V wiek. Uciekinierzy przed plemionami barbarzyńskimi chronią się na błotnistych wyspach laguny północnego Adriatyku, zakładają miasto nazwane później Venezia.
XV wiek. Wenecja, z ok. 200 tys. mieszkańców, stanowi największą potęgę handlową i morską ówczesnej Europy.
1987 r. Wenecja wraz z laguną zostaje wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
2023 r. UNESCO rekomenduje wpisanie Wenecji na listę zagrożonego dziedzictwa.
Kwiecień 2024. Wenecja wprowadza bilet wstępu do miasta dla jednodniowych turystów.
Czerwiec 2024. Wchodzą w życie kolejne ograniczenia dla odwiedzających Wenecję: grupy zorganizowane mogą liczyć maks. 25 osób. Nie wolno korzystać z megafonów.
Luigi Brugnaro, burmistrz Wenecji, ocenił, że spadek liczby turystów "jest znaczny, choć nie imponujący". Aby "pogorszyć" turystyczne statystyki władze miejskie rozważają kolejne kroki.
Wenecja z góry przypomina według niektórych wielką, rozłożoną na wodach laguny wśród innych wysp, rybę. Fot. Shutterstock
"Zawsze myślimy o Wenecji"
Administracyjny proces zniechęcania turystów do odwiedzin Wenecji ma przeciwko sobie głęboko zakorzeniony w kulturze europejskiej mit tego miasta. Mit ukształtowany przez wieki, a wzmocniony współcześnie przez kulturę masową: romantyczne filmy i tonące w mroku kryminały.
"Zamierza się tu zamieszkać, przysięga się sobie, iż się powróci. Czuje tu się, że jest się bliskim zostania szczęśliwym; powtarza się, że życie jest piękne i dobre. Dosyć tylko otworzyć oczy, nie potrzeba się ruszać, gondola pomyka nieznacznie. (…) Zapomina tu się o wszystkim, o zawodzie swym, o zamiarach, o sobie samym. Patrzy się, smakuje. Jak gdyby nagle, stawszy się wyzwolonym z życia, bujało się ponad przedmiotami. W świetle, w błękicie".
To słowa Hipolita Taine’a, francuskiego filozofa doby pozytywizmu, jednego z ogromnej rzeszy tych, których Wenecja uwiodła. Można by do nich dodać setki świadectw.
Bo Wenecją zachwycali się Petrarka i Goethe, Heandel i Mozart, Wyspiański i Brodski. Węgierski pisarz Sándor Márai zanotował po podróży, że "każdy ma dwa miasta rodzinne – jednym z nich jest Wenecja". Włoski prozaik Italo Calvino powiedział, że za każdym razem, opisując jakieś miasto, myślimy o Wenecji. Dwa wieki wcześniej lord Byron przyznał: "Obraz tego miasta jest podobny do snu".
Nie powinno więc dziwić, że sen ten chciałby przeżyć każdy. Choćby przez kilka godzin, choćby w tłumie mu podobnych, z telefonem w ręku, czekając na moment, kiedy drugi plan się nieco rozrzedzi i selfie z Wenecją wyjdzie jak należy.
Widoki na Wenecję łatwo wpisują się w konwencję "jak ze snu". Fot. Shutterstock
Jedyna konkurencja? Miasto w powietrzu
Co składa się na sen o tym mieście?
– Fenomen Wenecji polega na szczególnych założeniach urbanistycznych, pięknej, niepowtarzalnej architekturze wkomponowanej w ukształtowanie geograficzne, w morze i wyspy ‒ podkreślała w radiowej audycji historyczka prof. Danuta Qurini-Popławska.
Zatem: miasto na wodzie. Miasto, które dosłownie wydarło morzu odrobinę lądu i nie tylko przez wieki się rozwijało, lecz także stało się polityczną potęgą.
57:39 wenecja_miasto_na_wodzie.mp3 Audycja "Wenecja ‒ miasto na wodzie" z cyklu "Klub ludzi ciekawych wszystkiego". Gośćmi Hanny Marii Gizy były prof. Danuta Qurini-Popławska i Agnieszka Masternak. (PR, 07.08.2010)
– Bardzo ciekawy jest sposób, w jakim powstawały weneckie domy. Polegało to na wbijaniu w utwardzone dno laguny jodłowych i dębowych pali, które sprowadzano z daleka – tłumaczyła w przywołanej audycji Agnieszka Masternak, inna znawczyni Wenecji. – Pale te ustawiano bardzo blisko siebie, co zapobiegało butwieniu drewna. Na nich dopiero kładziono pomosty z modrzewia i dopiero na tym fundamenty z kamienia.
W wodzie, w słynnych weneckich kanałach z Canal Grande na czele przeglądają się fasady tak postawionych domów, ale i wspaniałych pałaców oraz kościołów. Budowle te stanowią świadectwo niegdysiejszego bogactwa Republiki Wenecji, której podlegały przecież nie tylko Padwa czy Werona, ale i Dubrownik, a nawet Wyspy Jońskie, Kreta i Cypr.
– Jako dziecko zastanawiałem się, jak to miasto może właściwie unosić się na wodzie. Obcowanie z tamtejszą sztuką, architekturą i malarstwem otworzyło mi oczy na coś, co się nazywa pięknem – opowiadał w Polskim Radiu jedne z miłośników Wenecji, reżyser Lech Majewski.
A Josif Brodski w swoim weneckim "Znaku wodnym" dodawał: "Jedyną konkurencja dla tego miasta na wodzie byłoby miasto w powietrzu". Ten wielki poeta unaoczniał tym samym, jak wyjątkowe w skali światowej jest to miejsce.
120:02 Dwojka 2023_07_15-14-59-40.mp3 O Wenecji opowiadają: reżyser Lech Majewski, eseistka Ewa Bieńkowska, literaturoznawca Robert Papieski, architekt Maciej Czarnecki, filmoznawczyni Diana Dąbrowska oraz dziennikarz Sebastiano Giorgi. Audycja Jakuba Jamrozka i Rocha Sicińskiego z cyklu "Miejsca z dobrych stron" (PR, 15.07.2023)
Niebezpieczeństwo zachwytu
Na piękno Wenecji, o którym wspominał Lech Majewski, złożyła się wielopokoleniowa praca setek artystów wspomaganych przez bogatych mecenasów. Dzięki tej pracy karty weneckich przewodników przepełnione są dziś informacjami o miejscach (świątyniach, placach, mostach), które zobaczyć "trzeba koniecznie". A przed miłośnikami sztuki – a zwłaszcza tymi uważnymi, ambitnymi i zachłannymi – stoi nie lada wyzwanie. Mnogość architektonicznych stylów, od bizantyńskiego począwszy, mnogość artystów i ich dzieł z Wenecją związanych – to wszystko grozi nieustającym zachwytem.
Bernardo Bellotto zwany Canaletto, "Widok na Canal Grande i Santa Maria della Salute", 1743 r. Fot. Wikimedia/domena publiczna
Dodajmy do tego wyjątkową dla tego miejsca (dla wielu błogosławioną) nieobecność samochodów, podróżowanie drogami wodnymi, setki wąskich uliczek, w których labiryncie łatwo się zagubić. I, choć przez chwilę, łudzić się, że dotarliśmy do miejsc nieskalnych turystycznym spojrzeniem.
Większość włóczących się po tym mieście powtarza, że kręte jego ulice tak czy inaczej wyprowadzą udręczonego pięknem Wenecji do jej serca, miejsc podstawowych i kanonicznych: do Piazza San Marco, Piazzetta San Marco, pałacu Dożów, bazyliki św. Marka.
W trzecim, czwartym dniu pobytu w Wenecji, pisał Josif Brodski, "ciało zaczyna traktować samo siebie jako zaledwie środek transportu dla oka". Bo wenecka rzeczywistość – mury, kolory, światło i panująca wszędzie woda – nakazuje patrzenie. Opór jest daremny.
Plac św. Marka w Wenecji (Piazza San Marco). Fot. Shutterstock
Śmierć w Wenecji
Na mit Wenecji, który przyciąga do niej dziennie średnio 20 tysięcy odwiedzających, składają się nie tylko rzeczy wzniosłe. Niebezpiecznie blisko w weneckich opowieściach ("ach, te gondole", "ach, te romantyczne mosty", "ach, ci zakochani") również do kiczu, Ale – jak podkreślał już sto lat temu Sándor Márai – "wieki nie zdołały jej zaślinić swoim lepkim entuzjazmem".
Miasto to – opisane w setkach książek i wierszy, utrwalone na milionach fotografii – wciąż się broni przed uproszczeniami. Dzieje się to i dlatego, że paradoksalnie Wenecja kojarzy się tak z miłością, jak i ze śmiercią. Owszem, to pierwsze w narracjach o tym mieście przeważa, ale cień śmierci – i jej wielu imion: przemijania, rozkładu, kresu – jest w Wenecji obecny.
Skąd pada ten cień? Może to efekt takiej a nie innej historii tego miejsca, niegdyś potężnego, dziś tylko pielęgnującego świadectwa dawnej chwały. A może źródłem weneckiej melancholii jest wszechobecny wodny żywioł, który wciąż (mimo najnowocześniejszych technicznych rozwiązań) stanowi zagrożenie dla kruchej tkanki miasta. "Gaśnie rodzinne miasto i nawet Ca' d’Oro / nie świeci już a wszystkie miejsca któreśmy kochali / na nietrwałych lagunach zapadają w morze", pisał Zbigniew Herbert, przywołując nazwę jednego ze słynnych weneckich pałaców.
Stanisław Kamocki, "Pałac Ca' d'Oro w Wenecji", 1907 r. Fot. Muzeum Narodowe w Warszawie/domena publiczna
Jednym z tych, dla których Wenecja była fascynująca pomimo tego (a może: dlatego właśnie!), że łączyła się ze śmiercią i rozpadem, był również Jarosław Iwaszkiewicz. Jak opowiadał w Polskim Radiu literaturoznawca Robert Papieski, Iwaszkiewicz przywołał Wenecję między innymi w jednym z wierszy napisanych w 1939 albo 1940 roku.
– Wiersz ten zaczyna się od rozpaczliwego opisu mazowieckiej jesieni naznaczonej już wojną – mówił badacz. – A kończy się pocieszeniem poprzez odwołanie się do Wenecji. Że przecież równie strasznie i rozpaczliwie jest właśnie w Wenecji.
Exodus i umasowienie
Temat końca i rozpadu dotyczy również dalekiej od poetyzmów weneckiej rzeczywistości. W pierwszych trzech powojennych dekadach ludność tego miasta zmniejszyła się aż o 40 procent. Z turystycznej mekki wyjeżdżali przede wszystkim ludzie młodzi – w poszukiwaniu pracy i lepszych warunków do życia (np. jeszcze w latach 80. XX w. zaledwie 50 procent weneckich mieszkań posiadało łazienki). "Śmierć w Wenecji" stała się nie tylko nośną metaforą literacko-filmową, ale zaczęła dotyczyć spraw boleśnie konkretnych: domów zalewanych przez wysoką wodę ("aqua alta"), zabytków niszczonych przez cierpliwe żywioły, ubywania młodego pokolenia.
Na liście wyzwań, przed jakimi stanęło w ostatnich dekadach miasto na wodzie, znaleźli się również turyści.
– Od lat 90. XX w. turystyka w Wenecji stawała się coraz bardziej masowa – opowiadał w radiowej audycji Sebastiano Giorgi, redaktor naczelny "Gazzetta Italia". – I to doprowadziło do sytuacji nierównowagi, która oczywiście zrujnowała relacje między Wenecją a turystami. Bo wiemy, że prawie codziennie mamy więcej turystów niż mieszkańców.
Nietrudno sobie wyobrazić, jak ta dysproporcja wpływa zgubnie na miasto. Sklepy i restauracje skupiają się wyłącznie na odwiedzających, transport publiczny jest przeciążony tysiącami chętnych, którzy czasem przemierzyli pół globu, by doświadczyć "weneckiej atmosfery".
Wenecja, ostrzegają jej miłośnicy, staje się tym samym jednym wielkim turystycznym lunaparkiem, skansenem, w którym nie ma "prawdziwego życia".
***
Czytaj także:
***
W samej istocie Wenecji leży źródło jej popularności. Przecież jest tak oryginalna i piękna, że aż nierzeczywista. Nie bez przyczyny w wielu spisanych wspomnieniach o tym mieście pojawia się motyw teatralnych dekoracji, poczucia, że to wszystko jest ustawione, by wywołać zachwyt, oniemienie. Nieprzypadkowo to z Wenecją związany jest słynny karnawał, znany z masek i wielobarwnych kostiumów, wprowadzający atmosferę zabawy i zbytku, kuszącej dziwności, tajemnicy podszytej czymś dwuznacznym. Weneckie widoki. Fot. Shutterstock
Wielkie wyzwanie stoi zatem przed weneckimi władzami, które chcą ograniczyć powodzie turystów zalewające to miasto. Nawet tzw. syndrom Stendhala – swoista jednostka chorobowa objawiająca się zaburzeniami (szokiem) z powodu kontaktu z dziełami sztuki, z zabytkową przestrzenią – wiązany jest bardziej z Paryżem czy z Florencją, a nie z miastem rozłożonym na wyspach adriatyckiej laguny.
Co gorsza, o Wenecji marzą nawet ci, którzy mieli to szczęście doświadczyć na jawie weneckiego snu. "Wenecja oznacza dla wszystkich straconą na zawsze podróż poślubną", pisał Sándor Márai. Także dla tych, podkreślał węgierski twórca, którzy taką wyprawę już odbyli.
Skąd ten paradoks? Bo marzenie, zdaje się mówić Sándor Márai, jest silniejsze niż realność. Bo podróż poślubna w Wenecji - "z gołębiami, z gondolierami, z prawdziwą ukochaną" – może być dla wielu symbolem życiowych tęsknot, niemożliwym do spełnienia snem o wielkiej miłości wśród najpiękniejszych dekoracji.
A Wenecja, to jej błogosławieństwo i zarazem przekleństwo, wydaje się być najlepszym miejscem do tego typu snów.
jp
Źródła: Josif Brodski, "Znak wodny", przeł. Stanisław Barańczak, Kraków 2010; Sándor Márai, "W podróży", tł. Teresa Worowska, Warszawa 2011; Danuta Stefańska, "Wenecja i okolice", Warszawa 1980.