Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 15.09.2008

To nie tylko PSL, to wszyscy

Nie uważam, żeby PSL był tutaj jakimś Czarnym Ludem, aby to była partia w większym stopniu niż pozostałe dotknięta chorobą nepotyzmu.

Grzegorz Ślubowski: Naszym gościem w studiu w Krakowie jest Jarosław Gowin, Platforma Obywatelska. Dzień dobry, panie pośle.

Jarosław Gowin: Witam serdecznie.

G.Ś.: Czy jest kryzys w koalicji?

J.G.: Nie, nie ma żadnego kryzysu. Ja rozumiem, że pan redaktor nawiązuje do sporu między Julią Piterą a panem posłem Kłopotkiem. To jest spór dwóch osób o bardzo konkretną sprawę. Myślę, że tę sprawę będzie można łatwo wyjaśnić, bo to jest kwestia konkretnych faktów, i okaże się, kto w tym sporze ma racje.

G.Ś.: A czy to jest spór tylko o konkretną sprawę, czy to jest też spór, no, można powiedzieć o to, jak polityk funkcjonować powinien tak naprawdę?

J.G.: Pani minister Pitera postawiła posłowi Kłopotkowi zarzut, że interweniował w interesie konkretnego przedsiębiorcy. Poseł Kłopotek broni się z kolei, że robił to w ramach swoich obowiązków poselskich, bo rzeczywiście do naszych biur codziennie zgłaszają się osoby, które uważają, że są pokrzywdzone przez państwo, przez samorząd, przez spółdzielnię mieszkaniową i tak dalej, i często rzeczywiście są pokrzywdzone. Naszym poselskim obowiązkiem w takich sytuacjach jest próbować pomóc. Więc zobaczymy, z którą z tych sytuacji mieliśmy do czynienia w tym konkretnym przypadku.

G.Ś.: No, wcześniej poseł Kłopotek mówił nawet, że jego powołaniem jest pomagać, tylko problem chyba polega na tym, że poseł Kłopotek rozumie to jako załatwianie pracy swoim znajomym, tak sugerował przynajmniej.

J.G.: A, to zupełnie... tak, to to jest zupełnie różna sytuacja. Moim zdaniem załatwianie pracy nie mieści się w standardach i obowiązkach demokratycznego polityka. Tu pan redaktor ma rację – od tego nie jesteśmy.

G.Ś.: Czy pan uważa, że to powinien być jakiś przyczynek do tego, żeby postawić pod znakiem zapytania funkcjonowanie koalicji? Ja sobie przypominam, jak swego czasu pani Zyta Gilowska miała podobne problemy, były podobno oskarżenia wówczas. No, tak naprawdę musiała zrezygnować z polityki, wówczas kierownictwo Platformy Obywatelskiej nie było tak łaskawe jak teraz wobec posłów PSL–u. Są różne kryteria stosowane?

J.G.: Ja nie widzę analogii, dlatego że w przypadku pani profesor, pani poseł Gilowskiej chodziło o zarzut rzeczywiście nepotyzmu. Nie przesądzam, czy ten zarzut był prawdziwy, czy nie, natomiast nikt nie zarzuca posłowi Kłopotkowi, że próbował zatrudnić kogoś ze swoich krewnych. Nawet gdyby tak było, to nie jest to jeszcze powód do starć w koalicji. To wtedy należałoby mówić o odpowiedzialności indywidualnej osoby, a nie rozciągać tej odpowiedzialności na całą partię. My się możemy spierać z kolegami z PSL–u o sprawy naprawdę ważne, chociażby jak reforma KRUS, i tutaj warto się spierać, natomiast wszystkie przypadki indywidualne należy rozwiązywać moim zdaniem po pierwsze na gruncie prawa, tam, gdzie dochodzi do naruszeń tego prawa, a po drugie – na gruncie wewnątrzpartyjnym, tam gdzie dochodzi do naruszenia pewnych standardów demokratycznej polityki. Jeżeli ktoś ma nadzieję bądź obawia się, że między Platformą a PSL–em dojdzie do zatargów, to chcę to jednoznacznie zdementować.

G.Ś.: Czyli pan uważa, że to jest... problem nepotyzmu to jest problem indywidualnych posłów, nie jest to problem PSL–u.

J.G.: Są takie wypowiedzi polityków PSL–u, które mnie zaskakują. I zapewne lepiej byłoby dla samego PSL–u i dla jakości życia politycznego w Polsce, gdyby tych oskarżeń o nepotyzm było mniej, a najlepiej gdyby w ogóle ich nie było. Natomiast ja nie uważam, żeby PSL był tutaj jakimś Czarnym Ludem, żeby to była partia, która w zdecydowanie większym stopniu niż pozostałe inne partie dotknięta jest tą chorobą nepotyzmu. No, niestety, to jest zjawisko dosyć powszechne w Polsce. To nie znaczy... gdy mówię, że jest powszechne, to nie znaczy, że je w ten sposób usprawiedliwiam. Po prostu nie godzę się na to, żeby tylko jedną partię obarczać odpowiedzialnością za to, co się dzieje.

G.Ś.: Panie pośle, prezydent ma pretensję, że nie został powiadomiony o wyjeździe szefa polskiej dyplomacji na Białoruś, że dowiedział się o tym, ale tak naprawdę przypadkowo. Słuszne pretensje?

J.G.: To jest dla mnie dosyć kłopotliwa sprawa komentować tego typu sytuacje, dlatego że ja uważam, że po pierwsze polscy politycy, i to zarówno pan prezydent, obóz prezydencki, jak i pan premier, obóz rządowy, znakomicie zdali bardzo trudny egzamin gruziński i Polska odegrała ważną rolę w tym, że stanowisko Unii Europejskiej było takie, jakie było. Ja nie jestem tym stanowiskiem zachwycony, uważam, że ono było i jest zbyt miękkie, ale gdyby nie zdecydowana postawa polskich polityków, to zapewne Unia zajęłaby wobec Rosji stanowisko jeszcze bardziej chwiejne.

I jeżeli dochodzi do tarć, czyli różnicy zdań pomiędzy polskimi politykami w sprawach polityki zagranicznej, to moim zdaniem należy te nieporozumienia wyjaśniać w zaciszu gabinetów, a nie wyciągać je na wierzch i debatować publicznie, bo to obniża autorytet i samych tych polityków, i zewnętrzny autorytet Polski. Dlatego pozwoli pan, panie redaktorze, że nie będę komentował tych pretensji pana prezydenta.

G.Ś.: No, ale to może pan w takim razie skomentuje wypowiedź ministra Radosława Sikorskiego dzisiaj dla Dziennika. Szef polskiej dyplomacji powiedział, że prezydent w Polsce powinien być jak królowa brytyjska – jej nie przychodzi do głowy, aby pytać ministra Millibanda, gdzie się udaje w podróż zagraniczną. Jak pan uważa, jaka powinna być dzisiaj rola prezydenta?

J.G.: To jest pytanie, na które rzeczywiście wszyscy powinniśmy odpowiedzieć, bo to jest pytanie o model ustrojowy i o zakres kompetencji premiera czy ministra spraw zagranicznych po jednej stronie, a po drugiej stronie prezydenta. Ja rzeczywiście uważam, że te rozwiązania ustrojowe, które obowiązują na gruncie obecnej Konstytucji, są bardzo niefortunne. One skazują prezydenta i premiera na nieuchronny konflikt i w tej sytuacji powinniśmy się zdecydować – albo przekazać władzę w ręce prezydenta, albo w ręce premiera. Ja uważam, że zmiana Konstytucji, co, oczywiście, nie nastąpi prędko, to jest... przygotowanie nowej Konstytucji to jest kwestia co najmniej paru lat intensywnych prac, ale zmiana tej Konstytucji to jest jedno z pilniejszych zadań, które stoją przed Polską.

G.Ś.: A pan jest zwolennikiem prezydenckiego systemu, czy raczej prezydencko–parlamentarnego?

J.G.: Ja zawsze byłem zwolennikiem systemu kanclerskiego, czyli wyposażenia w realną władzę premiera, i to zarówno w relacjach z prezydentem, jak i premiera w relacjach z własnymi ministrami. Natomiast z drugiej strony mamy do czynienia z tym paradoksem, że w Polsce wybory prezydenckie są wyborami bezpośrednimi, to daje bardzo silny mandat prezydentowi do rządzenia i w związku z tym alternatywa jest następująca: albo wybory pośrednie, czyli przez... pośrednie wybory prezydenckie, czyli przez sejm, i wtedy symboliczne kompetencje prezydenta, takie właśnie zbliżone do kompetencji brytyjskiej królowej, albo...

G.Ś.: Czyli tak jak jest w Niemczech na przykład.

J.G.: Tak jest w Niemczech, właśnie. Albo wybory powszechne i wtedy władza w ręce prezydenta.

G.Ś.: Panie pośle, jak pan ocenia tę decyzję otwarcia na Białoruś, pośrednictwo czy rozmowy, które prowadzi Radosław Sikorski? Czy my tak naprawdę nie porzucamy pewnych standardów w polityce? Czy to nie jest wyraz jakiejś obłudy, że nagle Łukaszenka stał się równorzędnym partnerem dla polityków europejskich?

J.G.: Ja nie widzę w tym obłudy, dlatego że nie prowadzimy tych rozmów za cenę białoruskiej opozycji. Aby do nich przystąpić, prezydent Łukaszenko musiał zwolnić wszystkich więźniów politycznych, musiał zgodzić się na przyjazd na Białoruś obserwatorów, którzy będą pilnować, czy w wyborach przestrzegane są właśnie te cywilizowane standardy, natomiast z punktu widzenia Polski to jest podwójnie dobra wiadomość. Po pierwsze to my zostaliśmy wskazani przez Unię Europejską czy uznani przez Unię Europejską za najlepszego pośrednika w rozmowach z Białorusią, to jest niewątpliwy sukces polskiej dyplomacji, no a po drugie w dalekosiężnym strategicznym...

G.Ś.: Halo, halo! Mamy kłopoty techniczne. Panie pośle... Jest 25 minut po godzinie siódmej, Sygnały Dnia.

(J.M.)