Historia

"Matka opiekowała się chorą Niemką, zaraziła się i umarła". Czesław Miłosz o "nadziei żyjących"

Ostatnia aktualizacja: 22.11.2024 05:56
Weronika Miłosz przeszła do historii zarówno jako matka znakomitego poety, jak i jako bohaterka dzieła swojego utalentowanego syna. Opowieść o niej jest zatem – zwłaszcza w Roku Czesława Miłosza – okazją do przyjrzenia się nie tylko sprawom biograficznym, lecz także i uniwersalnym, dotyczącym spraw najważniejszych. 
Weronika Miłosz z dwuletnim Czesławem w parku w Szetejniach
Weronika Miłosz z dwuletnim Czesławem w parku w Szetejniach Foto: archiwum rodzinne Miłoszów/FOTONOVA

Podróż na Żuławy

1945 rok, środek szarego listopada.

34-letni Czesław Miłosz odwiedza rodzinę, która w wyniku powojennych ustaleń mocarstw i zmiany granic musiała latem tego roku opuścić Wileńszczyznę, by zacząć w jakimś nowym miejscu jakieś nowe życie. Miłoszowie (rodzice poety, brat, babcia) przyjechali, jak tysiące innych przesiedleńców, kolejowymi wagonami do Gdańska, by ostatecznie osiedlić się we wiosce Drewnica, jeszcze niedawno zwaną przez mieszkających tu Niemców Schönbaum.

Czesław Miłosz, który II wojnę przeżył głównie w Warszawie, spotkał się w końcu z rodziną – do Drewnicy położonej w delcie Wisły, na wówczas zalanych Żuławach (wycofujące się oddziały niemieckie wysadziły wały) dostał się statkiem. Listopadowy, pełen "brązowego koloru", płaski i wodny krajobraz kojarzył mu się z niderlandzkimi pejzażami. Ale spojrzenie poety ustąpiło spojrzeniu rzeczowego obserwatora. W reportażu, który napisał Miłosz po tej żuławskiej listopadowej podróży, znajdziemy i takie informacje: "jedna trzecia obszaru gminy jest pod wodą", "piszę przy lampie naftowej (…), domy są zelektryfikowane, ale prądu jeszcze nie ma".

Wśród reporterskich opowieści zwraca uwagę również ta o panującej wówczas na Żuławach epidemii duru brzusznego, zwanego dawnej tyfusem. Wystarczyłoby szczepienie ochronne, notował poeta-dziennikarz, których jednak nie ma. Nie ma również odpowiedniej pomocy lekarskiej. A kiedy Niemcy, opisywał w reportażu Miłosz, zaczęli pod koniec wojny zmagać się z niedoborem żywności, zaczęli tłoczyć się "w ciasnych izbach", wybuchła epidemia duru. "A od Niemców", dodawał Miłosz kursywą, jakby cytując głosy innych, "zarażają się osadnicy".

Słowa te okazały się boleśnie prorocze.

Matka odchodzi

Owego ponurego listopada 1945 roku w Drewnicy, w drewnianym domu niedaleko Wisły, mieszkali Aleksander Miłosz z żoną Weroniką, ich młodszy syn Andrzej, babcia Lisia Kunatowa (matka Weroniki) oraz służąca Józia. Lista lokatorów była jednak dłuższa – budynek stał się schronieniem i dla rodziny Rymkiewiczów z ziemi kowieńskiej.

Niemieccy mieszkańcy wioski zostali przesiedleni, ale nie wszyscy. "W domu", wspominał cztery dekady po tych wydarzeniach Czesław Miłosz, została jakaś "stara Niemka" chora na tyfus. Była sama. Być może nie pochodziła z Schönbaum, ale tam utknęła, a należała do wielotysięcznego tłumu niemieckich uciekinierów z Prus Wschodnich. Chyba już nigdy nie poznamy imienia tej kobiety.

Weronika Miłosz, sama wyrzucona ze swojej ojczystej ziemi, wykorzeniona, w obcym jej miejscu, nie przeszła obojętnie wobec cierpień i osamotnienia tej nieznanej Niemki. "Moja matka, wbrew perswazjom, pielęgnowała ją, zaraziła się i umarła" – pisał poeta w komentarzu do wiersza "Z nią (1985)".

Według "Dziennika czynności" prowadzonego przez Andrzeja Miłosza, jego starszy brat wyjechał z Drewnicy (wraz z ojcem) 19 listopada, w poniedziałek. Tego samego dnia wieczorem, notował Andrzej, stan matki uległ gwałtownemu pogorszeniu. "Matka dostała boleści żołądka, całą noc strasznie cierpiała". 20 listopada, we wtorek, znajdujemy zapis: "Matce coraz gorzej". 21 listopada znalazła się notatka o zastrzykach, które podtrzymują matkę przy życiu, o pulsie, który zanika. I o tym, że "matka czeka ojca z Gdańska".

22 listopada Aleksander Miłosz zdążył wrócić do Drewnicy, by zobaczyć po raz ostatni żonę.

"O godz. 17.40 umarła śp. Mamusia", zapisał Andrzej.

"Niezwyczajna u niej niechęć do życia"

Czesław Miłosz, a wiemy to z listu wysłanego do ojca, miał po śmierci matki wyrzuty sumienia. Że w niedzielę (18 listopada) "sprzeciwił się sprowadzeniu księdza" – ale, dodawał, chora nie miała przecież wysokiej gorączki i nikt nie przypuszczał wtedy jeszcze, że to tyfus. Poeta zarzucał również lekarzowi, że źle oszacował chorobę, stwierdzając: "niebezpieczeństwo minęło". "Czuję się winien, że bagatelizowałem chorobę Matki. Teraz wydaje mi się, że była w apatii i w niezwyczajnej u niej niechęci do życia", pisał do ojca Czesław Miłosz.

Skąd ta niechęć? Może, jak rekonstruują za wypowiedziami poety biografowie, chodziło o dramatyczne doświadczenie wygnania ze stron rodzinnych. Tak ukochanych i tak bliskich. Weronika Miłosz zostawiła setki kilometrów na wschód od Drewnicy Szetejnie, swoją małą ojczyznę, do której jej syn-poeta miał później wracać we wspomnieniach przez całe życie.


Posłuchaj
19:24 rodzinny album miłoszów___2984_04_i_tr_0-0_10020736a8a918ab[00].mp3 Andrzej i Grażyna Miłoszowie opowiadają, jak wyglądały lata dzieciństwa i młodości braci Miłoszów, a także wspominają genealogię rodu. Reportaż Barbary Grębeckiej "Rodzinny album Miłoszów". (PR, 23.08.2004) 

Całe życie Weroniki

Matka poety, Weronika z Kunatów – herbu Topór – wywodziła się z szlachty kalwińskiej, która na początku XIX wieku przeszła na katolicyzm. Jej ojciec, Zygmunt Kunat, był cenionym agronomem, studentem Szkoły Głównej w Warszawie, związanym z majątkiem z Krasnogrudzie koło Sejn. Nie osiedlił się jednak na Suwalszczyźnie. Po ślubie z Józefą Syruć zamieszkał we dworze należącym do żony: w Szetejniach, wiosce lezącej na Żmudzi, w dolinie Niewiaży, w powiecie kiejdańskim, w dawnej Rzeczpospolitej.

"Moja matka urodziła się tam gdzie i jej matka i gdzie ja miałem się urodzić, we dworze Szetejnie czyli Šeteiniai na lewym brzegu Niewiaży", pisał Czesław Miłosz w komentarzu do poematu "Gdzie wschodzi słonce i kędy zapada". Weronika Kunat przyszła na świat w 1887 roku. W wieku 24 lat urodziła pierwszego syna – Czesława.

"W 1909 roku Wecia poślubiła studenta Politechniki Ryskiej. W 1911 przyjechała do Szetejń, żeby mnie urodzić", czytamy w innym wierszu Czesława Miłosza ("Rok 1911" z cyklu "Dla Heraklita").

– Matka skończyła pensję w Krakowie – opowiadał w 1980 roku w Polskim Radiu Andrzej Miłosz. – Wśród Polaków z Litwy był taki zwyczaj, że dziewczyny wysyłano na pensje do Krakowa, tam, gdzie biło serce polskości, to było przed I wojną światową.

Weronika czytała synom bajki, uczyła pisać i czytać stawiającego gwałtowny opór Czesława ("kosztowało ją sporo trudu, żeby mnie złapać w ogrodzie, bo nie znosiłem tej nauki"). Założyła również we dworze w Szetejniach, niczym "siłaczka", szkołę dla "chłopskich dzieci", by tam uczyć je języka polskiego.

We wspomnieniach Czesława Miłosza z lat najwcześniejszych zachowało się również i to, które w zadziwiający sposób łączy jego biografię z dzieciństwem Adama Mickiewicza ("Panno święta, co Jasnej bronisz Częstochowy/I w Ostrej świecisz Bramie! (…) Jak mnie dziecko do zdrowia powróciłaś cudem/ Gdy od płaczącej matki, pod Twoją opiekę /Ofiarowany martwą podniosłem powiekę").

Jak opowiadał Czesław Miłosz, kiedy chorował w dzieciństwie na dyfteryt, jego matka ślubowała Matce Boskiej, że pójdzie piechotą do Wilna, do Ostrej Bramy, jeśli synek przeżyje. – Czesław wierzył, że to pomogło – wspominał po latach w Polskim Radiu jego młodszy brat.

W innym zaś fragmencie radiowego wywiadu Andrzej Miłosz dodawał, że Czesław jako dziecko był bardzo samodzielny. – Kiedy matka próbowała mu coś narzucić, mówił: "Siam, siam, kapitan…".

"Czesia pieloszek 4 tuziny, kaftaniczki jego ciepłe i drobiazgi". Notatki i rachunki gospodarcze Weroniki Miłosz z domu Kunat związane z majątkiem Szetejnie i folwarkiem Podkomorzyn, 1. poł. XX w. Fot. Polona "Czesia pieloszek 4 tuziny, kaftaniczki jego ciepłe i drobiazgi". Notatki i rachunki gospodarcze Weroniki Miłosz z domu Kunat związane z majątkiem Szetejnie i folwarkiem Podkomorzyn, 1. poł. XX w. Fot. Polona

Czytelnik noblisty odnajdzie w jego ogromnym dziele jeszcze wiele innych miejsc odwołujących się do jego biografii, przywołujących postać matki.

Choćby o tym, że obowiązki zawodowe Aleksandra, męża Weroniki, zmuszały go do częstych podróży po Rosji, w której przyszło mu wtedy żyć. W 1913 roku dotarł aż na Syberię, do Krasnojarska. Tu odwiedzili go – przyjechawszy koleją transsyberyjską – żona wraz z dwuletnim Czesiem.

Z kolei po wybuchu I wojny światowej Aleksander został wcielony do carskiej armii – jako oficer w pułku saperów znowu odbywał szereg podróży. W pewnym momencie dołączyła do niego żona z synkiem. Nad Wołgą, niedaleko Rżewa (dziś obwód kaliniński) byli świadkami krwawych scen rozlewającej się na kraj rewolucji bolszewickiej.

– Dzieciństwo jest okresem formacyjnym, zasadniczym, powiedziałbym nawet: sakramentalnym. Szczęśliwe wydarzenia w dzieciństwie pomagają nam w życiu późniejszym. Moje było dość urozmaicone ze względu na I wojnę światową i rewolucję, którą przeżyłem w Rosji – opowiadał sam Czesław Miłosz przed radiowym mikrofonem. – Ale szczęśliwe momenty też były: kiedy w Szetejniach, sam jeden, bo mój brat był bardzo mały, sobie tam hasałem. To było bardzo szczęśliwe.

Matka znajdowała się w centrum tego szczęśliwego świata.

Śmierć i "nadzieja żyjących"

Zmarłą w wieku zaledwie 58 lat Weronikę Kunat pochowano na cmentarzu niedaleko Drewnicy, w Żuławkach. Czesław Miłosz nie mógł uczestniczyć w pogrzebie matki, na początku grudnia 1945 roku wyleciał wraz z żoną do Londynu, by stamtąd popłynąć do USA, zostać pracownikiem dyplomatycznym polskich władz komunistycznych.

Myśl o śmierci matki dręczyła go. W listach do rodziny wracał do jej ostatnich chwil, ponawiał pytania: "Czy cierpiała bardzo?", "Czy miała księdza, dopóki była jeszcze przytomna?".

Wracał również do postaci matki, i to przez całe życie, w kolejnych swoich dziełach. Jej obraz, myśl o niej – co typowe dla Miłoszowej twórczości i w ogóle dla wszelkiej dobrej twórczości karmiącej się autobiografią – stanowiła przyczynek do uniwersalnych refleksji.

Tak było m.in. w napisanym w 1949 roku w Waszyngtonie wierszu "Grób matki", w którym znajdziemy słowa o kruchości pojedynczego istnienia, o bezbronności człowieka wobec miażdżącej historii i obcej, pochłaniającej nas natury.

W pobliżu miejsca gdzie są połączone
Ziemia i resztki tej co mnie zrodziła.
Samotność wieczna, krzyk wędrownych ptaków,
I bezustanny, głuchy oddech morza.

Dekady później, na swoje 74. urodziny, Czesław Miłosz napisał wiersz "Z nią (1985)".

W amerykańskim Berkeley (gdzie od lat mieszkał i na tamtejszym uniwersytecie wykładał) poeta poszedł na "wczesną mszę" do "Mary Magdalen". Liturgiczne czytania tego dnia dotyczyły wiary w to, że "Bóg nie uczynił śmierci", że istnieje "druga przestrzeń". Bohater wiersza połączył te ufundowane na wierze słowa ze wspomnieniem "mamusi w nieobecnym kraju", wspomnieniem jej "biednych, artretycznie spuchniętych kolanach", jej "agonii w ciemnym listopadzie".

Należy powtarzać "nadzieję żyjących przede mną", podkreślał poeta, jakby w tej niełatwej wierze w "z martwych powstanie" szukał ratunku i dla siebie, i dla ukochanej matki. Niełatwej, bo Miłosz całe swoje twórcze życie zmagał się z wielkimi pytaniami religii – o sens przemijania i cierpienia, o dobrego Boga i okrutny świat.

Ale tę "nadzieję żyjących" ponawiał nieustannie. Bo broniąc religii, zdawał się mówić Miłosz, bronimy ludzkiej tęsknoty do tego, co wykracza poza naszą skończoność, tworzymy wspólnotę złączoną szczególnym współczuciem – bo zbyt wiele jest śmierci, zbyt wiele cierpienia, by zostawić ten świat bez Boga.

W 1975 roku decyzją rodziny szczątki Weroniki Miłosz przeniesiono na cmentarz do Sopotu. Matka poety spoczęła obok m.in. "dziedziczek Krasnogrudy", kuzynek Eli (wł. Gabrieli z Kunatów Lipskiej) i Niny oraz męża Gabrieli Władysława. Fot. JP/PR  W 1975 roku decyzją rodziny szczątki Weroniki Miłosz przeniesiono na cmentarz do Sopotu. Matka poety spoczęła obok m.in. "dziedziczek Krasnogrudy", kuzynek Eli (wł. Gabrieli z Kunatów Lipskiej) i Niny oraz męża Gabrieli Władysława. Fot. JP/PR

***

Czytaj także:

Według komentarza do wiersza Miłosza "Z nią (1985)" jedne z ostatnich słów jego matki brzmiały: "Wydaje mi się, że to wszystko było tylko snem". Może w tym gorzkim podsumowaniu odnalazłoby się i to, co tak przejmująco wyraził inny wielki poeta piszący o sobie i swojej ukochanej – będącej już na tamtym brzegu – matce.

a więc to tylko tyle
tylko tyle
więc to jest całe życie
tak całe życie

(Tadeusz Różewicz, "Czas na mnie")

Jacek Puciato

Źródła: "Miłosz na Żuławach. Epizod z biografii poety", red. Małgorzata Książek-Czermińska, Andrzej Kasperek, Gdańsk 2013; Andrzej Franaszek, "Miłosz. Biografia", Kraków 2011; Andrzej Zawada, "Miłosz", Wrocław 1996; Czesław Miłosz, "Wiersze wszystkie", Kraków 2011. 

Czytaj także

"Gdyby Francuzi mieli kogoś takiego, ogłosiliby go geniuszem". Karol Ludwik Koniński, zapomniany "religijny gwałtownik"

Ostatnia aktualizacja: 01.11.2024 05:50
Jeśli chodzi o gwałtowność i radykalizm religijnej myśli porównywano go z Pascalem czy Kierkegaardem. Jego prowadzony podczas wojny dziennik był ważną lekturą dla Czesława Miłosza, Marii Janion czy Jarosława Marka Rymkiewicza. Karol Ludwik Koniński był postacią, która warta jest przypomnienia.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Bolesław Leśmian. "Stworzył język, którym można mówić o śmierci"

Ostatnia aktualizacja: 05.11.2024 05:47
W twórczości tego poety - uznawanego za najbardziej oryginalną indywidualność artystyczną polskiej literatury XX wieku - tematyka nieistnienia należała do kwestii podstawowych i zarazem najtrudniejszych. - U niego wszystko jest bytem ku śmierci - mówił w archiwalnej audycji o Bolesławie Leśmianie prof. Michał Głowiński.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Słowa, które znajdziesz na cmentarzach. "Nie może być inaczej"

Ostatnia aktualizacja: 31.10.2024 05:55
Od hasłowych określeń po opisy dokonań. Od próśb o modlitwę po wyrazy żalu. Cytaty niosące pocieszenie, ale i słowa niepozostawiające miejsca na nadzieję. Te znane ze współczesnych cmentarzy napisy na grobach mają swoją długą wielowiekową historię. I bywają czasami zaskakujące.
rozwiń zwiń
Czytaj także

"Najbardziej żal mi mojej matki". Janusz Różewicz, zamordowany poeta

Ostatnia aktualizacja: 07.11.2024 10:11
Różewiczów było trzech. Tadeusz – poeta, Stanisław – reżyser oraz najstarszy z braci, Janusz, również poeta. Janusz Różewicz miał 26 lat, kiedy – jako żołnierz Armii Krajowej i konspirator – został aresztowany przez Niemców, a po brutalnym śledztwie rozstrzelany 7 listopada 1944 roku.
rozwiń zwiń