Wół, który okazał się być mamutem
Sól, ropa naftowa oraz ozokeryt (zwany też woskiem ziemnym) były wydobywane prymitywnymi metodami w okolicach wsi Starunia (obecnie leżącej w granicach Ukrainy, do 1918 roku znajdującej się na terenie Austro-Węgier) już w XIX wieku. W 1907 roku dotychczas istniejące, niewielkie szyby wykupiła firma z Hamburga "Juliusz Campe i spółka" i we wrześniu tego samego roku zaczęła pogłębiać cztery z nich. Już na początku października górnicy natrafili na niezwykłe znalezisko – szczątki wielkiego zwierzęcia, początkowo błędnie wziętego za woła.
- Ponieważ przeszkadzały one w głębieniu szybu, robotnicy nawet kilofami trochę tych kości porozbijali. Na szczęście w porę nadzorca spostrzegł się, że jest to coś niezwykłego – opowiadał geolog prof. Stefan Witold Alexandrowicz w audycji Krzysztofa Michalskiego z cyklu "Wieczór odkrywców". - Na powierzchnię wydobyto jakieś wielkie ciosy, kości, fragmenty szkieletu, skóry, a następnie zawiadomiono prasę. Zrobił się szum i niemal od razu przyjechało kilku naukowców, którzy szybko rozpoznali, że jest to mamut – dodał.
28:12 nosorożec.mp3 Geolog profesor Stefan Witold Alexandrowicz mówi o wykopaliskach prowadzonych w 1907 i 1929 roku we wsi Starunia. Audycja Krzysztofa Michalskiego "Badania nad nosorożcem włochatym" z cyklu "Wieczór odkrywców". (PR, 04.11.2006)
Szczątki zostały zabezpieczone i przekazane w darze Muzeum imienia Dzieduszyckich we Lwowie, gdzie znajdują się do dziś. Co ciekawe, jak mówił na antenie Polskiego Radia prof. Alexandrowicz, nie wszystkie fragmenty zwierzęcia udało się łatwo pozyskać. Część z nich bowiem została wykradziona jeszcze zanim na miejsce przybyli badacze.
- Sąd nakazał jednemu z robotników zwrócić kawałek skóry mamuta, którą wyciął, żeby sobie z niej zrobić buty. No cóż, buty ze skóry mamuta, to coś rzeczywiście nadzwyczajnego – dodał geolog.
Ptaki, ślimaki i nosorożec włochaty
Odkrycie wstrząsnęło polskim środowiskiem naukowym, które wkrótce zapragnęło rozpocząć na tym terenie prace wykopaliskowe. Nie było to jednak możliwe, ponieważ szyb był własnością prywatną, a właściciel niechętnie patrzył na możliwość udostępnienia swojej kopalni badaczom. Już w październiku 1907 roku robotnicy podjęli więc przerwaną kilka tygodni wcześniej pracę i niemal od razu natknęli się na kość promieniową jelenia olbrzymiego, szczątki różnego rodzaju ptaków, płazów, ślimaków i roślin. Kilka metrów niżej natomiast odnaleziono kolejne zwierzę, które po wydobyciu także przekazano Muzeum imienia Dzieduszyckich we Lwowie.
- Tym razem nie był to mamut, choć początkowo tak sądzono. Gdy wyjęto go na powierzchnię, okazało się, że jest to bardzo dobrze zachowany nosorożec włochaty. Tyle że był niekompletny, a jego część była ucięta – mówił prof. Stefan Witold Alexandrowicz w audycji Krzysztofa Michalskiego. - Początkowo w ogóle myślano, że jego druga część tkwi dalej w otworze. Chciano więc szyb poszerzyć, ale do tego nie doszło. Pewnie ze względów technicznych i finansowych, bo kopalnia przecież nie po to powstała, żeby z niej wydobywać nosorożce – dodał.
Już wówczas zdawano sobie bowiem sprawę, że prace wykopaliskowe prowadzone na tych terenach mogą w przyszłości przynieść jeszcze więcej cennych eksponatów i że badania muszą zostać przeprowadzone na większą skalę. Gdy ostatecznie udało się uzyskać zgodę właściciela kopalni, pojawił się nowy problem, którego przez wiele lat nie dawało się rozwiązać - planowane przedsięwzięcie było niezwykle kosztowne, a zbiórka pieniędzy nie dała spodziewanych efektów.
Odpowiednie fundusze udało się uzyskać dopiero w 1929 roku, gdy wieś znajdowała się już w granicach II Rzeczpospolitej. Polska Akademia Umiejętności otrzymała wówczas dofinansowanie z państwowego Funduszu Kultury Narodowej i niedługo później powołała do życia specjalny Komitet Badań Staruńskich, który miał koordynować pracami wykopaliskowymi. Składał się on z pięciu badaczy – dwóch geologów, dwóch zoologów i botanika. Zespołem kierował Eugeniusz Panow, asystent w Zakładzie Geologii i Paleontologii Akademii Górniczej w Krakowie.
- To był człowiek, który miał znakomite predyspozycje do wykonania tego zadania. Miał talent do poszukiwania i wynajdowania skamieniałości, a ponadto był niesłychanie odporny na wszelkie przeciwności. Potrafił pracować boso w zimnie, w błocie, w czasie deszczu i podczas suszy – mówił prof. Stefan Witold Alexandrowicz na antenie Polskiego Radia. - Krążą takie opowiadania, że jak przynosił skamieniałości do hotelu i rozkładał je na łóżku, to później żal mu było je ściągać, więc spał na podłodze - dodał.
Trzy prehistoryczne nosorożce
Wykopaliska rozpoczęto latem 1929 roku. Najpierw oczyszczono i wypompowano wodę z powstałego w 1907 roku szybu, a następnie wykopano kolejny. Ostatecznie - na głębokości osiemnastu metrów - wybudowano chodnik, którym połączono oba tunele.
- Wówczas, dokładnie 23 października 1929 roku, Panow natrafił na nosorożca leżącego w iłach na grzbiecie z nogami wyciągniętymi do góry. Był kompletny: zachowała się jego skóra, szkielet, a nawet kępki włosów. Z tkanek miękkich natomiast ocalały fragmenty mięśni oraz język. Główną tego przyczyną było środowisko, w którym się znajdował. Leżał w otworze przesyconym solanką z ropą, więc się po prostu zakonserwował - opowiadał prof. Stefan Witold Alexandrowicz w audycji z cyklu "Wieczór odkrywców".
Tak dobrze zachowany nosorożec był zupełnie nowym i rewolucyjnym odkryciem - do tej pory nie udało się zresztą odnaleźć podobnego egzemplarza. Co ciekawe, nad jego nogami trafiono także na kości należące do drugiego i trzeciego osobnika z tego gatunku, a niedaleko niego wykopano ślady roślin, owadów, bezkręgowców, drobnych ssaków, a nawet przedmioty wykonane przez prehistorycznych ludzi.
Po odpowiednim zabezpieczeniu szczątków, w połowie grudnia 1929 roku udało się je wydobyć z szybu. Następnie przewieziono je do Muzeum Przyrodniczego w Krakowie, gdzie można je podziwiać po dziś dzień.
Makieta nosorożca włochatego eksponowana w jednej w budynku Polskiej Akademii Umiejętności Krakowie w 1930 roku. Źródło: NAC/Domena publiczna
Naukowcy nie są zgodni co do tego, dlaczego tyle zwierząt znalazło się w jednym miejscu. Według pierwotnej wersji mogły zostać upolowane przez człowieka. Inna natomiast mówi, że utopiły się podczas powodzi, a ich zwłoki zostały przyniesione przez wodę pod zbudowaną z iłów skałę i tam zostały.
Z takimi teoriami nie zgadza się jednak profesor Alexandrowicz, który na antenie Polskiego Radia przypomniał, że przecież szczątki samych nosorożców dzieli kilka tysięcy lat. Oznacza to, że średnio co osiem tysięcy lat te tereny musiałby nawiedzać potop, co jest mało prawdopodobne.
jb