Historia

"Straszliwa obcość tego najazdu". "Jak dzicz". Świadkowie o agresji sowieckiej na Polskę w 1939 roku

Ostatnia aktualizacja: 17.09.2023 05:59
– To już będę zawsze pamiętał. Tę noc pochmurną, przerażającą dla nas wszystkich, to głuche dudnienie ciężkiego żelastwa. I wkraczające późno nocą do Wilna czołgi radzieckie – opowiadał w archiwalnym radiowym nagraniu Bogdan Rudnicki, wilnianin. Takich przejmujących wspomnień o 17 września 1939 roku zachowało się w Polskim Radiu znacznie więcej.
Wojsko ZSRR wkraczające na terytorium Polski, 17 września 1939 r.
Wojsko ZSRR wkraczające na terytorium Polski, 17 września 1939 r. Foto: PAP/CAF


Agresja sowiecka. 17 września 1939- zobacz serwis specjalny

Wczorajsza ostatnia wiadomość, że armia sowiecka wkroczyła na terytorium Polski. (…)

Od wczorajszego wieczoru stało się jasne. Po zamilknięciu radia wszyscy siedzieli w bezruchu, w milczeniu – ludzie obcy sobie nawzajem, pogrążeni w tej samej rozpaczy. Niemcy, bolszewicy, wspólna granica między nimi.

(Zofia Nałkowska, "Dzienniki czasu wojny", fragm. wpisu z 18 września 1939)

84 lata temu, 17 września 1939 roku o godzinie piątej rano, na pozbawione obrony tereny wschodniej Rzeczpospolitej ruszyło 700 tys. żołnierzy Armii Czerwonej. Sowiecka napaść na Polskę była realizacją układu podpisanego w Moskwie przez ministra spraw zagranicznych III Rzeszy Joachima von Ribbentropa oraz ludowego komisarza spraw zagranicznych ZSRS Wiaczesława Mołotowa.

Dwa totalitarne państwa zawiązały tajny sojusz o "czwartym rozbiorze" Polski. Realizacja tego bestialskiego planu rozpoczęła się 1 września napaścią Niemiec. 17 września dołączył do nich Związek Radziecki.

"To było niesłychane zaskoczenie"

- Jeszcze 16 września wezwano mnie do Kołomyi, do naczelnego dowództwa, gdzie zastałem wszystkich w euforii. Przyszły wiadomości o zwycięskiej bitwie generała Sosnkowskiego. I dostałem polecenie montowania radiostacji, bo radio lwowskie zostało ewakuowane – wspominał przed radiowym mikrofonem Jerzy Giedroyc, dyplomata, żołnierz Brygady Karpackiej, późniejszy legendarny działacz emigracyjny, twórca paryskiej "Kultury".

- Wróciłem do Śniatynia bardzo podniesiony na duchu. Ale następnego dnia wczesnym rankiem dostałem polecenie od swego ministra Antoniego Romana (ministra przemysłu i handlu – przyp. red.), że mam przyjeżdżać do Kniaży i wyjeżdżać z nim razem do Rumunii. To było niesłychane zaskoczenie – podkreślał redaktor, przywołując chwilę, gdy polskie władze dowiedziały się o "wejściu Sowietów".


Posłuchaj
03:02 PR1_mp3 2022_09_17-14-51-04.mp3 17 września 1939. Agresja Związku Sowieckiego na Polskę. Wspomnienie m.in. Jerzego Giedroycia (PR)

 
"Pierwsza grupa późniejszych ofiar Katynia"

W zachowanych w radiowych archiwach opowieściach dotyczących 17 września 1939 roku wypowiadali się przede wszystkim cywile, mieszkańcy Wilna czy Grodna. Są wśród tych historii również takie, które traktują o heroicznych próbach obrony. I które przywołują bohaterskich obrońców.

- Zgłosiłem się na ochotnika do Korpusu Obrony Lwowa, poszliśmy na strzelnicę – opowiadał Jerzy Miechotek, aktor, piosenkarz i reżyser. - Tam było nas ponad siedemdziesięciu, nie pamiętam dokładnie ilu. Leżeliśmy i jak w kaczki w nas strzelano. To było w nocy. Przed świtem coś mnie trzasnęło, ale wyszedłem z tego, w końcu zbudziłem się. Nie wiem, który to był dzień. Nie wiem, jak długo to trwało. I nade mną był ktoś, kto mi w rosyjskim języku tłumaczył, że nam w "sowieckim sajuzie" będzie "charaszo" i tak dalej. Cała moja wiedza o wejściu Rosjan ogranicza się do tego lekarza rosyjskiego.

Obrazy obrońców zachował się również we wspomnieniach anonimowej mieszkanki Grodna. – Ponieważ po pierwszym bombardowaniu miasta nasze mieszkanie zostało bez szyb, matka moja postanowiła, że musimy się gdzieś skryć w murach – zaczęła swoją opowieść kobieta.

– Wyniosłyśmy się z najcenniejszymi rzeczami, matka, ciotka i ja, do naszych przyjaciół, do kierownika apteki "Farnej". Myślałyśmy, że tamtejsze olbrzymie mury ochronią nas od wszelkiego zła. I tam trafiłyśmy akurat na odpoczynek ostatnich oddziałów wojskowych. Ja nie potrafię powiedzieć, czy to były akurat oddziały generała Olszyny-Wilczyńskiego, ale tak to komentowano wtedy – mówiła mieszkanka Grodna.

Jak zaznaczała, obrońcy "byli szalenie zmęczeni, leżeli pokotem na ławach, na podłodze, wszędzie". - Myśmy im tam serwowały kawę, jedzenie, zupy, kiedy Grodno się broniło – dodawała.


Zniszczone Grodno, lata II wojny światowej. Fot. NAC Zniszczone Grodno, lata II wojny światowej. Fot. NAC

Bardzo dramatyczne wspomnienie zachował również Mieczysław Joszt de Dulmen, oficer Wojska Polskiego, po wojnie działacz emigracyjny.

– Nie zapomnę oficerów wojsk polskich, którzy opuszczali miasto otoczeni kordonem wojsk sowieckich – mówił. – Jako jeńców pognano ich pieszo na Tarnopol, a stamtąd wywieziono do Rosji, do Starobielska. Ci oficerowie stanowili pierwszą grupę późniejszych ofiar Katynia i innych miejsc kaźni.

"Mama płakała, nikt nie mógł jej uspokoić"

Katyń - zobacz serwis historyczny

Na agresję Sowietów niektórzy zareagowali początkowo – mając w świadomości nacierających od zachodu Niemców – z poczuciem niczym nieuzasadnionej nadziei.

- Wszyscy byli bardzo zaskoczeni, ale niektórzy mówili, że może lepiej, bo to Słowianie – opowiadała Regina Olszewska, mieszkanka Wilna. - W poniedziałek, 18 września, widziałam masę kobiet, które szalały z radości, mówiły: "Hitlera pokonano i wojny już nie ma", całowały mężczyzn. Mój ojciec poszedł na miasto i wrócił z bardzo smutną miną. Powiedział, że na ulicy Portowej widział czołg radziecki.

Matka Reginy Olszewskiej, jak wspominała wilnianka, nie należała do tych naiwnie uradowanych "pokonaniem Hitlera". - Moja mama, z natury spokojna, na wieść, że ojciec widział już Sowietów, tak płakała, że nikt z rodziny nie mógł jej uspokoić.

Wojska radzieckie wjeżdżające do miasta zapamiętał również inny wilnianin.

- To już będę zawsze pamiętał. Tę noc pochmurną, przerażającą dla nas wszystkich, to głuche dudnienie ciężkiego żelastwa. I wkraczające późno nocą do Wilna czołgi radzieckie – opowiadał w archiwalnym radiowym nagraniu Bogdan Rudnicki. – W domu były płacząca matka i siostra i my, z zaciśniętymi pięściami, z wbitym w ziemię wzrokiem. Nieśpiący, czekający, co będzie rano. Czy rzeź, czy pogrom, czy jakieś względnie normalne życie. Co dalej z tego wyniknie?


Posłuchaj
02:40 Mazar.mp3 17 września 1939. Agresja Związku Sowieckiego na Polskę. Wspomnienia m.in. Jerzego Michotka oraz Henryka Mozera (PR)

02:55 folwark.mp3 17 września 1939. Agresja Związku Sowieckiego na Polskę. Wspomnienia m.in. Jadwigi Jabłońskiej i Bogdana Rudnickiego (PR)

  

"Czołgami zrywali sieć tramwajową"

Budzące trwogę obrazy pojawienia się sowieckich wojsk przewijają się przez radiowe wspomnienia z 17 września 1939 roku.

- We wrześniu wyglądało na to, że Niemcy zajmą Lwów. Ale potem się cofnęli i przyszli Sowieci – opowiadał Stanisław Lem, znakomity pisarz. - To było niesamowite. Ta straszliwa obcość tego najazdu była dla nas wszystkich jak uderzenie młotem w głowę – dodawał.

- Przyszła wiadomość, że oto właśnie wkraczają Sowieci, niosąc nam wolność – mówił w innym nagraniu Henryk Mazar, również lwowianin, przywołując propagandowe hasła stosowane wówczas przez rosyjskiego najeźdźcę. – No i rzeczywiście weszli do Lwowa. Wjeżdżali przez ulicę Gródecką tak ogromnymi czołgami, że zrywali sieć tramwajową.


"Wieczór Warszawski", pierwsza strona wydania z 19 września 1939 r. Fot. Polona "Wieczór Warszawski", pierwsza strona wydania z 19 września 1939 r. Fot. Polona

"Patrzyliśmy na tą cuchnącą, brudną armię"

Tym, co się przewija w kilku nagranych przez radiowym mikrofonem wspomnieniach z 17 września 1939 roku, jest wrażenie zdumiewającej "cywilizacyjnej zapaści", jakie przychodziło na myśl, gdy oglądano sowieckie wojska.

- Pierwsze poranne wrażenie, jakie odnieśliśmy, to przede wszystkim nawała dziczy – podkreślał Bogdan Rudnicki, mieszkaniec Wilna. – Ludzie w szynelach (płaszczach – przyp. red.) nieobrobionych z dołu albo w owijaczach, albo w byle jakim obuwiu. I to straszliwie cuchnącym. I karabiny na sznurkach, modele z pierwszej wojny światowej.

- Pierwsze wrażenie? Solennego zdziwienia - dodawał Mieczysław Joszt de Dulmen, oficer Wojska Polskiego. - Co drugi albo co trzeci czołg, samochód ciężarowy był ciągniony przez drugiego. Bo ten nie mógł sam jechać.

Więcej i barwniej na ten temat opowiadał w Polskim Radiu Jerzy Janicki, pisarz i dramaturg.


Posłuchaj
13:36 Dwójka Głosy z przeszłości 7.09.2017.mp3 Pisarz Jerzy Janicki o życiu we Lwowie podczas radzieckiej i niemieckiej okupacji (PR)

 

- Nigdy nie zapomnę tego dnia, 17 września, nie zapomnę tego wbicia noża przez bolszewików w plecy polskiej armii. Ale dla Lwowa był to 22 września, bo wtedy oni weszli do miasta – mówił literat.

- Staliśmy w oknie i patrzyliśmy. Wchodzili ulicą Łyczakowską, bo to ze wschodu idąca ulica. Patrzyliśmy na tą cuchnącą, brudną armię z karabinami przyczepionymi na sznurkach, w płaszczach śmierdzących jakimś dziegciem – wspominał Jerzy Janicki.

Jak przyznał, początkowo lwowiacy śmiali się "z chamstwa, z prymitywizmu" Sowietów. - Z tego, że damy dygnitarzy kupowały nocne koszule naszych matek i żon i paradowały w nich jako w toaletach, w których chodziły do Opery Lwowskiej. Śmialiśmy się też z tego, że na pytania, czy "u was są fabryki pomarańczy?", mówiliśmy, że "tak, a ile fabryk cytryn!", a oni w to wszystko wierzyli, bo tak byli indoktrynowani tą swoją propagandą.

Śmiech ten towarzyszył lwowiakom jedynie przez krótki czas. Szybko bowiem nastał czas bezwzględnego terroru.


Armia Czerwona wkraczająca do Polski Armia Czerwona wkraczająca do Polski we wrześniu 1939 r. 


"Boże ty mój, to bolszewicy"

W radiowych nagraniach przywołujących agresję sowiecką na Polskę są też opowieści tych, którzy nie mieszkali poza miastami, którzy znaleźli się wówczas wśród wojennych uciekinierów.

- Byliśmy mniej więcej 50 km od Wilna, w malutkim folwarku – opowiadała Jadwiga Jabłońska. – Koń był już zaprzęgnięty do wozu i mama prędko wyciągała przeróżne tobołki. Słyszałam, że bolszewicy są już tuż-tuż, że trzeba uciekać.

Jadwiga Jabłońska pojechała wówczas z matką do Wilna. Ale kilka dni później jej matka postanowiła zajechać na folwark, by "pozbierać jeszcze rzeczy".

- Wróciła następnego dnia rano i płakała. Wszyscy płakali. Dowiedziałam się, że jak przyjechała mama na folwark, zastała cały domek rozszabrowany. Była grupa żołnierzy. Widocznie, jak robili tam rewizję, znaleźli pozwolenie na broń, bo zażądali od mamy, żeby im tę broń oddała – mówiła Jadwiga Jabłońska. - Mama im na to, że broń oddała do czyszczenia. Zabrano ją wówczas pod ściankę. Ale uratował mamy życie jeden z Białorusinów, który tam pilnował sadu, a był przez mamę przygarnięty. On to podobno na kolana padał przed enkawudzistą, mówiąc, że "pani była bardzo dobra tu dla nas". I puścili moją mamę.

Inne wspomnienie zachował w swojej pamięci prof. Andrzej Tomaszewski, architekt.


Posłuchaj
14:00 Dwójka Głosy z przeszłości 5.09.2017 (1).mp3 Archiwalne wspomnienia prof. Andrzeja Tomaszewskiego związane z II wojną światową (PR)

 

- Niemcy się zbliżają, my uciekamy na wschód. Najpierw pociągiem, potem wozami jakimiś po drogach zatłoczonych tłumem ludzi, pieszo. Był upał nieprawdopodobny, niebo w dzień i w nocy bezchmurne. Było tak ciepło, że noc można było przespać pod gołym niebem – opowiadał prof. Andrzej Tomaszewski.

- Już byliśmy dość daleko na wschodzie. Pamiętam wspaniałe chałupy bielone, malwy kwitły, różnego rodzaju kwiaty. Ale nagle cały ten korowód uciekinierów, straszonych seriami z karabinów maszynowych niemieckich samolotów przelatujących wzdłuż drogi, dotarł do pewnego miejsca i się zatrzymał. Zrobił się jakiś ruch, jakiś niepokój, nie było wiadomo, co się dzieje. I w pewnym momencie zobaczyliśmy obce mundury, zielone szpiczaste czapki z czerwonymi gwiazdami – wspominał prof. Andrzej Tomaszewski. - Mama mi tylko powiedziała: "Boże ty mój, to bolszewicy". Ja wtedy nie wiedziałem jeszcze, co to słowo znaczy. Nie wiedziałem, kim są bolszewicy.


"Goniec Wieczorny", pierwsza strona wydania z 19 września 1939 roku. Fot. Polona "Goniec Wieczorny", pierwsza strona wydania z 19 września 1939 r. Fot. Polona

"Zjawiły się wojska radzieckie. Jak mamy postępować?"

Na koniec tego krótkiego przeglądu radiowych wspomnień związanych z 17 września 1939 roku warto przywołać jeszcze to opisujące reakcję lokalnych polskich władz.

– O przekroczeniu granicy polskiej przez wojska radzieckie dowiedziałem się w niedzielę od znajomego, który pracował w wileńskim starostwie powiatowym – opowiadał Mikołaj Łomacki, mieszkaniec Wilna. – Powiedzieli, że do starostwa dzwonili urzędnicy z urzędów państwowych znajdujący się bliżej granicy i pytali o instrukcję, jak mają postępować. Bo zjawiły się nagle wojska radzieckie, a ich oficerowie polityczni polecali urzędnikom pozostać w miejscu pracy i nadal urzędować. Zatem, co na to władze państwowe w Wilnie? – relacjonował wilnianin.

Jak mówił, władze nie były na taką ewentualność przygotowane, a udzielane pytającym odpowiedzi sprowadzały się do instrukcji "postępujcie tak, jak sami uważacie za stosowne".

***

Czytaj także:

***

- To była straszne dla nas, to był przeraźliwe. To był autentyczny nóż w plecy, szok niesłychany – podkreślała w radiowym nagraniu Hanna Skarżanka, aktorka pochodząca z Mińska, opowiadając o 17 września 1939 roku i o sowieckiej agresji na Polskę. – To było jak kleszcze zaciśnięte z dwóch stron.

jp

Źródło: Zofia Nałkowska, "Dzienniki czasu wojny", Warszawa 1972.

Czytaj także

17 września 1939. Polskie władze uciekają do Rumunii

Ostatnia aktualizacja: 17.09.2023 05:50
17 września 1939 roku Prezydent RP Ignacy Mościcki, Naczelny Wódz Edward Śmigły-Rydz i premier RP Felicjan Sławoj Składkowski wraz z rządem przekroczyli w późnych godzinach wieczornych granicę z Rumunią, gdzie zostali internowani.
rozwiń zwiń
Czytaj także

17 września 1939. Sowieci wbijają Polsce nóż w plecy

Ostatnia aktualizacja: 17.09.2022 06:00
- 17 września w środku nocy otrzymałem telefon z sekretariatu wicekomisarza z zawiadomieniem, że pragnie mi on przekazać ważne oświadczenie rządu sowieckiego i zapytuje, czy mógłbym przybyć do niego o 3.00 rano - wspominał Wacław Grzybowski, ambasador RP w Moskwie.
rozwiń zwiń
Czytaj także

"Celem Stalina było wytrzebienie polskości z Kresów". Deportacje Polaków po 17 września 1939 roku

Ostatnia aktualizacja: 17.09.2023 05:56
17 września 1939 roku był katastrofą państwa polskiego, a dla setek tysięcy mieszkańców wschodnich terenów Rzeczpospolitej stał się także prologiem osobistych tragedii. Masowe deportacje Polaków w głąb Rosji były częścią sowieckiego planu wymazania polskości z Kresów. Dlatego 17 września, w rocznicę inwazji ZSRR na II RP, obchodzimy także Światowy Dzień Sybiraka.
rozwiń zwiń