Obudził groźne demony Podhala

Ostatnia aktualizacja: 24.07.2012 13:29
To jeden z najbardziej bolesnych tematów historii polskich górali. Współpracowali masowo z hitlerowcami czy tylko bez zaangażowania wypełniali przymus administracyjny?
Audio
  • O książce "Goralenvolk. Historia zdrady" opowiada jej autor, Wojciech Szatkowski
Obudził groźne demony Podhala
Foto: domena publiczna

Goralenvolk to temat książki niełatwej zarówno dla czytelnika jak i dla samego pisarza Wojciecha Szatkowskiego. Tło wydania książki "Goralenvolk. Historia zdrady" jest tym bardziej skomplikowane, że dziadek autora – Henryk Szatkowski kolaborował z hitlerowcami przy okazji tworzenia tak zwanego Goralenvolk. Była to akcja germanizacyjna w czasie II wojny światowej, prowadzona na terenie przedwojennego powiatu nowotarskiego.

To właśnie Henryk Szatkowski zaczął przy wsparciu okupanta propagować ideę, jakoby górale byli pochodzenia niemieckiego. Górale mieli wręcz różnić się od Polaków wyglądem, zbliżonym do nordyckiego. Idea natychmiast spodobała się Niemcom, doszło do wydawania specjalnych kenkart dla przyznających się do niemieckich korzeni. Część mieszkańców Podhala zdecydowała się na kenkarty polskie, ale Goralenvolk i tak okrzyknięto jedną z największych kolaboracji  w polskiej historii.
Temat do dziś jest bardzo drażliwy. Z Wojciechem Szatkowski, który oprócz rozliczenia historii Podhala musiał zmierzyć się też z trudna przeszłością własnej rodziny, rozmawiał Przemysław Bolechowski.
Książka "Goralenvolk. Historia zdrady" jeszcze przed publikacją wywołała sporo kontrowersji.  Szatkowski sam przyznaje, że nie dziwi go taka krytyczna postawa. - Bo nie ma się czym dziwić. Dotykam zdrady, denuncjacji. To jeden z najbardziej kontrowersyjnych tematów Podhala. Docierały do mnie głosy o tym, że po co to odgrzebywać. Ale ostrych ataków nie było – wspominał autor.
Książka historyka opowiada m.in. o superagentach, którzy badali grunt pod akcję germanizacyjną, o przygotowaniach do akcji i o tym, jak Niemcy wykorzystali nastroje społeczne wśród górali.
Czy Goralenvolk to największy przypadek kolaboracji Polaków z Niemcami? - Nie, bo kenkarta to jeszcze nie zdrada. W niektórych miastach nie było nawet szansy na to, żeby dostać kenkartę polską, więc dokument nie musiał wcale oznaczać donoszenia. Poza tym to nie była masowa kolaboracja, bo działających czynnie w tzw. Komitecie Góralskim było tylko około 250 – 300 osób – mówił Wojciech Szatkowski. 
Autor przyznaje jednak, że są to "demony przemilczane na Podhalu, ludzie boją się mówić o temacie i nie mówią o tym w Zakopanem". - Ale jestem bardzo zbudowany reakcjami spoza Zakopanego. Było trochę słów krytyki, natomiast udało się wywołać dyskusję na ten temat w Polsce – dodał Szatkowski.

Rozmawiał Przemysław Bolechowski.

ei

Czytaj także

Od Goralenvolku do Konfederecji Tatrzańskiej

Ostatnia aktualizacja: 15.12.2011 06:01
Powstały dwa filmy opowiadające o mało znanych wojennych wyborach górali.
rozwiń zwiń