– „Granda” to pierwsza płyta, która jest moim pomysłem od początku do końca. Wiedziałam jak ma brzmieć, jak ma wyglądać. Tą płytą wróciłam do czegoś bardzo organicznego, czegoś, co jest tylko moje – mówiła Monika Brodka, gość „S4 – studia polskich nagrań”.
– Dziewczyna wie już co chce robić, ma obeznanie z rynkiem muzycznym, jest obyta ze studiem nagrań, czerpie korzyści z tego, czego dokonała wcześniej – wtórował artystce Bartek Dziedzic. W ten sposób odpierał powszechny, jak sam twierdzi, zarzut, jakoby Monika Brodka była ofiarą polskiego show-bussinesu.
– Nie jest tak, że poprzednie płyty były sprzeczne z tym, czego chciałam. Tworzyłam je z dużym zaangażowaniem, ale inspirowały mnie zupełnie inne rzeczy. Miałam dużo mniejszą świadomość tego, co chcę robić i jak szukać swojej drogi – zastrzega Monika Brodka. – Gdyby nie poprzednie płyty, nie powstałaby trzecia. Dzięki nim zdałam sobie sprawę, jak niewiele publiczność dowiadywała się o mnie, ode mnie . Chciałam zrobić coś, co odzwierciedlałoby to, jaka jestem – tłumaczy.
Brodka zachwala współpracę z Bartkiem Dziedzicem, który jest również współautorem muzyki. – Pierwsze kompozycje powstały tuż po rozpoczęciu współpracy, bez zbędnego wnikania i planowania. W studio dużo się działo, był ferment twórczy, a efekt odpowiada moim oczekiwaniom – zapewnia artystka. – Gdyby nie wspaniała atmosfera, która jest kluczowa dla współpracy, nie ujechałbym dłużej niż tydzień – nie pozostaje dłużny Bartek Dziedzic.
– Chciałam, by teksty były pełne absurdu, przekory, miały formę zabawy słowem, ale pozostały kobiece. Stąd współpraca z Radkiem Łukasiewiczem z Pustek i Jackiem „Budyniem” Szymkiewiczem z Pogodno – mówi Brodka. Choć artystka sama sięga po pióro, przyznaje, że pisanie tekstów to nadal „bolączka”. – Wolę komponować muzykę, a pisanie tekstów powierzyć innym. Potrafię bardzo szczegółowo wyjaśnić, co i jak chcę przekazać. Odnoszę wrażenie, że inni potrafią lepiej te treści uchwycić, niż gdybym zrobiła to sama – przyznaje kompozytorka.
Am