8 października 1943 roku członkowie "Sonderkommando 1005", utworzonego w celu zatarcia śladów zbrodni niemieckich, wydobyli zwłoki zamordowanych dwa lata wcześniej profesorów lwowskich. Ciała zwieziono na stos, gdzie następnego dnia zostały spalone.
Mord profesorów lwowskich
Mordu profesorów wyższych uczelni Lwowa specjalna jednostka policyjna III Rzeszy dokonała rankiem 4 lipca 1941 roku. Na Wzgórzach Wuleckich hitlerowcy rozstrzelali przedstawicieli polskich elit intelektualnych. Zginęło 22 profesorów lwowskich wyższych uczelni oraz 18 członków ich rodzin, przyjaciół i znajomych.
Wśród zamordowanych byli wybitni uczeni: prawnik Roman Longchamps de Berier i lekarz medycyny sądowej Włodzimierz Sieradzki - rektorzy Uniwersytetu Jana Kazimierza, inżynier Kasper Weigel - kierownik Katedry Miernictwa Politechniki Lwowskiej, matematyk Włodzimierz Stożek, chemik Stanisław Pilat, światowej sławy lekarz stomatolog Antoni Cieszyński oraz krytyk literacki i pisarz Tadeusz Boy-Żeleński. Mordowanie profesorów we Lwowie trwało do końca okupacji niemieckiej.
Kto bezpośrednio ponosi odpowiedzialność?
Po 72 latach nadal nie do końca wyjaśniono okoliczności lwowskiej zbrodni. Kierował nią SS-Brigadenfuehrer Eberhard Schoengarth, który wcześniej w listopadzie 1939 roku dokonał aresztowania profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego. Lista, na podstawie której zatrzymywano lwowskich uczonych w nocy z 3 na 4 lipca 1941 roku, powstała prawdopodobnie znacznie wcześniej, w środowisku ukraińskich studentów w Krakowie. Nie wiadomo jednak, kto zlecił jej sporządzenie.
Dr Piotr Łysakowski z Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej podkreśla, że przyczyn mordu było przynajmniej kilka i dodaje, że ustalenie wszystkich okoliczności zbrodni jest niezwykle trudne.
17:43 LWOWSKI MORD.mp3 Mord profesorów lwowskich. Audycja Michała Nowaka z cyklu "Słowa po zmroku" (Dwójka, 4.07.2011 r.)
Zacieranie śladów
Aby zatrzeć ślady swoich działań, Niemcy wysłali 8 października 1943 roku "Sonderkommando 1005”, złożone z Żydów przebywających wówczas w niemieckim obozie koncentracyjnym we Lwowie (Obozie Janowskim), w celu wydobycia zwłok profesorów pochowanych na Wzgórzach Wuleckich i przewiezienia ciał na teren obozu, gdzie zostały spalone. Prochy rozsypano.
Niemcy nie przewidzieli, że jeden z członków tego Sonderkommando przeżyje. Zwykle dla swojego bezpieczeństwa hitlerowcy po przeprowadzeniu akcji zabijali więźniów, którzy brali w niej udział. Tym razem jednemu z więźniów udało się cudem ocalić życie – był nim Leon Weliczker, który opisał dokładnie, jak wydobywano zwłoki profesorów lwowskich.
"Gdy już wszystkie trupy z grobu są wyciągnięte, kilku ludzi (później specjalna brygada) przeszukuje grób. Rękoma wybierają każdą kość i włos, które wkładają do wiadra i wrzucają następnie do ognia. […] Stojący w dole oskrobują zielone od trupów ściany i posypują opróżniony dół chlorkiem aby zagłuszyć smród. Teraz dół zostaje zasypany i ziemia zaplantowana. Później przejeżdża się jeszcze po byłej mogile broną, ciągnioną przez nas zamiast konia, na koniec zasiewa się na tym miejscu mieszankę nasion różnych traw, jakie tu rosną naokoło. Po kilku tygodniach zarasta to miejsce tak, że nie można poznać, że coś było ruszane" – pisał w swym dzienniku Leon Weliczker.
Upamiętnienie
Jak wspominał prof. Stanisław Grzędzielski, astronom, syn zamordowanego przez Niemców prof. Jerzego Grzędzielskiego, rodziny zamordowanych z 3 na 4 lipca profesorów bardzo długo nie chciały przyjąć do wiadomości, że ich ojcowie, mężowie już nie żyją. - Wydawało się, że to jest taki absurd i tak niezgodny z tradycjami kraju europejskiego jak Niemcy, że coś takiego nie mogło się wydarzyć. Przez cały czas niemieckiej okupacji myśmy żyli w tym mniemaniu, iż prawdopodobnie jest jeszcze szansa, że oni wrócą, żyją w jakimś obozie koncentracyjnym.
Na miejscu zbrodni, dzięki staraniom rodzin pomordowanych, postawiono w latach 90. pomnik z listą ofiar tragedii w języku polskim i ukraińskim.
W 2011 roku odsłonięto pomnik wykonany według projektu profesora krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych Aleksandra Śliwy. Jest to siedmiometrowa brama, złożona z kamiennych bloków przedstawiających dziesięć przykazań. Blok z rzymskim numerem V, czyli przykazaniem "nie zabijaj", jest lekko poruszony. Znajduje się tam także tablica z listą zabitych i informacją, co wydarzyło się w tym miejscu. W przyszłości ma powstać także muzeum informujące o przebiegu tragedii.
mk/PAP/IAR/im