Setna rocznica urodzin Jerzego Ficowskiego, która przypada 4 września 2024 roku, jest dobrą okazją, by posłuchać kilku unikatowych nagrań z udziałem tego wszechstronnego artysty. Wszechstronnego, bo Jerzy Ficowski był poetą (w tym autorem takich piosenek jak "Jadą wozy kolorowe"!), znawcą folkloru żydowskiego i cygańskiego, wielojęzycznym tłumaczem, ale i tym, który przyczynił się do ocalenia pamięci o Brunonie Schulzu czy Witoldzie Wojtkiewiczu.
Rocznica urodzin sprzyja jednak skupieniu się na sprawach osobistych, biograficznych, jak się okaże: bardzo dramatycznych. A opowieść tę, oddając głos Jerzemu Ficowskiemu, zacząć można od tego, co opowiadał o swojej matce - Halina z domu Średnicka.
13:47 jerzy ficowski___166_96_ii_tr_0-0_09b3cf3a[00].mp3 Jerzy Ficowski o swojej matce, o wyjściu z więzienia na Pawiaku w 1943, o udziale w powstaniu warszawskim. Audycja Elżbiety Marcinkowskiej z cyklu "Zapiski ze współczesności" (PR, 15.01.1996)
Mama "słabowita", mama odważna
– Zmarła, kiedy miałem już 47 lat, więc długo jeszcze mogłem się cieszyć jej obecnością: osoby tak bez reszty oddanej rodzinie, dzieciom, ojcu bezradnemu życiowo kompletnie, który także bez niej by dawno zginął – mówił przed laty w Polskim Radiu Jerzy Ficowski.
To oddanie rodzinie manifestowało się w jakimś trudnym do wyobrażenia wysiłku, by dotrzeć z pomocą wbrew wszystkiemu. – Moja matka wielokrotnie do swoich rodziców chodziła, przez granicę między Generalną Gubernią a "Auslandem" (zagranicą – przyp. red.). I starała się też coś nam stamtąd przywieźć. A to trochę sera, a to kawałek masła.
Matka poety, "słabowita i schorowana", nieraz wpadała w czasie tych swoich odważnych eskapad w ręce niemieckiego okupanta. – I była schwytana i już prowadzona w stronę Treblinki. Albo zaprzęgana do szorowania schodów na miejscowym Gestapo. Jakim cudem za każdym razem udało jej się wyjść cało i żywo? Nie wiem. To znaczy wiem, ale jest to po prostu cudowny zbieg okoliczności – podkreślał Jerzy Ficowski.
Te "cudowne zbiegi okoliczności", o którym wspominał poeta, miały się wydarzyć i w jego przypadku. I, ponownie, chodziło o jego matkę.
Chcieliśmy zobaczyć "wiosnę jesienią"
Jerzy Ficowski działał w konspiracji już od 1941 roku, miał wówczas zaledwie 17 lat. W październiku 1943 roku został aresztowany w łapance.
Tego pięknego słonecznego dnia, jak opowiadał, chcieli z kolegą po prostu przejść się obok Parku Ujazdowskiego, by zobaczyć, jak wygląda "wiosna jesienią". Wpadli w ręce Niemców, urządzających wówczas w Warszawie jedną z wielkich łapanek. Wywieziono ich na Pawiak.
- Pamiętam jeszcze, jak jechaliśmy koło braci Jabłkowskich na Brackiej, koło domu towarowego. Tam zatrzymała się ciężarówka, w której my wszyscy musieliśmy klęczeć, a żandarmi i esesmani siedzieli na rogach i przy szoferce. Zatrzymaliśmy się, bo stał jakiś człowiek, do którego Niemcy wołali "Hände hoch"! "Ręce do góry"! Ten człowiek nie rozumiał? Trzymał ręce w kieszeniach jesionki. I tak został koło nas zastrzelony – wspominał Jerzy Ficowski.
"Ja w sprawie mojego syna"
Jak opowiadał przed mikrofonem Polskiego Radia poeta, miał on w czasie okupacji "bardzo dobre dokumenty", które załatwiła mu jego matka. Według tych fikcyjnych papierów nastoletni Jerzy Ficowski był pracownikiem warsztatu samochodowego przejętego przez Niemców do napraw samochodów Wehrmachtu. – Ta legitymacja była jedną z najlepszych, jaką można było mieć. Tylko że przy łapance ona nie miała żadnego znaczenia – przypominał.
Sytuacja wydawała się beznadziejna, Jerzemu Ficowskiemu groziło rozstrzelanie w publicznej egzekucji. Ale jego matka, dowiedziawszy się o aresztowaniu syna, postanowiła go ratować. "Urodzić powtórnie".
- Postanowiła pójść do szefa wszystkich motoryzacyjnych spraw Wehrmachtu. Jak tam dotarła? Nie wiadomo. Gdzie były straże? Gdzie były rolki drutu kolczastego przed wejściem? Weszła do sekretariatu i powiedziała w sekretariacie urzędnikowi, że chce się widzieć z panem Grimmem. On powiedział: "W jakiej pani sprawie?". "W sprawie mojego syna, który jest na Pawiaku".
Według opowieści Jerzego Ficowskiego ten niemiecki urzędnik okłamał jego matkę, mówiąc, że jej syn został rozstrzelany.
"Mama urodziła mnie po raz drugi"
Historia ta potoczyła się dalej niczym w jakimś trudnym do przewidzenia filmie.
Matka Jerzego Ficowskiego zemdlała na wieść o śmierci syna. Po odzyskaniu przytomności zobaczyła oficera, jak się okazało z Austrii, który postanowił jej pomóc.
- On osobiście po mnie czterokrotnie jeździł na Pawiak, jeździł na Gestapo przy alei Szucha. On zawiadomił moją mamę, że tego i tego dnia będę wypuszczony w grupie kilkudziesięciu więźniów – wspominał Jerzy Ficowski.
Poeta wyrwał się z rąk niemieckich oprawców. Zdołał razem z matką ujść przed kolejną falą aresztowań ("Za 15 minut była następna łapanka. W ostatniej chwili zdążyliśmy uciec, schować się na klatce schodowej jakiegoś domu"). – I tak mama urodziła mnie wtedy po raz drugi – opowiadał z przejęciem.
Nadejście poety
Jerzy Ficowski brał udział w powstaniu warszawskim ("w 44 roku, kiedy moja mama ze łzami w oczach żegnała mnie, gdy szedłem do powstania, powiedziałem: Nie płacz, za trzy dni wrócę"). Po upadku zrywu dostał się do niemieckiej niewoli, po wojnie wrócił do Warszawy.
Jako poeta debiutował w 1948 roku tomikiem "Ołowiani żołnierze". I już nawet sam ten tytuł wskazywał, że to, co autor tych wierszy przeżył, co widział podczas II wojny, zostało z nim na zawsze. Znalazło to również odzwierciedlenie w jego twórczości – przede wszystkim w tych tekstach, które poruszały temat zagłady narodu żydowskiego.
Dług wobec zmarłych
– To było zlikwidowanie wielkiej grupy ludzi. Współrodaków, obywateli tego samego kraju, którego ja jestem obywatelem. To była ta kula, której nie mogłem zatrzymać. Życie, którego nie mogłem ocalić – mówił Jerzy Ficowski o czasach II wojny i o Holocauście. A w słowach tych tkwił, jak przyznawał poeta, swoisty "wyrzut sumienia".
– Ja widziałem to wszystko z tak zwanej aryjskiej strony jako nieskazany przez hitlerowców na zagładę, aczkolwiek należący do narodu, który był również poddany straszliwym doświadczeniom – wspominał.
Ten "wyrzut sumienia, że było się świadkiem apokalipsy, której zapobiec nie można było", prowadził Jerzego Ficowskiego do szczególnej twórczej powinności.
– Wydało mi się, że moim obowiązkiem, mojego pióra, mojego nie tylko zawodu, ale i w ogóle egzystencji, faktu, że żyję i że pamiętam, jest utrwalanie pamięci. To jest jakby dług – podkreślał.
"Mówić jak najciszej"
Ta potrzeba utrwalania pamięci sprawiła, że Jerzy Ficowski został m.in. autorem przejmującego cyklu "Odczytanie popiołów".
– To są wiersze poświęcone tym wszystkim, którzy zostali w epoce ludobójstwa zamordowani. To są wiersze, które postanowiłem napisać, zdając sobie sprawę, że są one właściwie nie do napisania. W tych wierszach starałem się mówić jak najciszej, przez zaciśnięte zęby, bez patosu, bez darcia szat, bez załamywania rąk. I tylko tak można o tych najcięższych, najstraszliwszych sprawach mówić – opowiadał Jerzy Ficowski.
A w jednym z tych wierszy pisał: "nie zdołałem ocalić / ani jednego życia // nie umiałem zatrzymać / ani jednej kuli // więc krążę po cmentarzach / których nie ma / szukam słów / których nie ma".
***
Jerzy Ficowski. Fot. NAC
Czytaj także:
***
Ocalenie w pamięci, ocalenie dzięki zapisanemu słowu – ta powinność i to przeświadczenie towarzyszyły Jerzemu Ficowskiemu zawsze. Również i wtedy, kiedy rozstawał się ze swoją matką.
W 1971 roku, w roku śmierci swojej matki, poeta napisał wiersz jej poświęcony. Tytuł tego tekstu, "Jutro znowu przyjdę", nawiązywał do słów, jakimi Jerzy Ficowski żegnał zazwyczaj swoją mamę, która była wówczas już w szpitalu.
Tak powstało piękne poetyckie pożegnanie. Tren syna po śmierci matki.
"nie miałaś czasu
ani na lekarstwo
czas był już obok
ledwo nim zdążyłaś
opatrzyć nas (…)
nie możesz wiedzieć
że komuś zabrakłaś" (...).
Jacek Puciato
Źródła: Jerzy Ficowski, "Wszystko to czego nie wiem", wybór i posłowie Piotr Sommer, Pogranicze, Sejny 1999.