Jeśli komuś wydaje się, że kolekcjonerstwo jest zajęciem jedynie dla milionerów, czym prędzej wyprowadzamy z błędu. – Byłem studentem, gdy zaczynałem zbierać dzieła sztuki. W tamtych czasach kolekcjonowanie traktowane było jako hobby - mówi w "Klubie Trójki" Stefan Okołowicz, kolekcjoner.
Jego szczególne zainteresowanie Stanisławem Ignacym Witkiewiczem wzrosło jeszcze bardziej, gdy student dowiedział się o działalności fotograficznej artysty. Archiwum, które on sam zgromadził w Warszawie w mieszkaniu przy ul. Brackiej 23, zostało zniszczone w pierwszych dniach wojny w 1939 roku. Okołowicz, wspólnie z Ewą Franczak, rozpoczęli poszukiwania prac znajdujących się w prywatnych zbiorach, często traktowanych jako pamiątki rodzinne.
- Zaczęliśmy zbierać dlatego, że dla nas on był ważnym artystą, nie wiedzieliśmy jakie te zdjęcia będą. Często znajdowaliśmy je na strychach, albo były wymiatane spod szafy – wyjaśnia kolekcjoner. Po zebraniu sporego zbioru okazało się, że zdjęcia Witkacego należą do najważniejszych w historii polskiej fotografii. Dziś możemy je oglądać na wystawie "Witkacy i inni. Z kolekcji Stefana Okołowicza i Ewy Franczak".
Zbiór pokazuje nie tylko wszechstronność malarza, pisarza, filozofa, dramaturga, ale też jego innowacyjne podejście do sztuki. W opozycji do szerokich, malarskich kadrów dziewiętnastowiecznych Witkacy fotografował fragmentami. – On robił tak zwane ciasne kadry różnych fragmentów natury bądź twarzy. Patrzył na naturę zupełnie inaczej niż starsi malarze – wyjaśnia Okołowicz.
Artysta eksperymentował także z efektami. Na przykład "Autoportret pęknięty" nie jest efektem przypadkowego uszkodzenia kliszy, które w tamtych czasach były szklane, lecz celowego działania artysty.
Początkowo ciasne kadry uzyskiwał wycinając je z fotografii, które miały więcej tła.
Około 1912 roku, z pomocą mechanika, przedłużył obiektyw swojego aparatu. – Dzięki temu mógł osiągać ostrość na pełnym formacie kliszy, choć jego modele nie wytrzymywały długiego naświetlania i niektóre zdjęcia są poruszone – dodaje gość Trójki.
Bożena Czubak i Stefan Okołowicz o fotografiach twarzy
Witkacy eksperymentował także na własnej osobie. Ukazują to fotografie z serii dwudziestu jeden min, które przyciągają, fascynują i bawią. – Przestrzegałabym przed utożsamianiem Witkacego z tym wygłupiającym się przed kamerą artystą, bo za tymi grymasami stoi ogromna praca – podkreśla Bożena Czubak, historyk i krytyk sztuki.
Wystawa należy do cyklu "Uśpiony kapitał", którego ideą jest pokazywanie szerszej publiczności kolekcji zgromadzonych w prywatnych rękach. - Ów kapitał stanowi symboliczna waga tkwiąca w tych zbiorach. W Polsce mamy sporo takich kolekcji, a są one mało znane - dodaje Bożena Czubak, która jest także kuratorem całego cyklu.
Jej zdaniem w Polsce zbyt mało mówi się o roli prywatnego kolekcjonerstwa. – My, w gruncie rzeczy, mamy dość ubogie zbiory publiczne. Te w placówkach muzealnych kończą się na latach 50. i 60. Jesteśmy też ubodzy w sztukę obcą, więc prywatne kolekcje mogą pokazać to, co nieznane - podkreśla.
Nie bez powodu wystawy prezentowane są właśnie w Wilanowie. Projekt odwołuje się do "pierwszego kolekcjonera" - Stanisława Kostki Potockiego, który wraz z żoną właśnie tu założył bardzo dobrą i ważną kolekcję sztuki. – W 1805 roku pokazali publiczności własne zbiory we własnym domu. Ten moment sytuuje Muzeum Pałac w Wilanowie jako pierwsze muzeum sztuki w Polsce otwarte dla publiczności – dodaje mgr Konrad Pyzel, historyk sztuki pracujący w Dziale Rozwoju Muzeum Pałac w Wilanowie.
Posłuchaj "O Stanisławie Ignacym Witkiewiczu w "Klubie Trójki", 20 lipca", a dowiesz się więcej o fotograficznych inspiracjach Witkacego oraz o cyklu "Uśpiony kapitał".
Wystawę "Witkacy i inni. Z kolekcji Stefana Okołowicza i Ewy Franczak" można oglądać do 15 sierpnia 2011 w Oranżerii, Pałac w Wilanowie.
"Klubu Trójki" można słuchać od poniedziałku do czwartku o godzinie 21.00. Zapraszamy!