W nocy z 4 na 5 sierpnia 1944 roku alianckie samoloty po raz pierwszy wykonały przelot nad walczącą Warszawę i dostarczyły zaopatrzenie powstańcom.
48:50 Lotnictwo alianckie i polskie z pomocą powstańczej Warszawie (RWE, 14.08.1966).mp3 Audycja Tadeusza Żeńczykowskiego na temat wsparcia Powstania Warszawskiego, zilustrowana osobistymi relacjami lotników. (RWE, 14.08.1966).
Powstanie Warszawskie - zobacz serwis specjalny
Apel o pomoc
Warszawa 1 sierpnia 1944 roku stanęła do walki. Czwartego dnia powstania gen. Tadeusz Bór-Komorowski wysłał meldunek do Londynu, w którym kategorycznie wezwał o pomoc. Żądał zaopatrzenia w broń i amunicję drogą powietrzną.
29:26 Rozmowa z kpt. Stanisławem Litakiem (RWE, 31.07.1987).mp3 Rozmowa z kapitanem Stanisławem Litakiem o pomocy niesionej przez lotników walczącej Warszawie. (RWE, 31.07.1987)
09:29 Wypowiedź Sir Johna Slessora organizatora lotniczego zaopatrzenia walczącej Warszawie (RWE, 7.08.1964).mp3 Wypowiedź marszałka RAF, Johna Slessora, na temat organizacji lotniczego zaopatrzenia walczącej Warszawy. (RWE, 7.08.1964)
Wówczas jeszcze przewidywał, że walki potrwają co najmniej kilka dni. Raportował o poświęceniu ludności cywilnej, która bierze udział w budowie barykad i garnie się do walki. Niestety brakowało dla nich broni. Gen. Bór-Komorowski wskazał teren zrzutów na Cmentarz Żydowski na Okopowej, plac Napoleona [obecnie plac Powstańców Warszawy – przyp. red] i Małe Getto. – Od otrzymanej od was amunicji zależy nasze wytrwanie w walce – zaznaczał dowódca w raporcie do Londynu.
Posłuchaj meldunku gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego w programie Polskiego Radia "Dni walczącej stolicy" Władysława Bartoszewskiego.
08:36 Felieton historyczny Andrzeja Pomiana o amerykańskiej operacji wsparcia Warszawy Frantic VII.mp3 Felieton historyczny Andrzeja Pomiana o amerykańskiej operacji wsparcia Warszawy "Frantic VII". (RWE, brak daty)
Premier rządu na uchodźstwie, Stanisław Mikołajczyk, na początku sierpnia 1944 roku poprosił Józefa Stalina o wsparcie dla walczącej stolicy. Niestety dyktator ociągał się z udzieleniem pomocy, a w końcu nie zgodził się na to, aby alianci lądowali na sowieckich lotniskach w celu uzupełnienia paliwa i wykonania napraw samolotów. Musieli przebyć drogę z Włoch nad Warszawę na jednym baku, co dodatkowo utrudniało i tak już wystarczająco niebezpieczną misję.
Brindisi-Warszawa-Brindisi
Z początku alianci nie zamierzali wysłuchać apelu gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego.
– Jako dowódcy brytyjskich sił powietrznych na śródziemnomorskim teatrze wojennym przypadło mi w udziale zadanie nie do pozazdroszczenia. Próba wykonania rozkazu, który od początku uważałem za przedsięwzięcie beznadziejne: udzielenie pomocy bohaterskim żołnierzom Armii Krajowej, walczącej w Warszawie, w postaci zrzutów broni i zaopatrzenia – wspominał tamte dni marszałek Royal Air Force, John Slessor w Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa.
Alianccy lotnicy mieli do pokonania ok. 1300 km z położonego w południowych Włoszech Brindisi. Trasa była niezwykle trudna ze względu na warunki naturalne i przelot nad wysokimi górami, a także z powodu niebezpieczeństwa zestrzelenia przez nieprzyjaciela. Na lecące nocą samoloty polowała niemiecka obrona przeciwlotnicza i nocne patrole myśliwców przechwytujących. Wiele z nich powracało z misji z uszkodzeniami i rannymi na pokładzie.
- Już z bardzo wielkiej odległości ujrzeliśmy czerwoną łunę, a gdy zbliżyliśmy się, łuna zamieniła się w morze płomieni. Potem nie mieliśmy czasu się przyglądać, bo oślepieni światłem reflektorów pikowaliśmy w dół przez powietrze pełne pękających granatów. Zrzuciliśmy zasobniki i dokonaliśmy zdjęć na dowód, że zrzut został wykonany we właściwym punkcie miasta. Szczęśliwie udało nam się wrócić do bazy – wspominał południowoafrykański lotnik, kpt. Marsh w Radiu Wolna Europa.
Pierwsi polecieli polscy lotnicy
Pierwsze loty z zaopatrzeniem dla Warszawy wykonali polscy lotnicy. Udawali się na niemal samobójcze misje w myśl hasła "Miłość żąda ofiary", które zdobiło ich sztandar.
– Gdy ciemną nocą, 4 sierpnia, usłyszeliśmy tuż ponad domami Warszawy potężny warkot motorów, radość nasza nie miała granic. Wiedzieliśmy, że nie jesteśmy osamotnieni, że braterstwo broni nie uznaje przeszkód, że możemy liczyć na pomoc. Nie wiedzieliśmy jeszcze, jak wysoka jest cena tej pomocy – wspominał w Radio Wolna Europa kpt. Tadeusz Żenczykowski, uczestnik powstania i późniejszy pracownik RWE.
Po kilku udanych misjach brytyjski marszałek John Slessor zezwolił na udział załóg innych narodowości. Operacja zrzutów nad Warszawą zaczęła przybierać na sile.
Zobacz i posłuchaj o katastrofie jednej z alianckich załóg, która rozbiła się na ul. Miodowej w centrum Warszawy:
We wsparciu Powstania Warszawskiego uczestniczyli lotnicy z Polski, Wielkiej Brytanii, Republiki Południowej Afryki, Australii i Stanów Zjednoczonych.
"Frantic VII"
Nocne zrzuty zaopatrzenia szybko okazały się niewystarczające. Pojawił się pomysł dziennych nalotów dywanowych, do którego przychyliła się amerykańska VIII Flota Powietrzna, która stacjonowała w Anglii. Już 11 sierpnia 1944 roku była przygotowana do przeprowadzenia masowego zrzutu nad Warszawą.
Do wykonania takiej akcji również niezbędny był dostęp do sowieckich lotnisk. Stalin ponownie nie chciał się zgodzić. W związku z tym alianccy lotnicy startowali wciąż z Brindisi. Ich skromne zrzuty nie pozwalały na spełnienie zapotrzebowań powstańców, ale dodawały im psychologicznego wsparcia w walce z wrogiem.
Dyktator ugiął się dopiero 10 września i zezwolił na lądowanie aliantów na lotniskach Armii Czerwonej. Potężna operacja amerykańska pod kryptonimem "Frantic VII" rozpoczęła się 18 września. Wcześniejszy wylot okazał się niemożliwy z powodu niesprzyjającej pogody.
Ponad 100 bombowców B-17 Flying Fortress w asyście myśliwców zrzuciło prawie 1300 zasobników z zaopatrzeniem dla powstańców. Znajdowały się w nich przede wszystkim broń i amunicja, ale również papierosy. Niestety, większość z zasobników nie trafiła do powstańców, ponieważ kontrolowali już tylko niewielki obszar Warszawy. Nalot z 18 września został przeprowadzony za dnia i wywarł duże wrażenie na warszawiakach.
Powstanie dogasa
Sowieci nie zgodzili się na powtórzenie amerykańskiego zrzutu. Obawiali się, że mógłby za bardzo wesprzeć powstańców i przedłużyć walki w stolicy Polski. W drugiej połowie września rozpoczęły się zrzuty lotnictwa Armii Czerwonej. Służyły jedynie celom propagandowym, a nie pomocy walczącej Warszawie.
– Były zbyt nieliczne i nastąpiły o wiele za późno, by wywrzeć wpływ na przebieg walki. Zaopatrzenie, broń i amunicję zrzucano bez spadochronów. Dochodziła do naszych rąk poważnie uszkodzona lub wręcz niezdatna do użytku – wspominał kpt. Tadeusz Żenczykowski w swojej audycji na antenie Radia Wolna Europa.
13:01 kronika powstania warszawskiego _odc_6____pr iii 82651_tr_0-0_10724440b228b827[00].mp3 "Dni walczącej Stolicy" Władysława Bartoszewskiego o czwartym dniu Powstania Warszawskiego - 4 sierpnia 1944 roku. (PR, 4.08.1981)
W miarę wygasania walk zaprzestano lotów nad Warszawę. Operacja wsparcia Powstania Warszawskiego z lotniska w Brindisi była jedną z najbardziej kosztownych w stratach dla alianckiego lotnictwa. W lotach zestrzelono 19 samolotów RAF, w których zginęło 133 brytyjskich lotników. Polacy stracili 15 samolotów i 105 lotników.
– W Warszawie, jak te ognie się paliły, to pod sercem ściskało, w gardle też ściskało. Wiedzieliśmy, że pomiędzy tymi zgliszczami są nasi, że to się nasi palą – o emocjach towarzyszących zrzutom opowiadał jeden z lotników, kpt. Stanisław Litak w rozmowie z Radiem Wolna Europa.
sa