Urodzony w Legnicy Waldemar Krzystek w młodości należał do młodych, gniewnych intelektualistów, którzy wyraźnie deklarowali niechęć do panującego ustroju. Z tego też powodu nie udało mu się dostać do łódzkiej szkoły filmowej – znajdował się na czarnej liście bezpieki. Dzięki sprytnemu fortelowi - czasowe przemeldowanie się do innego miasta podczas zdawania do szkoły filmowej w Katowicach, władze nie zorientowały się na czas w poglądach Krzystka i został on przyjęty. Tu, współorganizując bunt studentów narzekających na niski poziom kształcenia, przyczynił się do podniesienia poziomu katowickiej szkoły. Po sejmowej interwencji Gustawa Holoubka na uczelnię sprowadzono grono wybitnych pedagogów.
Po wybuchu stanu wojennego reżyser przygotowywał się do swojego debiutu. Pomysł podsunęła mu skomplikowana rzeczywistość lat osiemdziesiątych. Jednocześnie znał już od kilku lat historię jednej z mieszkanek Legnicy, której ojciec, jako narzeczony jej matki, ukrywał się w stalinizmie przez 5 lat w piwnicy jej domu.
- Wtedy, w stanie wojennym, operator Jacek Petrycki, który przyjechał do Legnicy zrobić wywiad z ukrywającym się Władysławem Frasyniukiem, musiał odczekać kilka dni u mnie w mieszkaniu, żeby zgubić ewentualny ogon. Spędził 5 dni, ale wręcz roznosiło go. I wtedy ja sobie przypominam tę historię o tym akowcu, który ukrywał się 5 lat w piwnicy. Zatoczyło się koło historii i oto znowu najlepsi synowie narodu muszą się w stanie wojennym ukrywać. Frasyniuk, Petrycki, moi inni koledzy z "Solidarności Walczącej" – mówił Waldemar Krzystek w audycji Polskiego Radia.
Reżyser napisał scenariusz, który spotkał się z dobrymi opiniami jego kolegów reżyserów. Tym, co zainteresowało Krzystka, poza możliwością opowiedzenia za pomocą metafory o stanie wojennym, był potencjał dramatyczny wybranej historii.
- Byłem ciekaw, jaka w tych ludziach była siła, jaki to był rodzaj potężnej miłości, która pozwalała im sobie pomagać przez te 5 lat. Wierzyć mimo wszystko, nawet drogą wzajemnego oszukiwania się – mówił Krzystek w audycji Polskiego Radia. - Przecież na początku lat 50. musiało się wydawać, że Związek Radziecki będzie wieczny, komunizm będzie wieczny. Na co oni mieli czekać? A przecież znowu w stanie wojennym my sami zadawaliśmy sobie takie pytania, choć nam było już sto razy łatwiej wtedy – dodawał reżyser.
14:33 W zawieszeniu - 4.mp3 "Waldemar Krzystek". Audycja Ewy Stockiej - Kalinowskiej z cyklu "Zapiski ze współczesności". Odcinek 4. (PR, 11.12.2017)
W film uwierzyli Jerzy Hoffman i Sylwester Chęciński z Zespołu Filmowego "Zodiak", którzy po trzech latach rozmów zdołali przekonać ministra kultury, żeby skierował film do produkcji. W rozmowach z nim starali się za wszelką cenę zacierać wszystkie ślady sugerujące odniesienia do czasów współczesnych.
Zdjęcia wreszcie ruszyły, choć reżyser w okresie przygotowawczym przeszedł bardzo ciężką żółtaczkę i przez trzy miesiące przebywał w szpitalu. Tak zwane zdjęcia uciekające realizowała wtedy jego żona, która również ukończyła studia reżyserskie. Twórcom udało się zaangażować do filmu świetną obsadę. W głównych rolach wystąpili Jerzy Radziwiłłowicz i Krystyna Janda, a wtórowali im Andrzej Łapicki i Sława Kwaśniewska i Bogusław Linda.
- Jestem debiutantem i pracuję z tuzami. Czasem nie podoba mi się jak oni grają. Jandę widzę zupełnie inaczej niż tę Jandę, która wcześniej grała u Wajdy czy u Piwowarskiego. Bo ona musi mieć siłę i charakter ale walczę z jej majtaniem głowy, bo nie na tym to ma polegać. Krok po kroku udaje się – mówił reżyser w Polskim Radiu. - I nagle przerywają nam zdjęcia pod zarzutem, że powstaje jednak film antypaństwowy. Ja dostaję tę informację, ale jeszcze kilka dni kręcimy, udając, że niby jesteśmy poza zasięgiem telefonów, przeżuty mamy co chwilę, a były wtedy tylko telefony stacjonarne. Kręcimy wszystko co się da.
Dalej Waldemar Krzystek mowił: - Na szczęście decyzja zapada tak naprawdę jakieś trzy dni przed planowanym końcem zdjęć. Straty nie są tak przerażające. W ekipie jest pełna zgoda, że trzeba pracować, ile można. Zastanawialiśmy tylko, kto w ekipie kapuje – okazało się, że dwie osoby, ale wtedy w każdej ekipie ktoś kapował. Były po to przeznaczone, żeby pisać raport – na przykład, co reżyser zmienia w zatwierdzonym scenariuszu, co aktorka dodała od siebie i jakie emocje wzbudzają podając taki a nie inny tekst.
Film udało się nakręcić, ale montaż został zablokowany. Jednak Hoffman, który prywatnie powiedział Krzystkowi, że zrobił świetny film, po cichu zaczął pozwalać na montowanie filmu fragmentami, po jednym akcie. Gdy film był zmontowany i upłynęło trochę czasu, mimo wszystko zorganizowano kolaudację.
- O dziwo uratowała mnie Wanda Jakubowska, która powiedziała, że zna mój stosunek do niej, ale mam talent i zrobiłem dobry film – mówił Waldemar Krzystek w audycji Polskiego Radia. - I on został dopuszczony w pięciu kopiach. Ale i tak w ciągu kilku tygodni było 100 tysięcy widzów. Zdobyliśmy dużo nagród. A potem kazali mi robić kolejny film – dodawał reżyser.
Film Krzystka, dziś już niemal zapomniany, jest filmem z pewnością ważnym, a porwanie się na taki temat w samym środku stanu wojennego z całą pewnością było czynem heroicznym. Niemniej, jako debiut, nie jest on wolny od pewnych błędów warsztatowych, jak choćby zbyt ciemne zdjęcia czy pewne wyraźne dłużyzny obecne w filmie. Dzięki temu doświadczeniu twórcy udało się jednak postawić na swoim oraz wyciągnąć wnioski warsztatowe, które w przyszłości pozwoliły mu stać się reżyserem z jednej strony sprawnym zawodowo, z drugiej tożsamym z samym sobą.
az