Wszystko zaczyna się od wyszukanych gestów, mowy ciała, wysublimowanego sposobu wyrażania zainteresowania płcią przeciwną.
W kulturach zachodnich ważnym elementem nawiązywania kontaktu i wzajemnego poznawania jest kontakt wzrokowy, okazjonalny dotyk, przekazywanie czy odbieranie listów (dziś e-maili), a w bardziej zażyłych sytuacjach... dźwięków (choćby wzajemne mruczenie do siebie).
– Flirtują wszyscy, jest to czynność logiczna i naturalna, służy do nawiązania bliskości, prawienia sobie komplementów. Chociaż dzisiejsze feministki czasami traktują flirt jako molestowanie. Oczywiście, zdarzają się pomyłkowe relacje w tym zakresie, ale cóż. Czasem ludzie się mylą – powiedział Andrzej Komorowski, seksuolog, wieloletni terapeuta i doradca rodzinny.
W "Naukowym Wieczorze z Jedynką" podkreślił, że do dzisiaj sprzedawane są karty "Flirt towarzyski" i nawet na najbardziej niewysublimowanych forach internetowych można poczytać o wyznacznikach flirtowania.
Zdaniem Andrzeja Komorowskiego flirt jest mylnie utożsamiany z seksem – takie myślenie to stereotyp. Przyznał jednak, że prowadzi on nieraz do zdrady.
Jak podaje CBOS, najwięcej romansów ma początek w pracy. Co piąta Polka i co piąty Polak flirtowali w miejscu zatrudnienia.
– Flirt i zdrada rozpoczynają się najczęściej w pracy, w środowisku przyjaciół, znajomych, w okolicy miejsca zamieszkania. Tam, gdzie czujemy się pewni – mówił gość radiowej Jedynki.
22 proc. Polaków deklaruje, że zdarzyło im się flirtować z osobą będącą w stałym związku, 19 proc. flirtowało, samemu mając stałego partnera, a 10 proc. badanych przyznaje się do zdrady.
Rozmawiał Artur Wolski.
(pp)