"Myślę, że większość przywódców demokratycznych w Europie nie mówi obecnie wystarczająco dużo o Ukrainie. Powinni bardziej podkreślać (konieczność) zwycięstwa Ukrainy i całkowitej porażki Rosji" – uważa Tenzer z Instytutu Sciences Po w Paryżu oraz Centrum Analiz Polityki Europejskiej (CEPA). Zwrócił uwagę na przesunięcie zainteresowania opinii publicznej i mediów na konflikt w Strefie Gazy.
"Nie wolno im zapominać i muszą uświadamiać opinię publiczną, że wojna prowadzona przez Rosję przeciwko Ukrainie jest w zasadzie wojną decydującą, jeśli chodzi o przyszłość Europy, a nawet (terytoriów) poza Europą. To wojna, w której nie możemy zaakceptować przegranej; wojna, którą musimy wygrać" – podkreślił ekspert.
Zapytany o poparcie Francuzów dla wspierania Kijowa w wojnie z Moskwą Tenzer oznajmił, że "według najnowszych badań opinii publicznej w większości krajów UE nadal mamy ogromne poparcie dla Ukrainy".
"Ponadto, jeśli spojrzymy na ostatnie sondaże, nawet te przeprowadzone niedawno w USA, są dokładnie takie same. Około 80 proc. respondentów, a zatem bardzo wielu postrzega Rosję jako zagrożenie. Zasadniczo więc nadal mamy poparcie, ale nie oznacza to, że (dzieje się tak) we wszystkich warstwach społecznych. Nawet w grupie skrajnie prawicowej lub radykalnie lewicowej nadal mamy jednak większość, ponieważ ponad 50 proc. osób zasadniczo wspiera Ukrainę i postrzega Rosję jako zagrożenie. Dla wyborców skrajnej prawicy we Francji ważniejszą kwestią jest jednak migracja, a dla radykalnej lewicy - siła nabywcza, bezrobocie i nierówności".
"Kwestie dotyczące zatrudnienia i siły nabywczej, inflacji itp. są bardzo ważne dla społeczeństw. I to jest kolejny powód, dla którego myślę, że w krajach UE, a także w USA prezydenci, premierzy, ministrowie itd. muszą więcej rozmawiać o Ukrainie. Jeśli bowiem wygramy wojnę, wiele z tych kwestii będzie już rozwiązanych" – argumentował rozmówca PAP.
Zdaniem Tenzera w mediach panuje "defetyzm". "Mamy artykuły w Economist, Washington Post, New York Times, Times of London czy w prasie francuskiej, które mówią o przegrywającej Ukrainie. Nie zapominajmy, że defetyzm jest także czymś, co jest wzmacniane przez rosyjską propagandę. Widzimy, że na portalach społecznościowych Rosjanie starają się podkreślać, że Ukraińcy nie mogą wygrać itp. Taka jest narracja Moskwy" – przypomniał ekspert.
Zapytany o poparcie francuskich liderów i biznesu, który wycofał się z Rosji i tym samym poniósł koszty, Tenzer podkreślił, że "mamy różne kategorie przedsiębiorstw".
"Są firmy, które nie były obecne w Rosji od początku wojny, więc dla nich to naprawdę nie jest problem. Znalazło się kilka przedsiębiorstw, które podjęły mądrą decyzję o wycofaniu się na wcześniejszym etapie. 18 lat temu doradzałem pewnym bardzo dużym firmom, aby nie robiły interesów w Rosji. Te firmy straciły mnóstwo pieniędzy jeszcze przed 2022 rokiem, nawet do 600 mln euro. Wiele francuskich przedsiębiorstw spodziewało się w Rosji dużego rozwoju klasy średniej, ale to się nie wydarzyło. Biznesmeni nie docenili także ryzyka politycznego i prawnego. Zostając w Rosji, firmy francuskie, niemieckie, brytyjskie kierowały się mieszaniną naiwności i chciwości. Nie mam dla nich litości" – oznajmił ekspert.
"Co Francja może zrobić dla Ukrainy?" – zastanawia się analityk. "Zależy to nie tylko od Francji, ale także od akceptacji pozostałych krajów UE. Myślę w pierwszej kolejności o wszystkich dostawach nowoczesnej broni, które nie zostały dostarczone Ukrainie. UE i USA mogły zrobić znacznie więcej. Wiem, że między Francją i Ukrainą toczą się rozmowy na temat dwustronnych gwarancji bezpieczeństwa dla Kijowa. Myślę jednak, że to, co powinni zrobić Emmanuel Macron i przywódcy UE, to spróbować przekonać niektóre kraje myślące o (przyszłości) UE, m.in. Polskę, Czechy, państwa bałtyckie, a może też kilka innych do wysłania wojsk na wyzwolone terytoria Ukrainy - albo pod parasolem UE, albo NATO" - ocenił Tenzer.
"Ci żołnierze nie będą walczyć o odzyskanie okupowanych terytoriów. Stacjonowanie tam wojsk zapewni jednak przynajmniej pewne gwarancje terenom, które są obecnie wolne od sił rosyjskich. Jeśli nie możemy teraz mieć Ukrainy w NATO, ponieważ wciąż trwa wojna, to moglibyśmy mieć NATO na Ukrainie lub UE na Ukrainie. Byłaby to najbardziej konkretna gwarancja bezpieczeństwa, jaką moglibyśmy zaoferować" – uważa ekspert.
Tenzer zakłada, że "Rosja zagroziłaby tym krajom (wysyłającym wojska na Ukrainę - PAP), ale te państwa są także krajami NATO". "Jeżeli siły państw NATO zostaną zaatakowane w jakiejkolwiek części świata, na Ukrainie lub gdzie indziej, wówczas kraje te mogłyby uruchomić artykuł 5 traktatu północnoatlantyckiego (klauzulę sojuszniczą, przewidującą wspólną obronę w ramach NATO - PAP). Mogę się z łatwością założyć, że Moskwa nie podjęłaby ryzyka" – oznajmił rozmówca PAP.
"Ta kwestia nie jest dyskutowana wśród szefów partii politycznych, ale na pewno w kręgach wykonawczych. Ale z tego, co wiem, decyzja ta nie została jeszcze podjęta. Powiedziałbym wszystkim zachodnim przywódcom: "Nie lękajcie się" - podkreśli Tenzer
Zapytany, jak długo Ukraina może wytrzymać agresję Rosji, ekspert stwierdził, że "wszystko będzie zależeć od nowej broni, która pojawi się w nadchodzących tygodniach i miesiącach".
"Spodziewamy się, że samoloty wielozadaniowe F-16 będziemy mieli pod koniec zimy lub na początku wiosny. To może zmienić zasady gry. Nadal nie wiemy, czy USA dostarczą więcej rakiet dalekiego zasięgu ATACMS – wydaje się, że dostarczyły tylko 20, a z łatwością mogłyby dostarczyć 200 lub 300 sztuk, nie wyczerpując przy tym swoich zapasów. Jestem bardzo pesymistyczny co do niemieckiego Taurusa. Kanclerz Olaf Scholz wydaje się być w tej kwestii uparty. Mam nadzieję, że Francja dostarczy myśliwce Mirage 2000" - powiedział rozmówca PAP.
"Moja rekomendacja to w zasadzie broń, broń, broń, broń - i to wszystko. Niestety, musi być większa chęć, z pewnością ze strony UE, do zdecydowanych postępów w sprawie sankcji" - ocenił ekspert.
Tenzer popiera również pomysł zamrożenia aktywów rosyjskiego Banku Centralnego. To kwota w wysokości 300 mld dolarów, którą - jego zdaniem - należy przejąć i wykorzystać do zakupu kluczowych rodzajów broni dla Ukrainy.
"To dużo pieniędzy. Możemy kupić mnóstwo broni, która może naprawdę zmienić zasady gry. Musimy także zrobić więcej, aby położyć kres obchodzeniu sankcji i niechęci UE do sankcji wtórnych" – podsumował analityk.
PAP/ks