- Z jednej strony tytuł "Yuma" kojarzy się z Dzikim Zachodem i film Piotra Mularuka w warstwie formalnej faktycznie odwołuje się do westernowej konwencji - tłumaczy Olga Mickiewicz. - Z drugiej zaś słowo "juma" w "post PRL-owskim" slangu oznaczało kradzież.
"Yuma" łączy w sobie kino akcji, komedię i romans. Akcja filmu toczy się tuż po upadku PRL-u i opowiada historię wzlotu i upadku Zygi - króla drobnych kradzieży tuż za Odrą.
- Kapitalizm w Polsce powstawał w podobny sposób co Dziki Zachód w Ameryce. Wszystkie chwyty dozwolone - powiedział reporterce Czwórki reżyser Piotr Mularuk. - Ten temat zawsze mnie interesował, a dodatkowo bardzo wzruszyła mnie prawdziwa historia Zygi, czyli pierwowzoru głównego bohatera "Yumy".
- Nie jest to typowy gangster i złodziej, który kradnie i kompletnie nie liczy się z konsekwencjami - mówi o swojej postaci Jakub Gierszał. - Zyga cały czas ma wyrzuty sumienia z tym związane, ale gdzieś sobie to rekompensuje, bo robi to dla dobra kumpli czy znajomych, którym za darmo rozdaje wszystkie łupy. Potem jednak przekracza granicę i sam się w tym wszystkim gubi.
W trakcie kręcenia filmu reżyserowi na planie towarzyszył socjolog, który jako pierwszy naukowo opisał zjawisko "jumy". Najwięcej problemów ekipa miała z odtworzeniem rzeczywistości lat 90.
- Przełom lat 80. i 90. źle nam się kojarzy - opowiada reżyser "Yumy" - z biedą i z upokorzeniem. Chcieliśmy mieć wszystko nowe i lepsze. Dlatego znalezienie rekwizytów z tamtego okresu było dla nas nie lada wyzwaniem. Na szczęście wraca moda na ciuchy a la lata 90., więc posiłkowaliśmy się tym, co jest w sklepach.
"Yuma" wejdzie na ekrany kin 10 sierpnia. Film promuje utwór Kazika Staszewskiego, do którego teledysk nakręcił mistrz w tej branży, Krzysztof Skonieczny - odtwórca jednej z ról w filmie Piotra Mularuka.
kul.