13 września 2024 roku na ekrany polskich kin wszedł film o Lee Miller, amerykańskiej modelce, fotografce i korespondentce wojennej, która pisała reportaże o działaniach na frontach II wojny światowej dla czasopisma "Vogue" i wykonywała fotografie dokumentujące m.in. nazistowski koszmar niemieckich obozów w Dachau i Buchenwaldzie.
W historii zapisała się jednak przede wszystkim jako bohaterka jednego z najbardziej ikonicznych zdjęć z końca II wojny światowej. Kobieta została sfotografowana podczas kąpieli w tzw. "wannie Hitlera" - w łazience prywatnego apartamentu Führera w Monachium. W produkcji "Lee. Na własne oczy" twórcy odtwarzają okoliczności powstania zdjęcia, a w rolę modelki wciela się Kate Winslet.
Jako korespondentka wojenna Lee Miller była wojowniczką jedynej w swoim rodzaju armii - legionu dziennikarek i dziennikarzy, pisarek i pisarzy, fotoreporterek i fotoreporterów, ludzi, którzy, choć sami nie władali bronią, podchodzili tak blisko toczącej się walki, jak to możliwe, aby widzieć, opisywać i uwieczniać wojnę w jej najrozmaitszych przejawach. Przedstawiamy subiektywny wybór autorów tworzących tę osobliwą grupę.
Jak to się zaczęło...
Wojny to chleb powszedni ludzkości od samego początku jej istnienia. Od zawsze też stanowiły przedmiot fascynacji, co znalazło odbicie w niezliczonych dziełach literackich, plastycznych i muzycznych, a później również w twórczości audio-wizualnej. Od tysięcy lat wojny były również jednym z głównych obszarów zainteresowań historyków, bo to właśnie one tworzyły i niszczyły państwa oraz imperia, to one przesuwały granice stref wpływów i odciskały ślady w wielu kulturach na całym świecie, to one wpisywały się w istniejące mity lub inspirowały powstawanie świeżych narracji.
Wielotomowe "Dzieje" słynnego Herodota, uważane za jedno z dzieł założycielskich kultury europejskiej, osnute są wokół wojen grecko-perskich z V wieku p.n.e. Choć daleki od bezstronności, Herodot wyznaczył pewne standardy pisania o historii, a także pewien rodzaj patrzenia na wojnę jako emanację odwiecznej walki przeciwnych sił moralnych - dobra i zła.
W tej perspektywie, przez wieki powielanej potem przez polityków oraz ich piewców, znika okrucieństwo, niepotrzebna śmierć i koszmar zabijania ludzi, a w ich miejsce pojawia się dychotomia sprawiedliwości i niesprawiedliwości. Z tej mitologii wojna została oczyszczona dopiero w XX wieku, i to właśnie dzięki m.in. korespondentom wojennym - a także dzięki pisarzom, którzy doświadczyli wojny i rozpoznali jej destrukcyjną istotę.
Literatura na froncie
Literatów z powodzeniem próbujących swych sił w reportażu wojennym było i wciąż jest całkiem sporo. Już w XIX wieku znakomite obrazki z żołnierskiej codzienności w czasach wojny krymskiej (1853-1856) wysyłał do prasy dwudziestoparoletni oficer Lew Tołstoj, przyszły twórca "Wojny i pokoju". Na przełomie wieków równie młody Winston Churchill był korespondentem podczas kilku wojen toczonych w brytyjskich koloniach.
Wojenne reportaże pisały takie sławy literatury XX-wiecznej, jak Ferenc Molnar, Jack London, John Steinbeck, Albert Camus, Frederick Forsyth, Gabriel Garcia Marquez, Mario Vargas Llosa, Curzio Malaparte i Tiziano Terzani.
Po przeciwnych stronach wojny polsko-bolszewickiej (1919-1920) jako korespondenci działali Rosjanin Izaak Babel oraz polski pisarz Juliusz Kaden-Bandrowski, który jeszcze w czasie Wielkiej Wojny zasłynął jako kronikarz I Brygady Legionów Polskich i współtwórca mitu Piłsudskiego.
W czasach nam bliższych warto wyróżnić jednego z najpopularniejszych współczesnych pisarzy hiszpańskich. To Arturo Pérez-Reverte, który, zanim zyskał sławę jako autor książek przygodowych, przez 21 lat był korespondentem wojennym obserwującym konflikty m.in. na Cyprze, na Malediwach, w Czadzie, Libii, Sudanie, Mozambiku, Angoli, Tunezji, Zatoce Perskiej i na Bałkanach.
Pérez-Reverte jest autorem jednej z nośnych metafor określających miejsce pracy reportera wojennego. To "terytorium Komanczów", "gdzie instynkt każe zatrzymać samochód i zawrócić. Gdzie drogi są puste, a domy obrócone w ruiny, i zawsze wydaje się, że zaraz zapadnie zmrok; idziesz przyklejony do muru, w kierunku padających w oddali strzałów i słyszysz chrzęst swoich kroków na potłuczonym szkle (...). I choć nikogo nie widzisz, wiesz, że jesteś obserwowany. To tam, gdzie nie widzisz luf, ale lufy widzą ciebie".
W epoce mediów społecznościowych korespondentem wojennym może być niemal każdy, kto przypadkiem lub celowo znalazł się w rejonie konfliktu zbrojnego i ma dostęp do Internetu. Przewagą tego medium nad tradycyjnymi środkami przekazu jest radykalna demokratyzacja dystrybucji treści, natychmiastowa publikacja i równie natychmiastowa możliwość interaktywnej reakcji publiczności. Dla wielu pisarzy to jeden z podstawowych kanałów komunikacji z czytelnikami.
Gdy w lutym 2022 roku Rosja dokonała inwazji na Ukrainę, eskalując wojnę rosyjsko-ukraińśką trwającą od 2014 roku, jeden z najzdolniejszych poetów i prozaików ukraińskich Serhij Żadan, mieszkaniec Charkowa, rozpoczął serię krótkich wpisów na Facebooku, w których zdawał relację z ulic ostrzeliwanego miasta, większość tekstów ilustrując zdjęciami wykonanymi aparatem w telefonie komórkowym.
Tom złożony z tych facebookowych notek ukazał się jeszcze w 2022 roku w niemieckim przekładzie jako "Himmel über Charkiw" ("Niebo nad Charkowem"), a w 2024 roku wydano go w polskim tłumaczeniu pod tytułem "W mieście wojna".
***
Zobacz serwis specjalny poświęcony wojnie polsko-bolszewickiej:
Podejść jak najbliżej
Bez wątpienia najsłynniejszym pisarzem, który w swoim czasie trudnił się także pracą korespondenta wojennego, jest Ernest Hemingway. W latach 20. XX wieku pisał artykuły dla gazety "Toronto Star", w których relacjonował m.in. przebieg wojny grecko-tureckiej. W 1937 roku był korespondentem podczas wojny domowej w Hiszpanii. W 1944 roku znalazł się wśród dziennikarzy na jednej z łodzi podczas lądowania w Normandii. Dowództwo nie pozwoliło jednak reporterom na przybicie do brzegu - ostrzał niemiecki był zbyt silny.
Z kolei doświadczenia zdobyte w czasie I wojny światowej, którą poznał jako kierowca ambulansu Czerwonego Krzyża, zaowocowały klasycznymi pozycjami literatury wojennej – m.in. dziełami "Pożegnanie z bronią", "Komu bije dzwon" i "Słońce też wschodzi".
Hemingway w swoich fikcjach ustanowił nowoczesny XX-wieczny kanon pisania o wojnie, którą konsekwentnie odzierał z heroizmu, stawiając na prawdę o życiu młodych ludzi rzuconych na front i uwypuklając skutki, jakie wojna wywiera na ludzką duszę. Znać w jego prozie warsztat dziennikarza – pisarz uznał, że kwiecisty styl modernizmu nie pasuje do opisu brutalnej codzienności wojennej, użył więc rzeczowego i lapidarnego stylu narracji. Po nim już tylko tak pisano o wojnie.
Obok postaci Hemingwaya nie sposób nie wspomnieć Marthy Gellhorn, żony prozaika w latach 30. i 40. XX wieku, ale przede wszystkim (choć często sprowadza się ją wyłącznie do roli towarzyszki wielkiego pisarza) jednej z najsławniejszych korespondentek wojennych w dziejach. Jej "Face of War" ("Twarz wojny") to pozycja, która wciąż jest bestsellerem w dziedzinie reportażu wojennego.
Pisarka była korespondentką podczas wojny domowej w Hiszpanii (to tam zaczął się jej romans z Hemingwayem), opisywała III Rzeszę i zajętą przez nią Czechosłowację, w czasie II wojny światowej podróżowała do Finlandii, Hongkongu, Birmy, Singapuru, Wielkiej Brytanii i Normandii. Była świadkiem wyzwolenia obozu w Dachau. Potem pracowała jako reportażystka na frontach m.in. wojny wietnamskie, wojny sześciodniowej, wojny domowej w Salwadorze oraz inwazji USA na Panamę.
Miejsca dla korespondentów wojennych w każdym konflikcie jest zawsze dość, nie dziwi więc, że często z jednej wojny otrzymujemy kilka reportaży. Obok Hemingwaya i Gellhorn wojnę domową w Hiszpanii widział na własne oczy także George Orwell, który swoje obserwacje zapisał w książce "W hołdzie Katalonii". Zaś podczas wspomnianego D-Day w Normandii, zresztą w tej samej łodzi, z której nie wypuszczono Hemingwaya, znalazł się Ernest Pyle, do dziś uważany za jednego z najważniejszych w historii amerykańskich korespondentów wojennych.
Pyle dał się zapamiętać przede wszystkim jako człowiek, który umiał zjednywać sobie żołnierzy na froncie, nie zawsze chętnych do nawiązywania przyjaznych relacji z gryzipiórkami. Uważał, że prawdę w reportażu wojennym da się ująć jedynie wtedy, gdy się podejdzie tak blisko walk, jak to możliwe, gdy będzie się ryzykować życiem na równi z szeregowcami, gdy się pozna smak ich codziennego trudu.
Nazywał to "perspektywą pełzającego robaka". Metoda ta wpłynęła na wielu innych korespondentów wojennych, lecz dla samego Pyle'a okazała się w końcu pechowa. Podczas pracy na japońskim froncie II wojny światowej został śmiertelnie postrzelony w samochodzie, którym jechał wraz z dowódcą pułku i trzema oficerami. Po śmierci jego sława tylko wzrosła. Zazdrościł mu jej m.in. Ernest Hemingway, który sam wolał być najlepszym korespondentem wojennym swoich czasów.
Pośród zawieruchy lat 1939-1945 przez fronty konfliktów na całym globie przewinęły się setki kobiet i mężczyzn wysyłających depesze do redakcji gazet, piszących krótsze lub dłuższe reportaże, kolekcjonujących materiały do wydanych wcześniej lub później książek.
Jednym z tych, którzy pracowali jako korespondenci wojenni, a później przetwarzali swoje doświadczenia w literackiej fikcji, był Wasilij Grossman, autor doniesień prasowych z bitwy stalingradzkiej, bitwy berlińskiej oraz bitew pod Moskwą i na łuku kurskim.
Największym zaskoczeniem na liście autorek reportaży wojennych jest być może Ewa Curie, młodsza córka Marii Skłodowskiej-Curie, która wprawdzie nie była w ścisłym sensie korespondentką wojenną (prawie nie bywała w rejonach frontu), ale w okresie II wojny światowej jej teksty zebrane w czasie podróży po Europie i Azji cieszyły się wielkim powodzeniem wśród amerykańskich czytelników.
Reportaże te Curie zebrała w 1944 roku w tomie "Podróż wśród wojowników", która została nominowana do nagrody Pulitzera, przegrała jednak w starciu z książką wspomnianego Ernesta Pyle'a. Być może to sprawiło, że wojenna twórczość Ewy Curie została zapomniana na dziesiątki lat. Pierwsze polskie tłumaczenie "Podróży..." ukazało się dopiero w 2017 roku.
***
***
Niewyczerpane źródło
– Wojna jest oczywiście zjawiskiem, z którym ludzkość ma do czynienia od samego początku i zapewne będzie miała cały czas – zauważył w Polskim Radiu Wojciech Jagielski, jeden z najwybitniejszych współczesnych polskich reportażystów, a także korespondent wojenny, autor m.in. "Modlitwy o deszcz" (m.in. o konfliktach w Afganistanie) i "Wież z kamienia" o wojnie rosyjsko-czeczeńskiej.
55:39 jak opowiadać o wojnie____v2013007291_tr_0-0_421c39df[00].mp3 Jak opowiadać o wojnie? Z Wojciechem Jagielskim, Jerzym Haszczyńskim i Wojciechem Góreckim rozmawia Bartosz Panek (PR, 2013)
I choć żyjemy w czasach, w których wojen jest najmniej w porównaniu z jakimkolwiek wcześniejszym okresem w dziejach, to potwierdzeniem słów Jagielskiego jest nieustannie przyrastający korpus reportaży wojennych. Nie zawsze bowiem są to teksty powstałe na gorąco. Niekiedy autorzy potrzebują nawet kilkudziesięciu lat, by znaleźć właściwą formułę na opisanie tego, co widzieli na własne oczy.
Ze względu na specyfikę obiegu informacji w dzisiejszym społeczeństwie wciąż jednak najbardziej pożądana jest publikacja reportażu w stosunkowo krótkim czasie, gdy pamięć o jakimś wydarzeniu nie zatarła się jeszcze w zbiorowej świadomości. Nie wyklucza to wcale faktograficznej rzetelności czy trafności ocen. Gdy Anna Politkowska wydawała w 2002 roku swoją "Drugą wojnę czeczeńską", rozpoczęty w 1999 roku konflikt wciąż trwał (do 2009 roku).
Wciąż wiele pracy mają specjaliści od wojen na Bliskim Wschodzie, miejscu, w którym nieustannie tli się jakiś spór i co pewien czas ludzie na nowo wyjmują ukryte karabiny, by jeszcze raz iść zabijać tych, których uznają za swych wrogów. Niekiedy żołnierze i bojownicy w tym rejonie tak przesiąkają zbrodnią, że nie mają litości nawet dla dziennikarzy, zwyczajowo chronionych przez wszystkie strony konfliktów.
Taki los spotkał Marie Colvin. W 2001 roku korespondentka, która opisywała wojnę domową w Sri Lance, została zaatakowana przez jednego z żołnierzy, mimo że krzyczała "dziennikarka, dziennikarka!". Wystrzelony w jej stronę pocisk z granatnika przeciwpancernego zadał jej wiele ran i pozbawił wzroku w lewym oku, to jednak nie przeszkodziło jej na czas wysłać swojej redakcji artykułu na 3 tysiące znaków.
W 2012 roku Colvin relacjonowała oblężenie Himsu, jeden z epizodów wojny domowej w Syrii, gdy nagle centrum prasowe, w którym oprócz niej znajdowali się również inni dziennikarze, zostało wzięte na cel przez syryjską artylerię (spekuluje się, że użyto nawet naprowadzania satelitarnego). Korespondentka zginęła na miejscu. Bomby zabiły wówczas także francuskiego fotoreportera Rémiego Ochlika.
Inny autor reportażu z Bliskiego Wschodu - brytyjski dziennikarz i korespondent wojenny Robert Fisk - nie ma wątpliwości co do natury konfliktów zbrojnych. "To rządzący wmawiają ludziom, że wojny są dramatem przeciwności. Dobro przeciwko złu, my przeciwko nim, zwycięstwo albo klęska. Jednak w wojnie zasadniczo nie idzie o wygraną czy przegraną, ale o śmierć i zabijanie. Wojna to całkowity upadek człowieczeństwa" – pisał Brytyjczyk.
Jerzy Haszczyński, polski korespondent wojenny i autor wielu reportaży ze świata islamu, również zauważył, że człowiek ma jakąś niepojętą - z punktu widzenia ogólnie rozumianej moralności - skłonność do zabijania, jeśli tylko stworzy mu się do tego zewnętrzne warunki.
– Strasznie trudno mi pojąć, dlaczego tak wielu ludzi dosyć szybko angażuje się w zabijanie innych ludzi, mając świadomość tego, że w dzisiejszych czasach rozliczenie tego prędzej czy później przyjdzie. Może to rozliczenie nie będzie masowe, ale liczenie na to, że akurat mnie, człowieka, który ma ręce we krwi, to nie dotknie, jest dosyć ryzykowne. To znaczy, że ludzie tracą zdrowy rozsądek. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, gdy tyle świadectw dostanie po tym, wydaje mi się to tym dziwniejsze, że ludzie na coś takiego się decydują – mówił w Polskim Radiu.
***
Korzystałem z książki "Wojna. Antologia reportażu wojennego" w opracowaniu i ze wstępem Wojciecha Jagielskiego, wydanej w Krakowie w 2023 roku
Michał Czyżewski