Tego dnia około godziny 5 rano, wszystkich wyprowadzono na średniej wielkości plac obok łaźni (obecnie plac Więźniów KL Auschwitz 1).
Dziś naprzeciwko łaźni, po drugiej stronie wąskiej ulicy, stoi pomnik z tablicą oraz budka telefoniczna, w której odwiedzający to miejsce mogą odsłuchać relacji więźniów Pierwszego Transportu do Auschwitz. Na niewielkiej tabliczce u stóp pomnika można przeczytać słowa: I transport do KL Auschwitz. Po tym bruku szli polscy więźniowie polityczni.
Jakie były dalsze losy transportu?
Kolumna ruszyła powoli z placu ulicą Dębową i minęła obecny plac Bohaterów Getta (dawna nazwa: plac pod Dębem). Ulice miasta były o tej porze opustoszałe. Więźniowie wspominali w swoich relacjach, że kiedy ktoś na trasie ich pochodu otwierał okno, po ścianie budynku "szła" seria z karabinu maszynowego. Mimo to ktoś z obserwatorów idącego pochodu rzucił pod nogi idących mężczyzn wiązankę kwiatów, która – według relacji Józefa Paczyńskiego (numer obozowy 121 w KL Auschwitz I) - została prawie natychmiast podeptana przez jednego z esesmanów.
Kolumna więźniów szła dalej ulicą Wałową. Później skręciła w prawo i minęła obecny plac Sobieskiego. Dalej poruszała się ulicą Krakowską w kierunku dworca kolejowego. Eskortowani mężczyźni minęli jednak dworzec kolejowy (skrzyżowanie dzisiejszych ulic: Dworcowej oraz Pułaskiego) i szli dalej.
W tym miejscu rozegrało się wydarzenie, które po latach jeden z eskortowanych wówczas polskich więźniów – Eugeniusz Niedojadło (numer obozowy 213 w KL Auschwitz I) – wspominał następująco:
- Przy ulicy Krakowskiej spotykam moją matkę, która dostała się w pobliże przemarszu [naszej] grupy transportowanej. Chciała mi podać coś do zjedzenia. Esesman kolbą odtrącił matkę. Chciałem rzucić się na niego i bronić matki. Tego mi się nie udało [zrobić].
Załadunek
Tłum polskich więźniów politycznych doszedł najprawdopodobniej do miejsca ograniczonego z jednej strony torami oraz dwiema ulicami: Krakowską i Bartla. Załadunek do wagonów pasażerskich (bo takimi zawieziono Pierwszy Transport do Auschwitz) odbył się na prowizorycznej rampie, która dziś już nie istnieje. Na jednym ze zdjęć widać, że znajdowała się po przeciwnej stronie niż dworzec, patrząc w kierunku Krakowa.
Dlaczego transport nie wsiadał do pociągu na dworcu?
Prawdopodobnie zadecydowały o tym względy bezpieczeństwa. Zaledwie osiem miesięcy wcześniej, jeszcze przed wybuchem wojny, 28 sierpnia 1939 roku, na dworcu w Tarnowie dokonano zamachu bombowego (którego pomysłodawcami byli niemieccy agenci) i budynek był w ruinie.
Podróż do Auschwitz
Pierwszy Transport według niemieckiego planu wyruszył z Tarnowa 14 czerwca 1940 roku o godzinie 10.13 rano. Jechał m.in. przez Bochnię, Kraków Płaszów, Kraków Główny oraz Trzebinię a do Auschwitz miał dotrzeć o godzinie 15.10.
Pierwszych 728 polskich więźniów trafiło najpierw na kwarantannę (która według różnych relacji trwała od dwóch do trzech tygodni na terenie jednego z budynków dawnego polskiego Monopolu Tytoniowego), a później przeniesiono ich do tworzonego i budowanego wówczas obozu. Zajęli oni bloki o numerach od 1 do 3, które zachowały się na terenie byłego KL Auschwitz I do dziś. Wojnę przeżyło 325.
Dziś nie żyje już żaden z nich.
Piotr Litka
Autor dziękuje za konsultacje podczas pisania tekstu Panu Januszowi Koziołowi - zastępcy dyrektora ds. naukowych Muzeum Okręgowego w Tarnowie. Cytaty z relacji więźniów Pierwszego Transportu pochodzą z nagrań archiwalnych Telewizji Polskiej Oddział w Krakowie.