal był rozpoznawalny na całym świecie przez swoją konsekwencję. Chcę by warszawski festiwal nadal kojarzył się z klasycznym teatrem pantomimy.
Rozmawiała Magdalena Zaliwska