Selekcję, czyli tortury na własne życzenie przechodzą właśnie uczestnicy XIV edycji tej najcięższej w kraju gry terenowej.
Tylko garstce uczestników udaje się ją przejść. Od czasu, kiedy powstała w 1998 roku, jej forma praktycznie nie uległa zmianie i opiera się o metody rekrutacyjne do jednostek specjalnych. Długotrwałe marsze, pokonywanie przeszkód terenowych, bagien, rzek i jezior, minimalna dawka snu, testy psychologiczne i wiele innych konkurencji to karuzela, która trwa przez kilka dni i nocy. Nikt nie zna programu i przebiegu imprezy za wyjątkiem prowadzącego. Uczestnicy muszą być wyjątkowo wszechstronnie przygotowani. Wilgoć, zmęczenie, stres, ból zakwaszonych mięśni i ciągła niepewność, które walczą z dążeniem do dotrwania do końca, to najprostsza charakterystyka tej próby.
Od początku istnienia w Selekcji wzięło udział ponad sześć tysięcy osób, ale tylko niespełna dwustu udało się osiągnąć metę.
W tym roku do finałowych rozgrywek w tej morderczej grze zakwalifikowało się osiemdziesięciu śmiałków. W ciągu dwóch pierwszych dni odpadła blisko jedna trzecia.
W drugim dniu ponadludzkich zmagań o świcie zawodnicy "na rozgrzewkę" przemaszerowali kilkanaście kilometrów. – Później zostali podzieleni na grupy. Każda z grup miała do wykonania zadania w wodzie. Pływanie na czas, skok do wody z zamkniętymi oczami i wyłowienie przedmiotu z dna – informuje jeden z instruktorów Selekcji.
Po marszu i "kąpieli" testowali się na tzw. psycholu. - Tam zawodnicy musieli pokonać labirynt i tor przeszkód – wyjaśnia instruktor.
Dla wielu uczestników była to ostatnia przeszkoda. – Podczas ubiegłorocznej Selekcji ta konkurencja wyniszczyła mnie psychicznie i doprowadziła do tego, że musiałem przerwać bieg. Nie ukończyłem gry. Obawiałem się ciemności. Dziś ten koszmarny labirynt został ukończony – cieszy się jeden z uczestników.
Podziemny tunel - małe przestrzenie i ciemność - pokonały wielu. Na tych, którzy go przeszli czekały kolejne zmagania. Podciąganie na drążku, uginanie ramion na poręczach i test harwardzki, czyli czołganie na czas pod linkami. – Jak ruszycie linkę to wracacie do początku – krzyczy instruktor
Co kilkanaście sekund znowu słychać wrzask przełożonego: Wracasz, ruszyłeś!
Po teście harwardzkim już tylko ćwiczenia wysokościowe: przejście przez linowe mosty, wchodzenie na drabince nad wodą, a w międzyczasie pompki. - Nie oszukiwać, nie jęczeć, nie umierać! – krzyczy instruktor .
Po dwóch dniach Selekcji czterdziestu niesamowicie sprawnych i wytrzymałych mężczyzn poddało się lub nie było w stanie ukończyć, którejś z konkurencji.
Podczas trzeciego dnia zmagań to wcale nie mięśnie i stawy odmawiały najczęściej posłuszeństwa, ale głowa. Podczas testów na tzw. psycholu, śmiałek musiał zachować trzeźwość umysłu w najbardziej ekstremalnych sytuacjach.
Major Arkadiusz Kups relacjonował, że uczestnicy wchodzą do studni wykorzystując linę, potem przechodzą do kolejnego ciasnego pomieszczenia. W następnym etapie czołgają się przez długą rurę kanalizacyjną, by znaleźć się w ciemnym pomieszczeniu, gdzie pracuje stroboskop. Mają w takich warunkach dwadzieścia sekund na identyfikację zdjęcia. Na najtwardszych nawet takie zadania nie robią jednak wrażenia, wiedzą, że to tylko gra.
Program 1 Polskiego Radia jest patronem medialnym imprezy.
(www.selekcja.pl/mb)
>>>Czytaj także
>>>Nie zabraknie potu i łez… szczęścia tych, którzy przetrwają do końca
>>>Rusza Selekcja: I ty możesz zostać komandosem (wideo)