Wśród kwiatów i okrzyków
Pochód rozpoczął się o 9.50. Żołnierze defilowali trasą, która wiodła od Pragi, przez most Poniatowskiego, Aleje Jerozolimskie, Nowy Świat, plac Saski, Krakowskie Przedmieście, aż po Zamek Królewski. Na trasie pochodu przygotowano wcześniej tarcze z wizerunkami Orła Białego i Pogoni.
Józef Piłsudski - zobacz serwis specjalny
"Na Nowym Świecie, po obu stronach ulicy, na chodnikach stały tłumy publiczności, wznosząc okrzyki powitalne i rzucając kwiaty [...]. Owacje kwiatowe na cześć przechodzących oddziałów legionów były tak obfite, iż jezdnia w Al. Jerozolimskich po przejściu wojska była dosłownie usiana kwieciem jesiennym. Panie podawały wiązanki kwietne oficerom do rąk (szeregowcom nie wolno brać kwiatom podczas marszu); z okien i balkonów oraz z grup po obu stronach chodników padały całe snopy złocieni, róż i konwalii", pisał korespondent "Kuriera Warszawskiego".
Z mniejszym entuzjazmem wspominał to wydarzenie legionista Wacław Sieroszewski: "Ulice zalegały tłumy publiczności, głównie robotników i młodzieży. Większość społeczeństwa zachowała jednak rezerwę. Najczęściej słyszało się okrzyki: »Niech żyje wojsko polskie!«, »Niech żyje Piłsudski!«. Z rzadka podejmowane przez nielicznych germanofilów z Klubu Państwowców Polskich okrzyki na cześć monarchów padały w głuchą ciszę".
Pod hotelem "Bristol", a następnie na placu Saskim defiladę przyjął gubernator warszawski Hans von Beseler, nominalny dowódca polskich wojsk. Uroczystość zakończyło odśpiewanie pieśni "Boże, coś Polskę".
"Wkrótce po zakończeniu defilady legjonów dowódcy i oficerowie polscy udali się na zamek, gdzie ich podejmował obiadem J.E. von Beseler wraz z oficerami niemieckimi. [...] W galerii Luxemburga odbył się podwieczorek dla legjonistów urządzony przez miasto. Olbrzymia sala w podziemiach była tak natłoczona legjonistami i publicznością, że mnóstwo osób stało, a wiele nie mogło znaleźć miejsca. Legjonistów częstowano kawą czarną, piernikami, jabłkami i ciastem", relacjonował następnego dnia "Kurier Warszawski" (pisownia oryginalna).
106 lat temu powstała I Brygada Legionów Polskich
Licytacja wzwyż
Choć wykrzykiwano jego imię, Józef Piłsudski nie uczestniczył w defiladzie. Dotychczasowy dowódca I Brygady Legionów złożył rezygnację z komendy we wrześniu tego roku, co wywołało tzw. "kryzys dymisyjny" w Legionach. Był to jeden z elementów prowadzonej przez niego polityki "licytacji wzwyż sprawy polskiej".
- Rzecz polegała w dużym uproszczeniu na tym, żeby w imieniu polskich środowisk politycznych, w oparciu o własny wysiłek zbrojny, stawiać tym, którzy mieli w danym momencie coś do powiedzenia w kwestii polskiej, żądania, które po ich zrealizowaniu i zaspokojeniu przestawały być żądaniami wystarczającymi i pojawiały się wówczas żądania nowe - wyjaśniał prof. Włodzimierz Suleja w gawędzie "Legiony to ofiarny stos", w audycji z cyklu "Szkiełko i oko".
07:23 Suleja _Legiony _ Szkiełko i oko 5.mp3 Gawęda prof. Włodzimierza Sulei na temat Legionów w latach 1915-1917. Audycja z cyklu "Szkiełko i oko". (PR, 12.11.1999)
Tym razem Komendant domagał się utworzenia rządu polskiego na okupowanych terenach Królestwa Kongresowego. Jego dymisja, która pociągnęła za sobą falę odejść z Legionów i tąpnięcie werbunkowe w czasie, gdy państwa centralne potrzebowały każdego żołnierza, była jednym z powodów ogłoszenia Aktu 5 listopada. Cesarzowie Niemiec i Austrii zapowiadali w nim powstanie po wojnie państwa polskiego.
Akt 5 listopada - powrót sprawy polskiej
Konflikt w rodzinie
- Po Akcie 5 listopada Legiony przeniesiono do Warszawy po to, żeby w oparciu o nie tworzyć armię sprzymierzoną z armiami państw centralnych. Rzecz ciekawa, próbowano wówczas tych legionistów dzielić na legionistów-dawnych poddanych Królestwa Polskiego i legionistów z Galicji - mówił prof. Włodzimierz Suleja.
Kolejne kryzysy wywoływane przez Komendanta uświadomiły państwom centralnym, że należy ograniczyć wpływy Józefa Piłsudskiego w Legionach. Wobec tego przemarsz przez miasto 1 grudnia 1916 prowadził Stanisław Szeptycki, mianowany dowódcą Polskiego Korpusu Posiłkowego, bo tak przemianowano Legiony po przekazaniu ich pod władzę Niemcom. Ulicami Warszawy defilowali żołnierze 3 i 4 Pułku Piechoty, 2 Pułku Ułanów oraz jednostki specjalistycznej.
"Zostały zatem wyróżnione tylko pułki II Brygady. Ale dla nich był to pocałunek śmierci, gdyż legioniści z obu pozostałych brygad uznali to za polityczny afront, za symboliczny znak, że jej żołnierze są już niemieckim wojskiem Beselera", pisał prof. Andrzej Chwalba w książce "Legiony Polskie 1914-1916".
Defilada była też zapowiedzią narastania w przyszłości rozdźwięku między kierunkiem Józefa Piłsudskiego a dążeniom Departamentu Wojskowego Naczelnego Komitetu Narodowego, na czele którego stał Władysław Sikorski, prowadzącego kurs procentralny w nadziei na wypełnienie się słów Aktu 5 listopada. Piłsudski mierzył znacznie dalej.
"Defilada pogłębiła mocno już zarysowane różnice polityczne i ideowe w Legionach. Polaryzacja stanowisk doprowadziła do uformowania się dwóch wyraźnie zdefiniowanych opcji: piłsudczyków i sikorszczyków", wskazywał prof. Andrzej Chwalba.
Mimo to Piłsudski zawarł tymczasowy kompromis z Niemcami. Zgodził się poprzeć swoim autorytetem tworzenie Polskiej Siły Zbrojnej. 12 grudnia pojawił się w Warszawie, by 14 stycznia zasiąść w Tymczasowej Radzie Stanu, namiastce rządu polskiego, gdzie zajmował się kwestiami wojskowymi. Kolejnym etapem jego "licytacji" miał być dopiero kryzys przysięgowy w czerwcu 1917 roku.
Tymczasowa Rada Stanu - namiastka rządu polskiego
Powitanie Józefa Piłsudskiego w Warszawie 12 grudnia 1916. Fot.: NAC/dp
bm