Urodziła się w roku 1905. W dzieciństwie sporo podróżowała, ponieważ jej ojciec Wacław Tymiński – z wykształcenia architekt - w różnych miejscach Europy nadzorował budowę mostów. Do rodzinnego majątku w Harasimowiczach rodzina Tymińskich powróciła już w wolnej Polsce.
2 lipca 1926 roku w kościele Ojców Franciszkanów w Grodnie Eugenia wzięła ślub z 11 lat starszym Wacławem Siedzikiem. Wraz z mężem po ślubie zamieszkała w leśniczówce w Olchówce koło Narewki. Rok później urodziła im się pierwsza córka – Wiesława, 3 września 1928 roku – Danusia (późniejsza "Inka"), a cztery lata później najmłodsza Irena.
Życie w leśniczówce było pełne rodzinnych spotkań. Na zachowanych zdjęciach widać uśmiechnięte i beztroskie twarze dzieci. Początkowo trzy dziewczynki uczęszczały do szkoły w rodzinnej Olchówce. Od 1938 roku – kiedy najstarsza Wiesława przeniosła się do szkoły prowadzonej przez siostry salezjanki w Różanymstoku – Danusia "przejęła" opiekę nad swoją najmłodszą siostrą – Ireną. 1 września 1939 roku Danusia miała dołączyć do swojej starszej siostry.
Plany te jednak przerwał wybuch wojny.
Matka w konspiracji
W wyniku paktu Ribbentrop-Mołotow Narewka i jej okolice znalazły się na terytorium Białorusi. Kiedy 10 lutego 1940 roku Wacław Siedzik został deportowany na Wschód, jego żona Eugenia wraz z trzema córkami zostały wyrzucone z leśniczówki w Olchówce. Od tego czasu siostry i ich matka żyły dzięki pomocy obcych ludzi z okolicznych wsi, którzy znali je sprzed wojny.
W 1941 roku Eugenia została zaprzysiężona na członka terenowej siatki wywiadowczej Armii Krajowej na Podlasiu (Obwód Bielsk Podlaski ZWZ AK). Rok później, 20 listopada 1942 roku, Eugenię aresztowali Niemcy. Podczas rewizji znaleziono przy niej m.in. ulotki i opracowane (ale nie wysłane) meldunki wywiadowcze. Świadkiem zatrzymania matki była Danusia.
- To było traumatyczne przeżycie dla tej zaledwie piętnastoletniej dziewczynki – opowiada Piotr Szubarczyk, biograf "Inki", w rozmowie z Polskim Radiem. - Ona zobaczyła na własne oczy, czym może zakończyć się walka o wolność. I myślę, że postawa matki zaważyła na dalszych losach córki, która przecież zginęła kilka lat później w podobny sposób.
Żołnierze Wyklęci - zobacz serwis historyczny
Brutalne śledztwo i śmierć
Wedle zachowanych świadectw śledztwo prowadzone przez białostockie Gestapo było bardzo brutalne. Niemcy torturowali Eugenię, m.in. wybili jej zęby. Kobieta do niczego się jednak nie przyznała i nikogo nie wydała. Podczas śledztwa zachorowała na tyfus.
Danusia Siedzikówna widziała matkę po raz ostatni w więziennym szpitalu w Białymstoku, na krótko przed jej śmiercią. Kobieta była w strasznym stanie. Po przebytym tyfusie ogolono jej głowę. Na twarzy były widoczne blizny po torturach. Niewiele mówiła. Przeczuwając rychłą śmierć, napisała do swoich córek obszerny list-testament, w którym prosiła je, by nigdy w swoim życiu nie kierowały się zemstą. List (niestety!) nie zachował się do naszych czasów, ponieważ w obawie przed znalezieniem go podczas grożących podczas wojny rewizji, babcia "Inki" Helena Tymińska zniszczyła go. To samo stało się z grypsem więziennym od matki.
Najcenniejsza pamiątka
Jedną z niewielu (obok zdjęć) pamiątką po Eugenii Siedzik są cztery kartki z modlitewnika, z którego korzystała podczas śledztwa w białostockim więzieniu. Na jednej z nich, na stronach 58-59 są słowa Psalmu 111 (w nieznanym swobodnym tłumaczeniu):
"Szczęśliwy i nie zna kaźni,
kto w Pańskiej żyje bojaźni.
Najmilsza jemu jest droga,
iść według przykazań Boga.
Krew jego zacna na ziemi,
porówna zawżdy z możnymi.
Ród się cnotliwych rozpleni,
i będą błogosławieni.
(…).
Ludzka pamięć jego sprawy
uwieczni: był to mąż prawy!
I zły go język nie trwoży,
bezpieczny w nadziei Boże".
Kartka z modlitewnika matki "Inki". Zbiory Piotra Szubarczyka
Eugenia Siedzik została rozstrzelana przez Niemców we wrześniu 1943 roku w egzekucji w lesie niedaleko Białegostoku. Miejsce jej pochówku do dziś nie jest znane. Cztery kartki z modlitewnika, po jej śmierci, przekazała rodzinie jedna ze współwięźniarek.
- Dla mnie – stwierdza w rozmowie z Polskim Radiem Piotr Szubarczyk, biograf "Inki" – te cztery wyrwane kartki z modlitewnika to jak relikwia po jednej z tych wielu przecież polskich bohaterskich kobiet, które dziś coraz lepiej pamiętamy i czcimy.
Piotr Litka
Podczas pisania tekstu korzystałem z dokumentów i zdjęć zachowanych w Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej oraz książki Szymona Nowaka, "Dziewczyny wyklęte", Warszawa 2015.