Na cykl "Zapisu socjologicznego" - gigantycznych rozmiarów "portretu ludzkiej rodziny we wnętrzu" - składa się około 20 tysięcy zdjęć, wykonanych w ponad stu miejscowościach. Zofia Rydet próbowała przy pomocy fotografii stworzyć obraz społeczeństwa, przede wszystkim wiejskiego. Przemierzając wraz z przyjaciółmi Suwalskie, Lubelszczyznę, Podhale, Rzeszowskie, zjednywała sobie fotografowanych ludzi do tego stopnia, że pozwalali jej wejść do swych domostw, fotografować się we wnętrzach, w których żyją na co dzień.
- Zosia najchętniej chodziła z młodymi ludźmi, zwłaszcza fotograficzkami, które się uczyły, a ona mogła pokazywać, jak się wchodzi do domu. To bardzo ważne - wspominał w Polskim Radiu Andrzej Różycki, autor filmu "Nieskończoność dalekich dróg".
Cykl "Zapis socjologiczny" przedstawiał ludzi, z małymi wyjątkami, zawsze w tym samym układzie: gospodarz z rękoma na kolanach siedział frontalnie na tle głównej ściany domu, scenę uchwycono obiektywem szerokokątnym.
Andrzej Różycki podkreślał w radiowej Dwójce, że artystka miała niesłychaną charyzmę. - Nawet jak się nie widziało jej zdjęć, jej osobowość była szalenie przekonująca - mówił. - Zosia miała ten dar, że potrafiła wejść, w kilku pierwszych nawet nie zdaniach, ale słowach "kupić" tych ludzi swoją serdecznością, swoją postawą, wyciągniętą dłonią, przyjaznym uśmiechem, ciepłym słowem - dodał.
Dokumentacja tego, co odchodzi
58:53 portret zofii rydet___732_15_ii_tr_0-0_ba2d5228[00].mp3 O Zofii Rydet mówią: Maria Sokół-Augustyńska oraz Zofia Augustyńska-Martyniak z Fundacji im. Z. Rydet, Anna Beata-Bohdziewicz, Andrzej Różycki oraz Karol Hordziej kurator wystawy "Zofia Rydet. Zapis 1978-1990". Audycja Aleksandry Łapkiewicz "Opowieści po zmroku" (PR, 16.11.2015)
W zarejestrowanej przez Andrzeja Różyckiego wypowiedzi Zofia Rydet przyznała, że miała ogromny uraz na punkcie śmierci. Tłumaczyła, że uraz jest bardzo silny, ponieważ bardzo wiele bliskich osób straciła w sposób tragiczny. Cykl "Zapis socjologiczny" więc traktowała jako dokumentację.
- To wszystko ginie. Już nie ma tych chatek, już nie ma tego wszystkiego, co było. Niedługo trudno będzie sobie je wyobrazić, jak Polskę Jagiellonów, bo to idzie w ogromnym tempie - opowiadała. Zaznaczyła, że fotografowała bez planu. Chciała uwiecznić jedynie to, co jej się podobało.
WFO/Facebook
Anna Beata Bohdziewicz, fotografka i publicystka, wspominała, że wszyscy fotografowani ludzie się dziwili.
- Dlaczego taka stara kobieta zamiast siedzieć w domu na zasłużonym odpoczynku, gdzieś wyjeżdża i przychodzi do nich robić jakieś zdjęcia. Oni nie rozumieli, jaki był w tym zamysł - mówiła. Zwróciła uwagę, że Zofia Rydet miała tylko jeden aparat, do tego flesz i obiektyw szerokokątny. - Więc nie zmieniała obiektywu, zmieniała jedynie filmy. I to się mieściło w jednej torbie - opowiadała.
Anna Beata Bohdziewicz wspominała również, że Rydet miała mnóstwo pomysłów związanych z "Zapisem" i żałowała, że już wielu nie będzie w stanie zrobić. - Uważam, że pani Zofii udało się bardzo wiele ogarnąć, mimo że była już stara, że nie była w pełni sprawna, że miała słaby sprzęt, bo myśmy używali wtedy to, co było, a było niewiele - mówiła. - Pani Zofia po prostu jechała i fotografowała - mówiła.
Zapał do fotografowania nie mijał
Zofia Augustyńska-Martyniak z Fundacji im. Zofii Rydet i Karol Hordziej, kurator wystawy "Zofia Rydet. Zapis 1978-1990" zorganizowanej w 2015 roku w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, przypominali, że Zofia Rydet urodziła się w Stanisławowie (obecnie Ukraina). Była absolwentką Szkoły Gospodarstwa Wiejskiego w Snopkowie na przedmieściach Lwowa. Po wojnie osiedliła się początkowo w Kłodzku, a potem w Bytomiu, gdzie prowadziła sklep galanteryjny.
Fotografią zainteresowała się w połowie lat 50., kiedy poszła na kurs fotografowania, a pierwsze zdjęcia wykonała prawdopodobnie pod wpływem starszego brata Tadeusza, autora pogłębionych psychologicznie portretów górali. - Ale temat dzieci i starych ludzi był dla niej ważny - mówił Karol Hordziej. Jak podkreślał, fascynujące było to, że z biegiem lat zapał fotografowania nie mijał, a wręcz odwrotnie. - Poświeciła się fotografii do tego stopnia, że nie założyła nawet rodziny - mówił.
Fotografia i inne światy
- Twórczość artystki trudno jednoznacznie zakwalifikować. Jej fotografie pojawiają się w kręgu historyków sztuki, fotografów, krytyków fotografii, ale także etnografów i antropologów kultury - mówił w Polskim Radiu prof. Mariuszem Gołąb (Uniwersytet Łódzki, Instytut Kultury Współczesnej).
Badacz zauważył, że dzieło Zofii Rydet trudno przyporządkować do jednego nurtu fotografii. - Stąd potrzeba pewnego grantu, który by ujmował większość tych zagadnień i próbował w jakimś zakresie skonfrontować ze sobą te kierunki zainteresowań i pewnego rodzaju problemy estetyczne, które w tej twórczości się pojawiają. Były one wcześniej dyskutowane, lecz wydaje się, że obecnie zainteresowanie Zofią Rydet jest szczególnie intensywne - stwierdził.
- Biografia i fotografia wzajemnie się tutaj przeplatają, zwłaszcza w okresie powojennym. To właściwie jest "fotografowanie sobą", z pewnością ta pasja towarzyszyła artystce do końca i była inspirująca dla niej nie tylko w znaczeniu poszukiwań nowych dróg estetycznych, ale także, jak podkreśla autorka w wywiadach, to był także sposób na życie, który pozwalał jej radzić sobie z pewnymi problemami - mówił gość audycji.
23:32 rydet mariusz gołąb 25 01 2022.mp3 Prof. Mariusz Gołąb opowiada o twórczości Zofii Rydet w audycji "Głębia ostrości" autorstwa Igi Niewiadomskiej (PR24, 26.01.2022)
Anna Beata Bohdziewicz zwróciła uwagę, że Zofia Rydet stosowała coś, co jej też nie jest obce, a mianowicie fotografowała w seriach, a nie robiła tylko pojedynczych zdjęć. - Więc jak jedno okno, to jeszcze sto okien. Jak jedne drzwi, to sto drzwi. I tak to jej w głowie wsie rozrastało - mówiła.
Zofia Augustyńska-Martyniak, kuzynka, prawnuczka brata artystki, podkreślała, że Zofia Rydet nie rozstawała się z aparatem i robiła zdjęcia zawsze, kiedy ją coś zainteresowało. - Zostawiła ogromne archiwum rodzinne - mówiła.
Ponieważ Zofia Rydet nie założyła rodziny, całą miłość przelała na dzieci, wnuki i prawnuki swego brata. - Zobligowała nas do opieki nad jej spuścizną i to sprawiła, że jakby cały czas jest z nami i ta pasja przeszła na nas - opowiadała Zofia Augustyńska-Martyniak.
ag