Założony dzięki staraniom Jerzego Giedroycia w 1946 w Rzymie Instytut Literacki został rok późnej przeniesiony do Francji, do Maisons-Laffitte pod Paryżem.
- Sytuacja wyglądała dla mnie jasna: sprawa jest przegrana i teraz kwestią zasadniczą jest utrzymanie kontaktu z krajem, wpływanie na sytuację w kraju, no i oddziaływanie na emigrację - mówił w archiwalnej radiowej audycji Jerzy Giedroyc, wspominając czas powstania Instytutu Literackiego.
58:50 Dwójka Opowieści po zmroku 14.09.2015.mp3 Archiwalne radiowe wywiady z Jerzym Giedroyciem (Opowieści po zmroku/Dwójka)
Książki mają moc
Cele, o których opowiadał Jerzy Giedroyc, zamierzano realizować dzięki słowu drukowanemu – Instytut miał być przede wszystkim szczególnym wydawnictwem.
Szczególnym, bo publikującym zarówno książki (pierwsze były "Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego" Mickiewicza ze wstępem Herlinga-Grudzińskiego), jak i pismo, które miało przejść do legendy: paryską "Kulturę" (od 1947 r.).
Co do książek, redaktor Giedroyc miał bardzo dalekosiężne plany.
- Biblioteka paryskiej "Kultury" zrodziła się w umyśle Jerzego Giedroycia już zasadzie od 1946 roku, kiedy powstał Instytut w Rymie – opowiadała w Polski Radiu dr Małgorzata Ptasińska-Wójcik z Instytutu Pamięci Narodowej. – Giedroyc rozpoczął swoją działalność jako redaktora właśnie od wydawania książek, później ze względów finansowych musiał to zawiesić, wtedy zaczęła ukazywać się "Kultura". Ale cały myślał o kontynuacji, uważał bowiem, że oprócz miesięcznika należy oddziaływać na emigrację polską, a przede wszystkim na czytelników w kraju, poprzez książki.
Jerzy Giedroyc, przypominała dr Małgorzata Ptasińska-Wójcik, wiedział, jaką rolę odegrało słowo drukowane dla XIX-wiecznej polskiej emigracji, zdawał sobie sprawę z mocy oddziaływania książek. Dlatego wyczekiwał momentu, kiedy będzie mógł zacząć wydawać stałą serię.
Takim momentem okazał się początek 1953 roku.
16:17 trans-atlantyk witolda gombrowicza___687_08_ii_tr_0-0_482c790d[00].mp3 O "Trans-Atlantyku" Witolda Gombrowicza mówi dr Małgorzata Ptasińska-Wójcik. Audycja Ewy Stockiej-Kalinowskiej z cyklu "Dzieje książek z Biblioteki paryskiej Kultury" (PR, 28.09.2008)
Kto na rozpoczęcie?
Mimo że Instytut Literacki borykał się wówczas z problemami finansowymi, redaktor Giedroyc uznał, że może sobie pozwolić na ryzyko związane z nowy wydawniczym pomysłem. "Kultura" miała już ugruntowaną pozycję wśród polskiej emigracji (nakład w grudniu 1952 roku: 3,6 tys. egzemplarzy), to był dobry moment na realizację dalszych planów.
- Zapowiedziano, że w ramach nowej serii, która miała się nazywać Biblioteka "Kultury", będą się ukazywać książki wartościowe, wnoszące coś nowego, dające do myślenia nie tylko czytelnikowi emigracyjnemu, ale i krajowemu – opowiadała dr Małgorzata Ptasińska-Wójcik.
Jerzy Giedroyc długo się wahał, jakiego autora i jaki tytuł wybrać na początek. Prawdopodobnie brał pod uwagę dwóch pisarzy: Czesława Miłosza i Witolda Gombrowicza. Zwłaszcza że obaj literaci debiutowali w paryskiej "Kulturze" w maju 1951 roku. – Publikacja ta spotkała się szerokim na emigracji i to podsunęło redaktorowi pomysł, by tę nową serię rozpocząć mocnym akcentem – tłumaczyła literaturoznawczyni.
Jeśli chodzi o "mocne wejście" – to mógł zagwarantować przede wszystkim Witold Gombrowicz.
Witold Gombrowicz. Serwis specjalny Polskiego Radia
Giedroyc i Gombrowicz
Redaktor "Kultury" pamiętał, jak – jeszcze przed wojną – "Ferdydurke" wywołało gorące czytelnicze dyskusje. Zresztą, sam przyczynił się, choć bez takich intencji, do emigracji Gombrowicza – w 1939 roku jako ówczesny urzędnik w Ministerstwie Przemysłu i Handlu załatwił pisarzowi bilet na pierwszy transatlantycki rejs "Chrobrym" do Ameryki Południowej. Wybuch wojny zastał Gombrowicza w Argentynie i tak rozpoczął swój nowy, poza Europą, niełatwy etap życia.
"Gdy zwracałem się do Gombrowicza po wojnie, wiedziałem, że mam do czynienia z jednym z większych obrazoburców współczesnej literatury polskiej", wspominał redaktor w "Autobiografii na cztery ręce".
W istocie, książka, którą postanowiono otworzyć Bibliotekę "Kultury", należała do kontrowersyjnych.
"Trans-Atlantyk", czyli "»Pan Tadeusz« na opak"
- Pierwsze lata Gombrowicza w Argentynie to czas nędzy i zapomnienia. Pracy w banku, ciężkiego zarabiania na skromną codzienność. I w tym czasie powstanie "Trans-Atlantyk" – mówiła dr Małgorzata Ptasińska-Wójcik.
Książka ta nie jest autobiograficzna, ale możemy doszukać się w "Trans-Atlantyku" wielu elementów z życiorysu pisarza. Podobnie jak narrator i główny bohater powieści (imieniem Witold Gombrowicz!) autor książki od 1939 r. mieszkał w Argentynie, gdzie przypłynął na pokładzie statku "Chrobry". Osobiste przeżycia autora przełożone w formie groteskowej stylizacji stały się kanwą tej tego "Pana Tadeusza na opak".
- Ta powieść jest nie tylko ostrą krytyką romantycznej mitologii, ale też pewnego ogólniejszego, wciąż żywego paradygmatu polskości – tłumaczył w Polskim Radiu literaturoznawca prof. Jerzy Jarzębski.
- Gombrowicz był do szpiku kości Polakiem, a "Trans-Atlantyk" to taki "Pan Tadeusz" à rebours – dodawał w innej audycji reżyser teatralny Mikołaj Grabowski.
Jest więc "Trans-Atlantyk" swoistym – miejscami w ostrej stylistycznie formie – rozliczeniem z dwudziestoleciem międzywojennym, z polskimi cechami narodowymi, z tym, jacy jesteśmy.
- Gombrowicz był człowiekiem, którego polityka stosunkowo mało obchodziła, chociaż "Trans-Atlantyk" jest książką bardzo polityczną – mówił przed radiowym mikrofonem Jerzy Giedroyc. - Ale ja byłem zafascynowany jego talentem. Dotyczyło to zwłaszcza "Trans-Atlantyk" i pierwszych fragmentów jego "Dziennika”, które wywarły na mnie ogromne wrażenie.
05:05 Jarzebski Trans.mp3 Prof. Jerzy Jarzębski, literaturoznawca, o "Trans-Atlantyku" Witolda Gombrowicza (PR)
02:32 Grabowski Trans.mp3 Mikołaj Grabowski, reżyser teatralny, o "Trans-Atlantyku" Witolda Gombrowicza (PR)
Pierwsza książka z serii Biblioteki "Kultury" ukazała się 30 stycznia 1953 roku. Zawierała powieść "Trans-Atlantyk" i dodatkowo jeszcze dramat „Ślub” Witolda Gombrowicza z przedmową Józefa Wittlina.
- To nie był sukces wydawniczy. 1500 egzemplarzy, wówczas poważny nakład, został wyprzedany dopiero w 1969 roku – opowiadała dr Małgorzata Ptasińska-Wójcik. – Ale w warstwie symbolicznej "Trans-Atlantyk" był bardzo ważny. Stanowił jakby program na całą emigrację.
Program, którego emigracja – nieprzywykła do łamania konwencji w pisaniu o narodzie i polskości - nie przyjmowała z euforią. Zwłaszcza ta skupiona wokół londyńskich "Wiadomości" prowadzonych przez Mieczysława Grydzewskiego.
- Przewrotnie rzecz ujmując, cała (nieprzychylna – przyp. red.) reakcja Londynu polskiego na Gombrowicza stanowiła tylko potwierdzanie wielkości i talentu tego pisarza. I ukrytej prawdy w słowach zawartych w "Trans-Atlantyku" – mówiła dr Małgorzata Ptasińska-Wójcik.
Między poezją a dokumentem
"Od chwili, gdy powstała Biblioteka "Kultury" i gdy podjęliśmy systematycznie wydawanie książek, poczta zaczęła przynosić dość dużo maszynopisów", wspominał w swojej autobiografii Jerzy Giedroyc. Jak zaznaczył, pomijając takich autorów jak Miłosz czy Gombrowicz ("których drukowałem wszystko"), większość książek wydanych w tej nowej serii wyrosła z jego inicjatywy.
- W ramach rozległej tematyki było tu miejsce i dla literatury pięknej, i dla wspomnień. Ale ważną rolę odgrywały tu też dokumenty – opowiadała dr Małgorzata Ptasińska-Wójcik o Bibliotece "Kultury".
Powstały nawet specjalne podserie: "Dokumenty" (m.in. antologia tekstów nt. walki Ukraińców z rusyfikacją; zbiór o dialogu polsko-niemieckim), "Archiwum rewolucji" („"antykomunistyczna"; "świadectwa mówiące przede wszystkim o zbrodniach sowieckich"), "Bez cenzury" ("założona dla tych polskich pisarzy, którzy nie mogli wydawać w kraju, byli represjonowani").
Co więcej, w ramach Biblioteki "Kultury" wychodził również kwartalnik (od 1973; wcześniej, od 1962, co pół roku) "Zeszyty Historyczne". W piśmie tym publikowane były relacje, wspomnienia i analizy dotyczące najnowszej historii Polski.
***
Czytaj także:
***
Ponad pół tysiąca książek
W 1953 roku, po Gombrowiczu, ukazały się kolejne pozycje Biblioteki "Kultury": "1984" George’a Orwella, dwie książki Miłosza (eseje "Zniewolony umysł" i tom wierszy "Światło dzienne"), szkice politologiczne Jamesa Burnhama "Bierny opór czy wyzwolenie?" oraz powieść Czesława Straszewicza "Turyści z bocianich gniazd".
Ta różnorodność tematyczna i gatunkowa pierwszego roku Biblioteki "Kultury" zapowiadała to, jaka będzie linia programowa tej serii: otwartej na prozę i na poezję, na publicystykę i na esej. A za ponad pół tysiącami książek (512) wydanych do 2000 roku stały nazwiska, które na trwale zapisały się w historii Polski i Europy.
Obok otwierających serię Witolda Gombrowicza, George’a Orwella czy Czesława Miłosza na półkach Biblioteki "Kultury" znaleźli się m.in. Józef Czapski, Andrzej Bobkowski, Gustaw Herling-Grudziński, Józef Mackiewicz, Marek Hłasko, Leszek Kołakowski, Kazimierz Orłoś, Zygmunt Haupt, Kazimierz Wierzyński, Jerzy Stempowski, Józef Wittlin, Stanisław Vincenz, Jerzy Andrzejewski, a także Aleksander Sołżenicyn, Boris Pasternak, Albert Camus czy Aldous Huxley.
jp
Źródła: Małgorzata Ptasińska-Wójcik, "Z dziejów Biblioteki »Kultury« 1946-1966", Warszawa 2006; Andrzej Stanisław Kowalczyk, "Giedroyc i »Kultura«", Wrocław 1999; Jerzy Giedroyc, "Autobiografia na cztery ręce", Warszawa 1994.