Logo Polskiego Radia
PAP
migrator migrator 19.06.2009

Druga kadencja Barroso

"Jestem dumny z jednomyślnego poparcia szefów państw i rządów dla mojej kandydatury."
Jose Manuel BarrosoJose Manuel Barrosofot. Polskie Radio

Barroso nadal będzie pełnił funkcję przewodniczącego Komisji Europejskiej. Tak zdecydowali przywódcy państw UE. Jednak PE może się na to nie zgodzić.

Zebrani na szczycie w Brukseli szefowie państw i rządów UE zgodzili się jednomyślnie, aby Jose Manuel Barroso pozostał na drugą kadencję przewodniczącym Komisji Europejskiej (KE) - poinformował w nocy z czwartku na piątek w imieniu czeskiego przewodnictwa w UE premier Czech Jan Fischer.- Jestem dumny z jednomyślnego poparcia szefów państw i rządów dla mojej kandydatury. Więcej niż dumny - wzruszony - powiedział Barroso. - Był to dla mnie bardzo ważny moment, który odbieram jako uznanie dla pracy KE w bardzo trudnych okolicznościach – dodał.

Jest to decyzja polityczna. Formalną rządy państw UE podejmą dopiero po konsultacjach w sprawie szefa KE z liderami politycznymi nowo wybranego Parlamentu Europejskiego. To PE ma też zdecydować, kiedy wypowie się w głosowaniu w sprawie przewodniczącego KE - czy już na inauguracyjnej sesji w lipcu czy dopiero po wakacjach.

Przeciwnicy polityczni Barroso, w tym europejscy socjaliści i Zieloni oraz część liberałów już zapowiedzieli, że nie zgodzą się na zaprzysiężenie Barroso od razu na lipcowej sesji.

- Zgoda jest jednomyślna, ale tej kropki nad i nie postawiono - przyznał szef polskiego rządu Donald Tusk. - Wszyscy zdają sobie sprawę, że należy także uszanować wrażliwość Parlamentu Europejskiego. Rada Europejska jest od tego żeby nominować - dziś umówiliśmy się, że nie mamy innego kandydata i że jednomyślnie będziemy wspierali kandydaturę Barroso - zaznaczył Tusk.

O ile 53-letni Portugalczyk mógł być niemal pewien politycznego poparcia rządów państw UE (był jedynym zgłoszonym kandydatem), to musi jeszcze zdobyć aprobatę PE, gdzie ma wielu przeciwników, oskarżających go o bierność w obliczu kryzysu finansowego i zbyt liberalną politykę KE.

Natychmiast po szczycie unijne przewodnictwo (najpierw czeskie, a potem szwedzkie) ma zacząć sondowanie poparcia liderów politycznych PE w sprawie szefa KE i kalendarza jego zatwierdzenia. - Jeśli ten dialog zakończy się konsensusem i okaże się, że PE jest gotowy do głosowania już na inauguracyjnej sesji PE 14-16 lipca, to choćby w drodze procedury pisemnej decyzję polityczną ze szczytu przekształcimy w formalną - tłumaczyły francuskie źródła dyplomatyczne.

Przeciwnicy polityczni Barroso, w tym europejscy socjaliści i Zieloni oraz część liberałów już zapowiedzieli, że nie zgodzą się na zaprzysiężenie Barroso od razu na lipcowej sesji, według Traktatu z Nicei, podczas gdy reszta KE miałaby być wybrana dopiero po referendum w Irlandii na przełomie września i października. Domagają się oni czasu na konsultacje oraz głosowania w sprawie całej Komisji dopiero jesienią. Tak, by w przypadku pozytywnego wyniku, wybrać Barroso, jak i komisarzy na bazie tego samego Traktatu z Lizbony.

Nie bez znaczenia jest, że w przypadku tego drugiego scenariusza potrzebna jest większość absolutna w PE do jego zatwierdzenia. W przypadku Nicei - tylko zwykła.

Po pięciu latach, 53-letni Barroso nadal nikomu nie zawadza i zyskał nawet opinię "oportunistycznego rejenta krajów członkowskich".

W Brukseli panuje przekonanie, że Parlament Europejski jest tylko pretekstem dla Francji jak i Niemiec do opóźnienia formalnej nominacji Barroso. Udzielając mu jej już teraz, zmniejszyliby możliwości nacisku na Barroso, jeżeli chodzi o podział tek dla komisarzy w nowej KE. Jest jasne, że Niemcy i Francja liczą na ważne "resorty". Paryż dał już do zrozumienia, że chce mieć komisarzy ds. rynku wewnętrznego lub konkurencji. Niemcy wolą z kolei poczekać z wyborem swego komisarza do własnych wyborów parlamentarnych we wrześniu i na uformowanie koalicji rządzącej w Berlinie.

Barroso od dawna zabiegał u przywódców państw UE o reelekcję. Oficjalnie ogłosił, że jest kandydatem dopiero po czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego wygranych zdecydowanie przez chadecką rodzinę polityczną Europejskiej Partii Ludowej (EPL), do której należy. Jego wybór ma szczycie był przesądzony, bowiem w 19 z 27 krajów UE rządzą chadecy. Trzy rządy socjalistyczne (Portugalia, Hiszpania, Wielka Brytania) już wcześniej ogłosiły poparcie dla Barroso.

"Bez wyrazu, bez charyzmy"

Reelekcja obecnego szefa KE była łatwiejsza niż znalezienie kompromisu w sprawie jakiegoś innego kandydata. Pięć lat temu przywódcy spierali się tygodniami o to, kto ma stanąć na czele KE, by nagle w drodze eliminacji bardziej kontrowersyjnych nazwisk zgodzić się na Barroso, zaproponowanego przez ówczesnego premiera Wielkiej Brytanii Tony'ego Blaira.

- Cichy, skromny, sympatyczny, bez wyrazu, bez charyzmy - tak Barroso opisywała wówczas prasa europejska. Po przepychankach Brytyjczyków i Francuzów, którzy wzajemnie torpedowali swoich kandydatów, wybór padł na premiera małego kraju, który "nikomu nie zawadzał".

Po pięciu latach, 53-letni Barroso nadal nikomu nie zawadza i zyskał nawet opinię "oportunistycznego rejenta krajów członkowskich". Krytycy zarzucają brak ambicji, wizji i inicjatyw, które posunęłyby do przodu integrację europejską. Nowe kraje doceniają go za konsekwentną obronę dorobku rozszerzenia Unii Europejskiej i za walkę z protekcjonizmem w odpowiedzi na kryzys.

- Nie jestem reformatorem ani rewolucjonistą, raczej centrystą niż wolnorynkowym fundamentalistą - przyznał kiedyś.

- To jest kandydat, który w dużej mierze reprezentuje naszą wizję Europy, zarówno w sprawach wewnętrznych, jak i miejsca Europy w polityce światowej - mówił już pięć lat temu ówczesny premier Marek Belka.

Poliglota, z wykształcenia prawnik, były członek maoistowskiego ugrupowania uczestniczącego w rewolucji, która obaliła wojskową dyktaturę w Portugalii w 1974 roku, potem liberał, a w końcu (i do dziś) członek partii centroprawicowej, był zdecydowanym zwolennikiem zacieśnienia stosunków pomiędzy Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi.

Taka postawa zyskała mu przychylność nowych krajów członkowskich. Dla Francji czy Niemiec do przełknięcia okazało się jego poparcie dla wojny w Iraku. Na kilka dni przed amerykańską inwazją w marcu 2003 roku był gospodarzem wojennego szczytu na Azorach z udziałem Blaira, Busha i Aznara.

- Dziwnym trafem (belgijskiego premiera Guy) Verhofstada zablokowały wówczas kraje, które uczestniczyły w interwencji w Iraku. I nagle z rękawa Blair wyciągnął organizatora spotkania w Azorach - przypomniał historię nominacji Barroso lider Zielonych i główny krytyk Barroso w PE Daniel Cohn-Bendit.

Zieloni, ale też i socjaliści, zarzucają Portugalczykowi, że podczas pięcioletniego mandatu więcej czasu spędził na zadowalaniu stolic państw UE niż wypełnianiu traktatowych obowiązków KE jako inicjatora legislacyjnego. Zarzucają mu brak przywództwa UE, bierność podczas kryzysu finansowego i gospodarczego i ogólnie zbyt liberalną politykę KE.

Za jego kadencji - wskazują obrońcy Barroso - zaczęło rodzić się polityka energetyczna. Barroso z determinacją forsował zobowiązania UE do walki z ociepleniem klimatu, widząc w tym szansę na modernizację unijnej gospodarki. Na jego plus należy też odnotować walkę KE z kartelami i wielkimi korporacjami (Microsoft). Nie zrealizował jednak składanych pięć lat temu zapowiedzi wzmocnienia potencjału militarnego Unii.

Jeśli chodzi o sprawy unijne, Barroso od początku podkreślał swój pragmatyzm.

- Nie jestem reformatorem ani rewolucjonistą, raczej centrystą niż wolnorynkowym fundamentalistą - przyznał kiedyś.

Tuż po wyborach do Parlamentu Europejskiego, wygranych zdecydowanie przez chadecką rodzinę polityczną Europejskiej Partii Ludowej, do której należy Barroso, Portugalczyk oficjalnie potwierdził, że kandyduje na szefa nowej KE. O ile jednak mógł być pewny poparcia rządów państw UE (był zresztą jedynym zgłoszonym kandydatem), musi jeszcze zdobyć aprobatę Parlamentu Europejskiego, gdzie ma wielu wrogów - socjalistów, Zielonych, czy nawet część liberałów.

Do uczestników czerwcowego szczytu UE skierował dwa listy, podkreślające swój 5-letni dorobek na czele KE i kreślące program na kolejną kadencję, kładąc nacisk na "socjalny" wymiar gospodarki rynkowej UE, ochronę europejskich interesów i Europę polityczną, "zdolną reagować".

Źrodło: PAP

(rk)