"Bookcrossing" trafił do Polski w 2003 roku i choć zyskuje coraz więcej zwolenników, warto przypomnieć, na czym polega.
- Chodzi o to, żeby podzielić się książkami z innymi ludźmi. Można je zostawiać w różnych miejscach, np. na dworcach, w pociągach, na poczcie, w poczekalni u lekarza itd. i liczyć na to, że ktoś je znajdzie – mówi Małgorzata Karolina Piekarska, dziennikarka, pisarka i miłośniczka akcji "Uwolnij książkę".
Dlaczego jednak mamy uwalniać książki?
- Być może już je przeczytaliśmy, podobały się nam i chcemy się nimi podzielić z innymi, a może nam się nie podobały i stwierdzamy, że spodobają się komuś bardziej niż nam – wylicza.
Z prawdziwym "bookcrossingem" mamy do czynienia dopiero, jeśli przed uwolnieniem książki, zarejestrujemy ją na stronie internetowej. Wtedy książka otrzymuje swój indywidualny numer składający się z dwóch liter i czterech cyfr. Następnie musimy wydrukować specjalną naklejkę i umieścić ją na książce. A co dalej?
- Na stronie "bookcorssingu" polskiego jest masa "półek". Trzeba znaleźć miasto i zobaczyć, jakie są "półki" w danym mieście i skorzystać z tych gotowych. A jeżeli nie, można założyć nową "półkę" – wyjaśnia gość Czwórki.
Biorąc książkę, która jest zarejestrowana w akcji "Uwolnij książkę", warto wejść na stronę internetowa akcji. Po wpisaniu jej numeru można dowiedzieć się, jaką drogę przeszła dana książka, a także dodać parę słów od siebie.
A więcej o tym, jak "bookcrossing" łączy ludzi i na przykład, czy można uwalniać audiobooki dowiecie się słuchając fragmentu audycji "Na 4 ręce". Dźwięk znajdziecie w ramce z prawej strony.
KaW