O tym, czym charakteryzowało się to niezwykłe zjawisko bezgranicznego oddania się woli Piłsudskiego przez ludzi z jego otoczenia i jakie miało ono konsekwencje rozmawialiśmy w 2022 roku z doktorem habilitowanym Krzysztofem Klocem, historykiem z Instytutu Historii i Archiwistyki Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, autorem książki "Piłsudski. Studium fenomenu Komendanta".
Józef Piłsudski - zobacz serwis specjalny
***
Listopad 1918 roku stanowi ważną cezurę nie tylko w szeroko rozumianych dziejach Polski, ale też dla opisywanego przez pana fenomenu Komendanta. Wskazuje pan ten czas jako jeden z kamieni milowych w procesie przeobrażenia Piłsudskiego właśnie w Komendanta. Na czym polegała różnica między jednym i drugim?
To, co nazywam w swojej książce fenomenem Komendanta, to nic innego, jak monopol Józefa Piłsudskiego na posiadanie i wyrażanie ostatecznej opinii i decyzji w gronie piłsudczyków. To też monopol na naturalne w tym środowisku posługiwanie się rozkazem w stosunkach ze swoimi "współpracownikami" – należy brać to wyrażenie w cudzysłów, ponieważ od I wojny światowej (trudno tu wskazać konkretny moment) mam na myśli faktycznych podwładnych i rzeczywistych podkomendnych, jeśli idzie o grono najbliższe Piłsudskiego. Ten monopol obowiązywał w nieomal każdym aspekcie ich życia. Komendant był ostatnią instancją odwoławczą w tym środowisku, niezależnie od tego, jakie stanowisko w danym momencie zajmował. Na ten mechanizm nie wpłynęło nawet wycofanie się Marszałka z życia publicznego po 1923 roku.
Proces kształtowania się fenomenu Komendanta domyka się wraz z zakończeniem I wojny światowej. Wyraz ten należy pisać wielką literą, bo nie oznacza on funkcji Komendanta Głównego Związków Strzeleckich, którą Piłsudski pełnił przed Wielką Wojną, jest on raczej synonimem wodza, kogoś, kto cieszy się opinią nieomylności, bezgranicznym zaufaniem, kto dzierży władzę nieomal absolutną z punktu widzenia swoich podwładnych.
Józef Piłsudski w Warszawie w 1916 roku. Fot.: NAC/dp
11 listopada Piłsudski jest już zatem Komendantem. A kiedy rozpoczyna się proces kształtowania się tego fenomenu?
Proces ten trwa od samego początku zaangażowania Piłsudskiego w działalność polityczną: odkąd wraca z zesłania na Syberii, zostaje działaczem Polskiej Partii Socjalistycznej, a z czasem jednym z jej liderów, a w końcu przywódcą tej partii. Ale – co niezwykle ważne – nie jej wodzem. Piłsudski przed 1914 rokiem nigdy nie był wodzem. Ani w PPS, ani w Organizacji Bojowej tej partii, ani w Związkach Strzeleckich.
Ten nieograniczony autorytet w oczach podwładnych Piłsudski uzyskuje dopiero w toku I wojny światowej, a zjawisko to tylko pogłębia się po 1918 roku. Przy czym rok 1920 będzie bardzo znaczący. To wtedy – w ich mniemaniu – Komendant właściwie w pojedynkę wygrywa wojnę z bolszewikami i ratuje Polskę przed upadkiem. Następnym kamieniem milowym jest rok 1926 i zamach majowy, kiedy Piłsudski zostaje dyktatorem w skali państwa, a jego środowisko przejmuje władzę nad Wisłą. Pogłębianie się procesu kształtowania się fenomenu Komendanta odbije się na nim samym, z czasem Piłsudski zacznie popadać w widoczne megalomaństwo, pogłębiające się wraz z pogarszającym się stanem jego zdrowia, zwłaszcza w latach 30., co będzie rzutowało na sposób zarządzania najbliższym otoczeniem.
Choć ta nazwa powstała znacznie wcześniej, to chyba właśnie w wolnej Polsce zaczyna stawać się popularne określenie piłsudczyk. Urzekło mnie zamieszczone w pańskiej książce wyznanie Wacława Grzybowskiego: "Okazuje się, że Juliusz Poniatowski (minister w rządach sanacyjnych- przyp. red.) i ja - kochaliśmy Marszałka dla powodów niemal odwrotnych". Co w takim razie łączyło piłsudczyków?
Samo określenie narodziło się jesienią 1914 roku, wcześniej nie występuje w źródłach. Później próbowano przenosić to określenie na okres wcześniejszy, ale był to historyczny fałsz – próba mitologizacji samego Piłsudskiego i jego środowiska. Początkowo pojęcie "piłsudczyk" oznaczało tylko żołnierza, który służył pod bezpośrednią komendą Józefa Piłsudskiego. Kropka. W toku I wojny światowej znaczenie tego określenia ewoluuje. Piłsudczykami określają się osoby niekoniecznie walczące w 1. Pułku Piechoty Legionów Polskich, z czasem w I Brygadzie Legionów, ale również ludzie służący w Polskiej Organizacji Wojskowej, Polskiej Organizacji Narodowej, w Naczelnym Komitecie Narodowym, itd. Innymi słowy: te osoby, które uznają Piłsudskiego za swego przywódcę, za tego, który najlepiej rozumie i realizuje polski interes w dobie wojny światowej.
Rok 1918 znów jawi nam się jako ważna cezura.
Od tej chwili pojęcie "piłsudczyk" jest tak szeroko interpretowane i pojmowane, że w kolejnych latach bardzo trudno wypracować jego klarowną definicję. Właśnie dlatego, zamiast tworzyć ścisłą definicję, proponuję, analizując materiał źródłowy i poszczególne biografie, w swojej książce pewne przymioty, którymi powinien się charakteryzować piłsudczyk. Wyróżniam cztery.
Pierwszy to stosunek do Józefa Piłsudskiego. Rzecz absolutnie najważniejsza. Uznanie go za wodza, który ma prawo do rozkazodawstwa. Nie chodziło tu tylko o aspekt publiczny. Mówimy o oddaniu sięgającym decyzji dotyczących jednostek, nawet ich sfery prywatnej. To też wiara w to, że Komendant za nas myśli i wie lepiej. Piłsudczycy w ten sposób, już w okresie wojny, wyrugowali się z samodzielności myślenia politycznego. Bez zadzierzgnięcia tego osobistego stosunku do Piłsudskiego, nie można było być piłsudczykiem. Dlatego właśnie sam fenomen bycia piłsudczykiem dotyczył pokoleń, które miały okazję się z Komendantem zetknąć i wymarł wraz z nimi.
Drugim przymiotem był stosunek do niepodległości. Piłsudczyków charakteryzowała absolutna niezgoda na jakiekolwiek upośledzenie suwerenności i godzenie w integralność terytorialną państwa. Z tym związana była próba wybicia się orężem na niepodległość w czasie I wojny światowej i gotowość obrony granic za wszelką cenę, jak w latach 1920 i 1939.
Trzecim wyróżnikiem był stosunek do państwa. Abstrahując od rozwiązań ustrojowych, systemów sprawowania władzy, było to przeświadczenie o tym, że państwo musi być silne i musi ono odgrywać w życiu narodu i społeczeństwa rolę nadrzędną.
Po czwarte wreszcie: odrzucenie doktrynerstwa. Był to pogląd nakazujący spoglądanie na najważniejsze sprawy dotyczące państwa poprzez imponderabilia: niemierzalne zjawiska istniejące w nastrojach i umysłach ludzkich. Wśród nich był honor, poczucie odpowiedzialności, godność itd.
Pańska książka to właściwie portret zbiorowy tego środowiska, widzianego w zwierciadle jego obopólnych relacji z Piłsudskim. Nie były to relacje jednolite.
Środowisko piłsudczyków charakteryzowało się pewną naturalną wewnętrzną hierarchią. Analizując pod tym kątem ten obóz polityczny należy odróżnić szeroko rozumianą elitę piłsudczykowską, składającą się z kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu nazwisk, od ścisłego wewnętrznego kręgu wokół Piłsudskiego, dla którego – moim zdaniem – najbardziej adekwatnym określeniem jest Drużyna Komendanta. Zapożyczyłem ten termin ze wspomnień Jana Pudełka, legionisty, żołnierza I Brygady.
To była elita elit tego środowiska w latach 1918-1935. Bardzo wąskie, kilkuosobowe grono znajdujące się najbliżej Piłsudskiego, mające z nim stały kontakt i stąd właśnie stojące najwyżej w hierarchii piłsudczykowskiej. Ten bezpośredni dostęp do Komendanta dawał im prawo rozkazodawstwa w jego imieniu, dawania poleceń, przekazywania instrukcji od Piłsudskiego pozostałym członkom obozu. Na te prerogatywy nie miało wpływu aktualnie sprawowane stanowisko i miejsce w aparacie władzy. Członek Drużyny X, który stał w oficjalnej hierarchii państwowej niżej niż nienależący do Drużyny człowiek Y, mógł wydawać człowiekowi Y rozkazy.
Przez te wszystkie lata skład Drużyny pozostawał w zasadzie niezmienny.
Z niewielkimi fluktuacjami Drużynę Komendanta stanowiło zawsze to samo grono osób. Walery Sławek i Aleksander Prystor to ludzie, których można nazwać przyjaciółmi Piłsudskiego. Dużym zaufaniem Piłsudskiego cieszył się oczywiście Kazimierz Sosnkowski (należał do Drużyny mniej więcej do 1924 roku). Relacja ojcowsko-synowska łączyła Piłsudskiego z Bolesławem Wieniawą-Długoszowskim i Józefem Beckiem, który, chociaż do Drużyny Komendanta dołączył najpóźniej, bo około roku 1926, to będzie w niej od przełomu lat 20. i 30. absolutnym liderem. Beck będzie swoistym "naddrużynowym", który będzie się cieszył dostępem do coraz bardziej schorowanego Piłsudskiego, kiedy inni już nie będą mieć tego przywileju. Do Drużyny zaliczam też Kazimierza Świtalskiego.
Od lewej: Aleksander Prystor, Józef Piłsudski, Ignacy Mościcki, Walery Sławek. Fot.: NAC/dp
Z biegiem lat będzie się zmieniało znaczenie w Drużynie Komendanta poszczególnych członków, częstotliwość kontaktów z Piłsudskim i stosunek samego Piłsudskiego do osób ją tworzących – jednak jeszcze raz podkreślę, że tylko on był jedynym probierzem hierarchii piłsudczykowskiej. Sytuacji osoby, która popadła w niełaskę Komendanta nie mogła poprawić przynależność do żadnej z piłsudczykowskich grup, nawet do Drużyny. Nikt nie był w stanie poprawić sytuacji takiej osoby, nikt nie miał na to nawet odwagi.
Po pańską książkę powinni moim zdaniem sięgnąć nie tylko pasjonaci historii, ale może przede wszystkim dyrektorzy i prezesi. Metody zarządzania obrane przez Piłsudskiego leżały na antypodach modelu biurokratycznego: brak określonych przepisów sankcjonujących działanie Drużyny, pomieszanie życia osobistego ze służbowym, niejasna transmisja poleceń. Jakim cudem to mogło działać przez 9 lat pomajowych rządów Marszałka?
Abstrahując od obranego przez Piłsudskiego modelu zarządzania, to – i jest to teza od dawna znana – interesował się on najżywotniej sprawami wojskowymi i polityką zagraniczną. Cedował sprawy wewnętrzne, czyli te, które faktycznie kształtowały istnienie państwa, na swoich podkomendnych, na kolejne rządy. W tej materii interesowały go głównie sprawy personalne. Z wyjątkiem kilku sytuacji, w których Piłsudski ingerował osobiście, jak sprawa Brześcia i wyborów brzeskich, pozostawiał w tej sferze duże pole manewru podkomendnym.
Specyficzny model zarządzania obrany przez Komendanta objawia się głównie w jego kontaktach z Drużyną. Uzewnętrzniał się on w sposób szczególny w latach 30., kiedy z biegiem lat, coraz bliżej śmierci Piłsudskiego, coraz mocniej polegał na ciągłych niedomówieniach, niesprecyzowaniu poleceń, strachu podkomendnych przed dopytaniem o szczegóły. W książce zamieszczam fragment diariusza Kazimierza Świtalskiego, w którym pisze on (chyba nie zdając sobie sprawy z wydźwięku tych słów): "Sprawiło mi, wyznam otwarcie, dużą satysfakcję, że nie rozmawiając z Komendantem o Jego koncepcji […] potrafiłem się najbardziej wczuć w sposób myślenia Komendanta". Jeśli weźmiemy pod uwagę, że mówi to człowiek, który zajmuje najważniejsze stanowiska w państwie i w obozie piłsudczyków, to takie stwierdzenie musimy nazwać absurdem.
Problem polega na tym, że ten system mógł działać tylko dopóki żył sam Piłsudski.
Model zarządzania Piłsudskiego fatalnie odbił się na losach samego obozu piłsudczykowskiego po roku 1935, jak i państwa polskiego po śmierci Komendanta. Aleksandra Piłsudska pisała o tym, że jej mąż na krótko przed śmiercią miał stwierdzić: "napisałem tyle w swoim życiu, tak wiele zrobiłem, że mają z czego czerpać; jak będą z tego czerpać, to z Polską będzie dobrze". No właśnie: "mają", czyli kto? Piłsudski nie wydał ostatecznych dyspozycji dotyczących sukcesji władzy po jego śmierci, zarówno jeśli chodzi o prezydenturę, jak i stanowisko Naczelnego Wodza. Osierocił państwo, osierocił grono decyzyjne, które odwykło już od samodzielnego myślenia. To był jego największy grzech.
W kwestii czerpania z dorobku Piłsudski również się pomylił. On nie był dogmatykiem, nie zostawił więc jasnej wizji. Po jego śmierci poszczególne frakcje piłsudczykowskie czerpały z różnych etapów jego biografii, myśli, powiedzeń i przemyśleń. Dochodziły na tej podstawie do różnych wniosków dotyczących kształtu państwa po jego śmierci.
Józef Piłsudski z żoną w tłumie. Fot.: NAC/dp
Wykraczając już nieco poza literę pańskiej książki, to po jej lekturze – nie wiem, czy słusznie – odnoszę wrażenie, że jedynym człowiekiem, który starał się u schyłku życia i krótko po śmierci Komendanta zmienić ten zgubny, nieformalny paradygmat zarządzania, był Walery Sławek.
Rzeczywiście, Walery Sławek, a za nim kurczące się z każdym rokiem grono jego zwolenników ideowych, uważał, że nie można rządzić w Polsce bez Piłsudskiego tak, jakby Piłsudski nadal żył. Tylko on jeden był Komendantem, więc tylko on potrafił rządzić w ten oparty na nieformalnych strukturach sposób. W maju 1935 roku skończyła się pewna epoka. Sławek sądził przy tym, że "niepisanym" testamentem (w znaczeniu: Piłsudski sam jej tak nie rozpatrywał) po zmarłym wodzu jest konstytucja kwietniowa, że to jest ten dokument, wokół którego piłsudczycy powinni się po śmierci Komendanta "grupować" i że w niej zapisany jest najlepszy system sprawowania władzy, co – jego zdaniem – pozwoliłoby przejść suchą stopą przez najcięższy czas po śmierci wodza. Szybko okazało się, że w swoim myśleniu był raczej osamotniony wśród piłsudczykowskich elit przejmujących władzę po śmierci Marszałka. Zarówno Edward Śmigły-Rydz, jak i prezydent Ignacy Mościcki, podążyli w zupełnie innym kierunku.
Niepodległość - zobacz serwis specjalny
Czy można zatem zaryzykować tezę, że patologie systemu, który zapanował po śmierci Piłsudskiego i kładł się cieniem na ostatnich latach II Rzeczpospolitej, sięgają zarania odzyskania niepodległości?
Odpowiedzialność państwową, wewnętrzną, bo nie można tu mówić o odpowiedzialności za zjawiska, które działy się wówczas na świecie, odpowiedzialność za przygotowanie państwa do tego, co wydarzyło się jesienią 1939 roku, zapisuje się na konto piłsudczyków z tego względu, że oni chcieli tej odpowiedzialności. Nie mieli zamiaru rozszerzyć podstaw swojej władzy o inne środowiska, gdy zbliżała się katastrofa 1939 roku. Głosów wewnątrzobozowych, takich jak ten Kazimierza Sosnkowskiego, by w obliczu zagrożenia bytu państwowego otworzyć się na środowiska opozycji, nie słuchano. Czy była możliwość wyboru innego modelu zarządzania obozem sanacyjnym i państwem? Były na to cztery lata po śmierci Komendanta. Liderzy piłsudczykowscy mieli taką możliwość. To, że z niej nie skorzystali, obciąża wyłącznie ich biografie.
Rozmawiał Bartłomiej Makowski
Okładka książki "Piłsudski. Studium fenomenu Komendanta".
Tytuł: "Piłsudski. Studium fenomenu Komendanta"
Autor: Krzysztof Kloc
Wydawca: Ośrodek Myśli Politycznej
ISBN: 978-83-66112-48-3
Rok wydania: 2021
Liczba stron: 480