W debacie uczestniczyli minister w kancelarii premiera Adam Jasser, prof. Dariusz Rosati i prof. Witold Orłowski. Komentowali oni obecny kryzys w strefie euro zapoczątkowany w Grecji.
Zdaniem Rosatiego, w UE mamy do czynienia raczej z kryzysem finansów publicznych poszczególnych państw, niż z kryzysem całej strefy euro. Według niego, instrumenty kontroli stosowane przez państwa strefy, żeby utrzymać dyscyplinę fiskalną w poszczególnych państwach, są fikcyjne. "Kraje mogą przegłosować, czy któryś z nich złamał regułę czy nie. Równie dobrze moglibyśmy przegłosować, że jest noc a nie dzień" - dodał. Jego zdaniem problemów, jakie ma teraz np. Grecja można by uniknąć, gdyby kary, choćby za przekroczenie dopuszczalnego deficytu, były stosowane automatycznie.
Rosati zwrócił też uwagę, że UE ma niewystarczające mechanizmy kontroli. Jego zdaniem niedopuszczalne jest, by któryś z krajów strefy euro tak jak Grecja fałszował swoje wskaźniki, a inne państwa nie miały na to wpływu.
Wszyscy uczestnicy debaty podkreślali, że w Unii Europejskiej panuje obecnie tendencja, by ważne decyzje podejmować wyłącznie w gronie państw strefy euro, a później tylko przedstawiać je pozostałym członkom wspólnoty do akceptacji. Dyskutanci byli zgodni, że Polska nie powinna do tego dopuszczać.
Ich zdaniem problem zniknie, gdy przyjmiemy wspólną walutę. "Jeśli chce się współdecydować o klubie, to trzeba być jego członkiem" - powiedział Jasser. Jego zdaniem, Polska "przegapiła" szansę na przyjęcie euro w czasach wysokiego wzrostu gospodarczego, z której skorzystała choćby Słowacja. Dlatego - jak argumentował - należy zdyscyplinować finanse publiczne i zadbać o spełnienie kryteriów przyjęcia do strefy euro, a później czekać na kolejną szansę rozszerzenia strefy.
Uczestnicy debaty odnieśli się prognoz dotyczących ewentualnego rozpadu strefy euro. Zdaniem Orłowskiego, takie przepowiednie są przesadzone. Przypomniał, że obecnie nie ma mechanizmów opuszczania strefy, żadnego z jej członków nie można też wykluczyć. Zauważył też, że w strefie euro nie ma jasnych zasad dyscyplinujących poszczególne kraje, a przez to daje się niejasne sygnały inwestorom. "Niech inwestorzy wiedzą pożyczając pieniądze Grecji, że Niemcy nie będą tego spłacać. Wtedy będą ostrożniejsi i w sytuacji, gdy kraj będzie już zbytnio zadłużony, nie będą pożyczać dalej" - wyjaśnił.
Orłowski dodał, że groźba ewentualnego bankructwa Grecji jest wyolbrzymiona. "Przez ostatnie 150 lat poszczególne stany Stanów Zjednoczonych bankrutowały po kilkadziesiąt razy. Od kilku lat na krawędzi niewypłacalności balansuje Kalifornia. I nikomu nie przyszłoby do głowy, by mówić o załamaniu dolara" - powiedział.