Krwawy horyzont
Skąd się biorą czarne scenariusze przyszłości? Przewrotną odpowiedź na to pytanie można znaleźć między innymi w "Kociej kołysce" Kurta Vonneguta (książce amerykańskiego pisarza, której akcja zresztą nie kończy się dla Ameryki pomyślnie). Bohater Vonneguta przypomina sobie w pewnym momencie tekst o tytule "Jaką nadzieję może żywić myślący człowiek co do przyszłości ludzkości, jeśli weźmie pod uwagę doświadczenia ostatniego miliona lat?". Tekst ten zamykał się w jednym słowie: "Żadnej".
Przy tak zdefiniowanej beznadziei trudno o konstruowanie opowieści z happy endem.
Taka postawa – zawieśmy na razie pytanie o jej źródła – rodziła i rodzi u wszelkiej maści twórców (od powieści, przez filmy, po gry komputerowe) wielorakie historie. Określane one są najczęściej mianem antyutopii czy dystopii, często z określeniem "postapokaliptyczna", a dzięki ich intensywnej obecność w kulturze popularnej trudno dziś przed nimi uciec. Rysują horyzont, na którym widać łunę płonącej cywilizacji albo metaliczny chłodny połysk nowego wspaniałego świata.
36:45 2022_01_30 13_07_58_PR3_Trojka_Literacka.mp3 Utopia i antyutopia w literaturze fantastycznonaukowej. Mówi Jarosław Grzędowicz, pisarz. Audycja Magdaleny Złotnickiej z cyklu "Trójka literacka" (30.01.2022)
Od utopii do dystopii
– Utopia ma na celu przedstawienie idealnego społeczeństwa. Jest próbą zaprojektowania systemu, którym wszystkie problemy zostaną rozwiązane ku radości wszystkich – przypominał w Polskim Radiu pisarz Jarosław Grzędowicz. I dodawał od razu. – To z założenia jest absurdalne. Ludzie różnią się między sobą oczekiwaniami, mają sprzeczne interesy. Tworzenie systemu, który będzie szczęśliwy i doskonały, jest niewykonalne z uwagi na naturę ludzką.
Niedługo zatem trzeba było czekać na pojawienie się dzieł będących zaprzeczeniem utopii, obnażeniem ich naiwnych założeń (choć, dodajmy, u samych korzeni "utopii", opisanej po raz pierwszy przez Thomasa Morusa, leżało założenie, że jest "miejscem, którego nie ma").
– Antyutopie brały na warsztat utopijne projekty społeczne idealnych społeczeństw, krytykowały je. Przedstawiały, co tak naprawdę znaczy życie w utopijnych społeczeństwach: wcale nie tak wspaniałe, idealne i radosne, jak utopiści mogli zakładać – opowiadał w innej radiowej audycji dr Lech Nijakowski z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego.
Kolejny z przywołanych wcześniej terminów, dystopia, rozumiany jest najczęściej jako przedstawiona w czarnych barwach wizja przyszłości. Czasami jest to przyszłość bardzo dobrze, nieludzko!, zorganizowana, w której jednostka jest podporządkowana władzy czy ideologii. Czasami jest to przyszłość dotknięta zniszczeniem, po apokalipsie, w której ci, którzy ocaleli, muszą jakoś przetrwać.
Zdj. ilustracyjne. Fot. Shutterstock
Cel: Stany Zjednoczone Ameryki
Miejsca akcji takich antyutopijnych czy też dystopijnych opowieści (o płynności tych pojęć dyskutowali goście audycji Piotra Kofty) są rzecz jasna różne. Raz dzieje się to w futurystycznej krainie, jakimś superpaństwie o niesprecyzowanej geograficznie lokalizacji. Raz przenosimy się do centrów (czy na pobrzeża) współczesnego autorowi takich historii świata: do Londynu, na australijskie pustkowia czy, jeśli chodzi o pewnie większość współczesnych literackich i filmowych dystopii, do Stanów Zjednoczonych.
Skąd ta intensywna obecność USA? Przyczyn jest rzecz jasna wiele. Liczna prezentacja amerykańskich scenariuszy strasznej przyszłości ma swoje źródło między innymi w prostym fakcie amerykanizacji kultury popularnej. Ameryka opowiada siebie, swoje lęki i swoje senne koszmary, a narracje te sprzedaje całemu światu. Popularność temu przydaje choćby fakt, że tematy dystopijne niosą dzisiaj niezliczone filmy – w tym te przeznaczone dla młodszego odbiorcy: "Igrzyska śmierci" (reż. Gary’ego Rossa, za powieścią Suzanne Collins) czy "Niezgodna" (reż. Neila Burgera, za powieścią Veroniki Roth). Dodajmy do tego takie najnowsze, już "niemłodzieżowe" produkcje, jak film "Civil War" (reż. Alexa Garlanda) albo oparty na grze wideo serial "The Last of Us" (Craiga Mazina i Neila Druckmanna).
Być może również, rzecz upraszczając, pierwszoplanowa rola USA we współczesnych antyutopiach czy dystopiach wynika z ich mocarstwowej roli. Nic tak nie działa na wyobraźnię – i nic w jakimś sensie nie urealnia niepokojących narracji o przyszłości – jak to, że dzieją się w miejscach "strategicznych i kluczowych". Upadek takich miejsc, zamiana ich w krainę nie do zniesienia, staje się tym bardziej znaczące.
56:40 dwukropek.mp3 Dystopia i jej wszechobecność we współczesnej kulturze popularnej. Mówią: dr hab. Lech Nijakowski z Instytutu Socjologii UW oraz dr Krzysztof Maj z Katedry Kulturoznawstwa i Filozofii na Wydziale Humanistycznym AGH. Audycja Piotra Kofty z cyklu "Dwukropek" (7.08.2019)
W Oceanii Orwella
Brak zaufania do tego, co ma nadejść, miał i ma rzecz jasna różne źródła. W dawnych wiekach był to choćby świat wyobrażeń religijnych (oczekiwanie końca świata, antychrysta, Sądu), choć mityczne tego typu myślenie uruchamia się czasem i dziś (ubiegłoroczne zaćmienie Słońca w Ameryce było dla wielu "złowróżbnym znakiem").
W czasach nam współczesnych niepokojące pytania o przyszłość związane są, po pierwsze, z niepewnością i nieprzewidywalnością społeczno-polityczną. Stąd zaś już blisko do wyobrażeń o ustroju autorytarnym, o świecie, w którym jednostka jest poddana absolutnej kontroli państwa. Wizje takie łączyły się często z narracją zwaną political fiction, opisującą historię alternatywną, pokazującą "co by było, gdyby".
Klasycznym przykładem na tego typu tekst jest "Rok 1984" George’a Orwella. W świecie stworzonym w 1948 roku przez brytyjskiego pisarza teren Stanów Zjednoczonych wchodził w skład Oceanii, jednego z trzech supermocarstw, na które w mrocznej przepowiedni Orwella podzielił się świat. Każdy aspekt życia obywateli Oceanii – totalitarnego państwa komunistycznego podporządkowanego doktrynie angsocu, "angielskiego socjalizmu" – kontrolowany był przez wszechobecną Policję Myśli. Całością władała Partia z Wielkim Bratem u jej sterów. Nikt z obywateli – a dowodziła tego dramatyczna historia Winstona Smitha, głównego bohatera powieści – nie był w stanie przeciwstawić się autorytarnej, miażdżącej jednostkę władzy. Oceania, wchodząca w zmienne sojusze polityczne raz z Eurazja, raz z Wschódazją, została skazana, jak cały orwellowski świat, na nieustanne trwanie w totalitarnym piekle.
USA jako wojenny przegrany
Co by było, gdyby państwa Osi wygrały wojnę II światową, a hitlerowcy podbili Stany Zjednoczone? Historie alternatywne podejmujące ten wątek pojawiały się w USA już przed 1945 rokiem – służyły one, jak podkreślał historyk Gavriel D. Rosenfeld, przekonaniu amerykańskich czytelników do odejścia od polityki izolacjonistycznej i pomocy Europie. Stąd też takie utwory, jak "Invasion" Hendrika Willema van Loona (1940) czy "If We Should Fail" Mariona White’a, stąd obrazy nazistów bombardujących amerykańskie miasta.
Po zwycięstwie nad Hitlerem wątek tej alternatywnej historii pojawiał się nadal, choć już w innych formułach. "Teksty te do pewnego stopnia wyrażały odradzające się obawy dotyczące sytuacji w Niemczech, jednak przedstawiony w nich ponury obraz zwycięstwa III Rzeszy miał przede wszystkim potwierdzić słuszność tego, co wydarzyło się naprawdę", oceniał Gavriel D. Rosenfeld. Wśród utworów wpisujących się w ten nurt znalazły się "Two Dooms" C. M. Kornblutha (ukazanie ponurych konsekwencji niewynalezienia przez USA bomby atomowej), a przede wszystkim znana, również dzięki ekranizacjom, powieść Philipa K. Dicka "Człowiek z Wysokiego Zamku" (1962).
Słynny amerykański pisarz, autor m.in. "Raportu mniejszości" oraz "Czy androidy śnią o elektrycznych owcach?", pokazywał w "Człowieku z Wysokiego Zamku" Amerykę drugiej połowy XX wieku podbitą i w dużej mierze podzieloną między Niemcy i Japonię. Złożona narracja, prowadząca z czytelnikiem gry prawdy i fikcji, przedstawiała Stany Zjednoczone jako teren ścierania się japońskich i niemieckich wpływów. Co frapujące i dla opowieści Dicka kluczowe, wielką poczytnością w tej alternatywnej mrocznej Ameryce cieszyła się zakazana powieść fantastyczna, w której Niemcy i Japonia wojnę przegrały…
Zdj. ilustracyjne. Fot. Shutterstock
Świat, w którym zakazano myśleć
Obawa przed tym, co mogą przynieść społeczno-polityczne zmiany, rodziła również narracje o świecie poddanym różnym antyczłowieczym ideologiom.
W powieści "451 stopni Fahrenheita" (1953) Raya Bradbury’ego Stany Zjednoczone są potęgą militarną, ale jego obywatele nie czują okropności dziejących się gdzieś daleko wojen. Amerykanie, poddani kontroli władzy, tkwią w swoim "nowym wspaniałym świecie", w którym rządzi masowa, niskich lotów rozrywka, wylewająca się z wszechobecnych ekranów telewizorów. Ray Bradbury zdawał się mówić za hiszpańskim filozofem Ortegą y Gassetem o zagrożenia, jakie drzemią w kulturze masowej, w jej aintelektualizmie, w jej "braku powagi", w jej ucieczce od odpowiedzialności.
W Ameryce Raya Bradbury’ego zakazana jest literatura, zatem i cały sproblematyzowany świat emocji i idei, których książki są przekazicielami (tytuł powieści wskazuje na temperaturę, 451 stopni Fahrenheita, zdolną do zainicjowania samozapłonu papieru). Brak kontaktu z literaturą i sztuką prowadzi w konsekwencji do społecznej niedojrzałości, do straszliwego spłycenia międzyludzkich relacji. Główny bohater powieści, Guy Montag – strażak, którego zadaniem jest palić książki – uświadamia sobie w pewnym momencie, jak martwy jest świat, w którym żyje, jak wydrążeni są mieszkańcy tego tylko na pozór kolorowej rzeczywistości.
Demony nad Ameryką
Na długiej liście dzieł o "strasznej przyszłości Ameryki" – tu: dzieł, które wywodzą się z obaw przed społeczno-politycznymi radykalizmami – znajduje się też "Opowieść podręcznej" (1985) Margaret Atwood.
– Jest to opowieść kobiety, która została porwana ze swego świata i znalazła się w Republice Gileadzkiej [państwie powstałym na terenach Stanów Zjednoczonych]. Kobieta ta sprowadzona zostaje do roli reproduktorki. Bo to są te właśnie "podręczne" – opowiadała w Polskim Radiu Ewa Holewińska z Wydawnictwa Jaguar. Jak podkreślała, kobiety w dystopii Margaret Atwood nie mają (oprócz żon tak zwanych komendantów) żadnych praw, a "podręczne" służą komendantowi do tego, by ludzie fanatycznej władzy mogli mieć upragnione dziecko.
"W umoralniającej Opowieści podręcznej Margaret Atwood próbuje rozpoznać i przepędzić demony nacjonalizmu, szowinizmu i homofobii, jakie miałby implikować sojusz tronu z ołtarzem", interpretował książkę kanadyjskiej pisarki dr Marcin Hylewski z Uniwersytetu Śląskiego. A dr Krzysztof Maj z Katedry Kulturoznawstwa i Filozofii Wydziału Humanistycznego Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie dodawał w Polskim Radiu, że "Opowieść podręcznej podejmuje problem w gruncie rzeczy dystopii feministycznej, pokazując świat, w którym kobiety zostały sprowadzone wyłącznie do roli reprodukcyjnej i podporządkowanej opresywnej, patriarchalnej ideologii".
Zdj. ilustracyjne. Fot. Shutterstock
Maszyny i wirusy
Tym, co napędzało niepokój o przyszłość świata i stało się pożywką dla, nie tylko amerykańskich, twórców, były też rzecz jasna innego rodzaju obawy.
Choćby te związane z nieprzewidywalnym postępem technicznym, dehumanizacją ludzkiej cywilizacji. Na dekady przed pytaniami o wpływ sztucznej inteligencji na ludzkość czy masową komputeryzacją, w 1952 roku, Kurt Vonnegut napisał "Pianolę", w której nakreślił obraz cybernetycznej Ameryki, przerażająco idealnym państwie regulowanym przez maszyny.
Albo obawy dotyczące niekontrolowanego rozwoju nauki, biomedycznych eksperymentów lub ogólnoświatowej pandemii. Bohater "Jestem legendą", powieści Richarda Mathesona z 1954, popularnej dzięki ekranizacji z Willem Smithem w roli głównej, żyje samotnie w Nowym Jorku, opanowanym przez zarażonych wirusem ludzi – teraz mięsożernych nocnych mutantów…
Ten ostatni przykład wprowadza niezwykle żywotny wątek opowieści o strasznej amerykańskiej (ale i najczęściej: ogólnoświatowej) przyszłości. Chodzi o apokalipsę i to, co po niej.
Zagłada atomowa oraz inne lęki
Jak opowiadał w Polskim Radiu dr Lech Nijakowski, po zdetonowaniu pierwszych bomb atomowych ludzkość uświadomiła sobie, że po raz pierwszy w dziejach "człowiek może sam zakończyć swoją cywilizację". – Odnosząc się tylko do Stanów Zjednoczonych: widać było, w jakiej mierze nastąpiło przejście od krótkiego okresu atomowego optymizmu, kiedy planowano przy pomocy broni atomowej budować nowe porty i w ogóle zmieniać krajobraz, do rozpowszechniania się lęków i strachów – podkreślał badacz.
Lęki te, co dr Lech Nijakowski opisał w swojej pracy "Świat po apokalipsie", na przestrzeni kolejnych dekad znajdowały swój wyraz w bardzo wielu tekstach kultury popularnej. We wstrząsającym filmie "Nazajutrz" (1983) w reż. Nicholasa Meyera pokazującym straszliwie skutki ataku jądrowego z punktu widzenia mieszkańców miejscowości Lawrence w amerykańskim stanie Kansas. Albo w "Księdze ocalenia" (2010) w reż. Alberta i Allena Hughesów, w którym samotny bohater przemierza postapokaliptyczną Amerykę, strzegąc tajemniczej tytułowej księgi.
Tym, co zasługuje na osobne wyróżnienie, jest "Droga", znakomita powieść amerykańskiego pisarza Cormaca McCarthy’ego. Zniszczone nienazwanym kataklizmem Stany Zjednoczone są tu scenerią wędrówki mężczyzny i jego syna, zagrożonych przez tych, którzy przeżyli, a teraz zamienili się w ludzkie monstra.
Apokalipsa nawiedzająca Amerykę przyszłości to również, co pokazywała już powieść "Jestem legendą", świat dotknięty unicestwiającym wirusem czy pandemią (w "Bastionie" Stephena Kinga jest to mordercza laboratoryjna grypa; w serialu "The Last of Us" postapokaliptyczne Stany Zjednoczone dziesiątkuje śmiercionośny grzyb).
Ale lista jeźdźców apokalipsy przynoszących USA zagładę jest w świecie tekstów (pop)kultury znacząco dłuższa: katastrofa klimatyczna, przeludnienie albo zanik zdolności reprodukcji, straszna broń w rękach szaleńca, mało przyjaźni ludzkości (a zwłaszcza amerykańskim miastom) Obcy, elektroniczni mordercy z przyszłości. I tak dalej.
***
Czytaj także:
***
U początków amerykańskiej powieści utopijnej stoi napisana w 1888 roku przez Edwarda Bellamy’ego książka "W roku 2000". Jej bohater, mieszkaniec Bostonu, budzi się ponad sto lat później, by stwierdzić, że ludzie w owym 2000 roku w Stanach Zjednoczonych żyją w socjalistycznej utopii (Bellamy, jak podkreślał politolog Tomasz Żyro, "z czasem nazywa nacjonalizm siłą kontrrewolucyjną, dzięki której Ameryka powróci do ideałów Rewolucji Amerykańskiej").
Wizja Edwarda Bellamy’ego dowodzi, jak blisko wszelkiego rodzaju utopiom do ich mrocznych, przeciwstawnych odpowiedników. Ale nawet Thomas Morus, twórca "Utopii", nie miał przecież złudzeń co do możliwości urzeczywistnienia raju na ziemi.
Zwłaszcza że, jak pisał filozof Emil Cioran, "nasze marzenia o przyszłości są nierozłącznie związane z naszymi lękami". A te ostatnie są na tyle żywotne, że zrodzone z nich światy – również te z Ameryką w tle – zasilały i wciąż będą zasilać ludzką wyobraźnię.
Jacek Puciato
Źródła: Lech M. Nijakowski, "Świat po apokalipsie. Społeczeństwo w świetle postapokaliptycznych tekstów kultury popularnej", Warszawa 2019; "Myślenia utopijne i mityczne. Aporie filozoficzne", redakcja naukowa: Kamil M. Wieczorek Siemianowice Śląskie 2016; Marcin Hylewski, "Świadomość utopijna i ład społeczny. Uwagi socjologiczno-literackie", "Societas et Ius", Nr 6 (2017); Tomasz Żyro, "Boża plantacja. Historia utopii amerykańskiej", Warszawa 1994; Dariusz Wojtczak, "Siódmy krąg piekła. Antyutopia w literaturze i filmie", Poznań 1994; Emil Cioran, "Historia i utopia", tł. M. Bieńczyk, Warszawa 1997.