Wśród pomysłów autorów były porady dla rolników z Kalendarza Encyklopedyczno-Informacyjnego (na r. 1921), zalecające: młócenie sera w styczniu, otrząsanie drzew z ogórków w październiku i zbieranie niepotrzebnych grzybów w listopadzie.
Oparami absurdu nazywają internauci wiele zjawisk. Do nich w minionym tygodniu doszły argumenty polityków i publicystów lansowane w dyskusjach o finansach Kościoła. Jeśli zaś takowa debata ma do czegoś prowadzić, to powinna się toczyć o faktach, a nie o mitach.
Mit pierwszy powstał o Funduszu Kościelnym, który mitologicznie tylko jest nadzwyczajnym obciążeniem budżetu państwa. Stworzyli go komuniści w 1950 r. i miały doń wpływać dochody uzyskiwane z przejętego majątku kościelnego. Miał być dzielony między kościoły proporcjonalnie do zabranych nieruchomości. Nigdy tak się nie stało. Fundusz jest dzisiaj zasilany z budżetu państwa – w roku bieżącym kwotą 89 mln zł, co stanowi 0,03 proc. budżetu. Całość tej sumy otrzymuje w miesięcznych transzach ZUS na składki emerytalne księży niezatrudnionych na umowę o pracę – a więc tych, którzy choć aktywni zawodowo w czasach komunizmu, pozbawieni byli prawa do emerytalnego ubezpieczenia. Był to element dyskryminacji. Wypłaty emerytur i rent z Funduszu Kościelnego to nie kwestia żadnego przywileju, lecz elementarnej sprawiedliwości. Dla porównania skali wydatku – otwarta tydzień temu 62-kilometrowa autostrada z Grudziądza do Torunia kosztowała… 700 milionów euro!
Mit drugi to przywilej podatkowy duchownych. Często związany też z wierutnym kłamstwem, że duchowni podatków nie płacą. Płacą podatek ryczałtowy, podobnie jak dziesiątki tysięcy przedsiębiorców, z tą różnicą, że naliczany jest od ilości mieszkańców parafii, w której księża pracują. Płacą więc za wierzących i niewierzących, również za kłamiących o Kościele polityków, w tym za jednego z nich, który za darmo odbywał studia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Ponadto, jeśli mają dochody inne niż z pracy duszpasterskiej w kościele, duchowni opodatkowani są dokładnie tak samo, jak reszta obywateli. Powodowany mitologiczną fantazją jeden z polityków (Stanisław Żelichowski, PSL) postulował, aby „ustalić jasne kryteria pozyskiwania pieniędzy dla Kościoła, ale tak, żeby Episkopat Polski na tym za bardzo nie zarobił.” Oto mit trzeci: Kościół pozyskuje pieniądze dla zarobku, a nie na prowadzenie szkół, domów opieki, ośrodków duszpasterstwa młodzieży i studentów, stołówek dla bezdomnych czy domów samotnych matek…
Na omówienie innych mitów tego rodzaju zabrakłoby czasu na antenie nie tylko w Familijnej Jedynce, ale prawdopodobnie we wszystkich 4 programach Polskiego Radia. Problem w tym, że i publicyści katoliccy nie zawsze znajdują rzeczową odpowiedź na sofistyczne argumenty. Słusznie odnotował we wtorkowym (18.10.11) felietonie portalu Deon.pl ks. Dariusz Piórkowski, że „trzeba odwoływać się raczej do argumentów prawnych, kulturowych i historycznych niż wdawać się w emocjonalne walki i pyskówki. Bo inaczej będziemy tylko dolewać oliwy do ognia… Na palcach jednej ręki można policzyć publicystów katolickich, którzy mogą i chcą powiedzieć coś sensownego o Kościele, bez zacietrzewienia i fanatyzmu.” Autor felietonu kończy refleksję wnioskiem, pod którym chętnie i ja się podpiszę: „W każdym razie, niewykluczone, że Opatrzność dopuszcza działania Janusza Palikota i jemu podobnych, by dać nam kuksańca i wezwać do bardziej wytężonej aktywności w przestrzeni publicznej, a nie tylko w obrębie murów kościoła.”
O. Grzegorz Dobroczyński SI