Historia

"Bestia", Biały Dom i góra z głowami. Symbole związane z prezydentami USA

Ostatnia aktualizacja: 20.01.2025 05:56
Inauguracja prezydentury Donalda Trumpa to dobra okazja, by przyjrzeć się symbolom, które nierozerwalnie związane są amerykańskimi prezydentami. Dowiedz się, który prezydent jako jedyny nie mieszkał w Białym Domu, co leśna rezydencja Camp David ma wspólnego z Tybetem i Egiptem oraz dlaczego o bezpieczeństwo prezydentów USA dba "Bestia".
Mount Rushmore, Biały Dom i Bestia
Mount Rushmore, Biały Dom i "Bestia"Foto: PR na podst. EastNews/Shutterstock

Biały Dom

Nie sposób nie rozpocząć tego zestawienia od miejsca, które z prezydentami Stanów Zjednoczonych kojarzy się chyba najbardziej. Biały Dom, bo o nim mowa, jest miejscem zamieszkania i pracy wszystkich amerykańskich przywódców od ponad 200 lat. Jedynym spośród 47 prezydentów USA, który w nim nie urzędował, był Jerzy Waszyngton, pierwszy prezydent kraju. Powód był prosty - Biały Dom jeszcze wówczas nie istniał.

To za czasów Waszyngtona, pod koniec XVIII wieku, gdy amerykańska państwowość była w powijakach, rozpoczęto budowę Białego Domu jako nowej siedziby prezydenta. Ta miała znajdować się w nowej stolicy kraju, który był wówczas luźną federacją kilkunastu stanów.

- W związku z tym Jerzy Waszyngton i inni twórcy państwa amerykańskiego doszli do wniosku, że stolica powinna być niezależna od wszystkich pozostałych stanów, że powinna być czymś, co wszyscy Amerykanie mogą uznać za własne miasto - mówił w radiowej audycji Marek Wałkuski, korespondent Polskiego Radia w USA.

Biały Dom od strony południowej. Fot. Andrea Izzotti/Shutterstock Biały Dom od strony południowej. Fot. Andrea Izzotti/Shutterstock

I tak, w szczerym polu, na pograniczu stanów Maryland i Wirginia, zaczęto budowę miasta Waszyngton z charakterystycznym Białym Domem.

- Biały Dom wygląda trochę jak budynek z przedmieść, nie jest to gigantyczna rezydencja. I właśnie taka była idea stworzenia nowej siedziby prezydenta Stanów Zjednoczonych, żeby Amerykanie mieli poczucie, że mieszka tam jeden z ich współobywateli, a nie król czy cesarz - tłumaczył Marek Wałkuski.


Posłuchaj
28:55 rozmowy po zmroku___v2024016293_tr_0-0_15074d10[00].mp3 O historii Białego Domu opowiada Marek Wałkuski, korespondent Polskiego Radia w USA. Audycja Jana Kukli z cyklu "Rozmowy po zmroku" (PR, 30.09.2024)

 

Za projekt budynku odpowiedzialny był architekt pochodzenia irlandzkiego James Hoban. Po ośmiu latach budowy, w 1800 roku, do nieukończonego jeszcze domu prowadził się drugi prezydent USA John Adams. W czasie brytyjskiej inwazji w 1812 roku Biały Dom został zdobyty przez wroga i uległ poważnym zniszczeniom. Za odbudowę odpowiadał jego twórca James Hoban.

Swoją obecną nazwę Biały Dom zawdzięcza Theodorowi Rooseveltowi, prezydentowi w latach 1901-1909, który jako pierwszy zaczął ją stosować. Obecnie w Białym Domu mieści się także muzeum.

Przez dziesięciolecia budynek ulegał licznym przebudowom i rozbudowom. Największy remont miał miejsce za czasów Harry'ego Trumana (1945-1953), gdy ze względu na zły stan budynku całe wnętrze zostało zbudowane od nowa. Jednym z najbardziej charakterystycznych pomieszczeń w Białym Domu jest wybudowany w 1909 roku Gabinet Owalny.

Franlin D. Roosevelt w Gabinecie Owalnym, grudzień 1934 r. Fot. Wikimedia commons/dp Franlin D. Roosevelt w Gabinecie Owalnym, grudzień 1934 r. Fot. Wikimedia commons/dp

Camp David

Innym miejscem związanym z prezydentami Stanów Zjednoczonych jest posiadłość Camp David. Ta wiejska rezydencja położona jest w Catoctin Mountain Park na terenie stanu Maryland, ok. 70 km od Waszyngtonu. Szczelnie ogrodzona osiemdziesięciohektarowa posiadłość ulokowana na górzystym, leśnym pustkowiu znajduje się pod ścisłą ochroną służb. Przez prezydentów wykorzystywana jest jako miejsce wypoczynku, a także spotkań z ważnymi osobistościami.

Po raz pierwszy z posiadłości skorzystał Franklin D. Roosevelt, sprawujący urząd prezydenta w latach 1933-1945. W 1942 roku nadał jej nazwę Shangri-La, nawiązującej do fikcyjnej tybetańskiej krainy z książki Jamesa Hiltona "Zaginiony horyzont". Za czasów jego następcy, Harry’ego Trumana posiadłość stała się oficjalną rezydencją prezydencką, z kolei następny prezydent, Dwight Eisenhower nadał jej nazwę Camp David na cześć swojego wnuka.

Pierwszym ważnym zagranicznym gościem, który odwiedził tę odizolowaną rezydencję, był premier Wielkiej Brytanii Winston Churchill w 1943 roku. Szesnaście lat później przywódcę Związku Sowieckiego, Nikitę Chruszczowa, gościł tu Eisenhower.

Z kolei w 1978 roku z inicjatywy prezydenta Jimmy’ego Cartera odbyły się tu rozmowy pokojowe między prezydentem Egiptu Anwarem as-Sadatem i premierem Izraela Menachemem Beginem. Owocem negocjacji, które zakończyły egipsko-izraelską wojnę, był zawarty układ pokojowy, który przeszedł do historii jako porozumienie z Camp David.

Prezydent USA Ronald Reagan z premier Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher w Camp David w 1986 roku. Fot. Wikimedia commons/dp Prezydent USA Ronald Reagan z premier Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher w Camp David w 1986 roku. Fot. Wikimedia commons/dp

Mount Rushmore

Miejscem związanym z prezydentami USA, ale już dawno nieurzędującymi, jest pomnik wykuty w Mount Rushmore. Ta jedna z najbardziej popularnych amerykańskich atrakcji turystycznych znajduje się niemal w samym środku terytorium Stanów Zjednoczonych, w stanie Dakota Południowa, na terenie pasma Black Hills.

Monumentalna rzeźba przedstawia wizerunki czterech prezydentów. Są to (patrząc od lewej): Jerzy Waszyngton (1789-1797), Thomas Jefferson (1801-1809), Theodor Roosevelt (1901-1909) oraz Abraham Lincoln (1861-1865).

Czemu właśnie oni zostali wyróżnieni? Twórca pomnika, Gutzon Borglum, tłumaczył swój wybór następująco: Waszyngton reprezentował narodziny Stanów Zjednoczonych i amerykańskiej demokracji, Thomas Jefferson odpowiada za ekspansję terytorialną kraju, Roosevelt kojarzony jest z rozwojem, a Lincoln z jednoczeniem narodu i dążeniem do zniesienia niewolnictwa.

Pomnik czterech prezydentów powstawał przez 14 lat, między 1927 a 1941 rokiem. Wykuwano go przy pomocy dynamitów i ciężkiego sprzętu. Przy powstawaniu ogromnej rzeźby - każda głowa mierzy 18 metrów - uczestniczyło niemal czterystu pracowników, mężczyzn, kobiet i dzieci. Co ciekawe, projekt Gutzona Borgluma zakładał uwiecznienie prezydentów od głowy po pas, ale na przeszkodzie stanęły problemy finansowe. Sam twórca zmarł kilka miesięcy przed otwarciem dzieła jego życia.

Mount Rushmore. Fot. Marcel Hamonic/Shutterstock Mount Rushmore. Fot. Marcel Hamonic/Shutterstock

Pomnik jest nie tylko hołdem oddanym czterem, nomen omen, głowom państwa, ale symbolizuje również trudną historię Stanów Zjednoczonych.

Nim w 1885 roku góra otrzymała swoją nazwę na cześć Cherlesa Rushmore’a, prawnika związanego z miejscowymi poszukiwaczami złota, zamieszkujący te tereny Indianie z plemienia Dakotów nazywali ją Górą Sześciu Dziadków. Dla miejscowej ludności było to bardzo ważne miejsce związane z kultem religijnym. W czasie brutalnej ekspansji Amerykanów w kierunku zachodnim w 1868 roku podpisano porozumienie, które gwarantowało Indianom panowanie nad pasmem Black Hills. Gdy jednak dekadę później odkryto w okolicy złoża złota, Amerykanie złamali umowę i przejęli tę ziemię.

I tak kilkadziesiąt lat później góra przynależna prawnie Indianom stała się miejscem hołdu dla amerykańskich prezydentów.

Mount Rushmore przed rozpoczęciem prac nad pomnikiem prezydentów. Fot. Wikimedia commons/dp Mount Rushmore przed rozpoczęciem prac nad pomnikiem prezydentów. Fot. Wikimedia commons/dp

Air Force One

Air Force One to maszyna, którą trudno pomylić z innym samolotem. Na charakterystycznym biało-błękitnym kadłubie widnieje amerykańska flaga, prezydencka pieczęć oraz wielki napis "United States of America".

Air Force One to kryptonim nadawany każdemu samolotowi Sił Powietrznych, który przewozi prezydenta, ale przyjęło się używanie tego terminu do konkretnych maszyn, przystosowanych do transportu głowy państwa. Dziś ta nazwa odnosi się do dwóch Boeingów 747-200B o numerach 28000 i 29000, które znajdują się w użyciu od początku lat 90. XX wieku, gdy prezydentem był George H. W. Bush.

Wcześniej wielokrotnie zmieniano maszyny, służące przewozowi głowy państwa. Pierwszym latającym służbowo prezydentem USA był Franklin D. Roosevelt, który w czasie II wojny światowej odbył podróże lotnicze na konferencje alianckich przywódców. Prezydent do dyspozycji miał samolot Douglas C54C (znany jako "Dakota"), któremu nadano przydomek "Święta Krowa" (ang. "Sacred Cow"). Pierwszym Air Force One o napędzie odrzutowym był użyty przez prezydenta Dwighta Eisenhowera w 1959 roku Boeing 707 Stratoliner.

Sporo zmieniło się za czasów następnego prezydenta – Johna F. Kennedy’ego, który w 1962 roku skorzystał z pierwszego Air Force One przystosowanego specjalnie do użytku prezydenta. Od tego czasu kadłuby wszystkich Air Force One posiadają charakterystyczne kolory i symbole.

Maszyną tą w 1963 roku Kennedy podróżował do Dallas, gdzie został zastrzelony. Głową państwa został wiceprezydent Lyndon B. Johnosn, który złożył przysięgę na pokładzie tego samolotu w drodze powrotnej do Waszyngtonu.

Współczesne Air Force One oferują prezydentowi i innym pasażerom 370 metrów kwadratowych powierzchni na trzech poziomach. Maszyna zawiera m.in. apartament i biuro dla prezydenta, strefę dla prasy, VIP-ów i urzędników, gabinet medyczny przystosowany do przeprowadzenia operacji czy kuchnię mogącą wykarmić setkę osób jednocześnie.

Air Force One klasyfikowany jest jako samolot wojskowy. Posiada zabezpieczenia przed impulsem elektromagnetycznym, a dzięki sprzętowi do bezpiecznej łączności i możliwości tankowania w powietrzu stanowi mobilną bazę dowodzenia.

Air Force One z Donaldem Trumpem na pokładzie odlatuje z Lotniska Chopina w Warszawie, lipiec 2017 r. Na biało-błękitnym kadłubie widoczna flaga USA, pieczęć prezydencka i napis "United States of America". Fot. Karol Ciesluk/Shutterstock Air Force One z Donaldem Trumpem na pokładzie odlatuje z Lotniska Chopina w Warszawie, lipiec 2017 r. Na biało-błękitnym kadłubie widoczna flaga USA, pieczęć prezydencka i napis "United States of America". Fot. Karol Ciesluk/Shutterstock

"Bestia"

Z kolei po lądzie amerykański prezydent porusza się limuzyną Cadillac One. Charakterystyczne auto potocznie nazywane "Bestią" ma 5 metrów długości i waży ponoć aż 9 ton. Ze względów bezpieczeństwa służby nie dzielą się wszystkimi specyfikacjami najważniejszego samochodu Ameryki.

Produkowany na specjalne zamówienie pojazd jest w pełni opancerzony, przygotowany na wybuchy bomb i atak chemiczny. W środku znajduje się zapas krwi, odpowiadającej grupie krwi prezydenta, zbiornik tlenu i broń. W każdym konwoju limuzynie prezydenckiej towarzyszą dwie identyczne "Bestie" o tych samych numerach rejestracyjnych, by zmylić ewentualnych zamachowców. Obecnie używana "Bestia" została wyprodukowana w 2018 roku.

Wizyta prezydenta USA Joe Bidena w Polsce. Limuzyna prezydenta Joe Bidena Cadillac One w czasie wizyty w Polsce. Warszawa, 26.03.2022. Fot. Jacek Dominski/REPORTER Wizyta prezydenta USA Joe Bidena w Polsce. Limuzyna prezydenta Joe Bidena Cadillac One w czasie wizyty w Polsce. Warszawa, 26.03.2022. Fot. Jacek Dominski/REPORTER

th

Źródło: whitehouse.gov, britannica.org, national-geographic.com, pap.pl

Czytaj także

Jamestown. Pierwsza stała osada w Ameryce Północnej

Ostatnia aktualizacja: 20.12.2024 05:35
20 grudnia 1606 roku trzy angielskie statki z osadnikami wypłynęły w stronę Nowego Świata. Pół roku później, w Wirginii, rozpoczęły żeglugę w górę rzeki James. Ta ekspedycja zaowocowała założeniem pierwszej stałej osady w Ameryce Północnej - Jamestown.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Jerzy Waszyngton. Pierwszy prezydent USA

Ostatnia aktualizacja: 14.12.2024 05:38
- Waszyngton był ucieleśnieniem cnót i wad kolonistów. Być może dlatego stał się tak bliską Amerykanom postacią – mówił prof. Marek Urbański w audycji Arkadiusza Ekierta z cyklu "Piękny i bestia".
rozwiń zwiń
Czytaj także

Wiceprezydent na kacu, kowboje i dużo martwych ptaków. Najdziwniejsze epizody związane z zaprzysiężeniem prezydentów USA

Ostatnia aktualizacja: 20.01.2025 06:00
Nad przebiegiem jednego z najważniejszych wydarzeń w politycznym kalendarzu Stanów Zjednoczonych czuwa sztab organizatorów i agentów tajnych służb. Nie zawsze tak było, a uroczystość i jej oprawa przybierały najróżniejsze formy: od gorączkowej improwizacji, po graniczące z kiczem festyny. Nie brakowało też spektakularnych wpadek.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Piorun w butelce. Jak Benjamin Franklin ujarzmiał elektryczność

Ostatnia aktualizacja: 15.06.2024 05:55
– Elektryczności i związanych z nią zjawisk nie rozumieli nawet ci, którzy zajmowali się tym tematem. I nagle pojawił się Benjamin Franklin – mówił w Polskim Radiu Marek Bielski, publicysta zajmujący się historią nauki.
rozwiń zwiń