Haftowaną kopię obrazu Jana Matejki "Bitwa pod Grunwaldem", wykonaną z okazji jubileuszu 600-lecia zwycięstwa polskiego rycerstwa nad Krzyżakami, można oglądać od soboty w jednej z galerii handlowych w Białymstoku.
Jak oryginał
Haft ma ten sam rozmiar, co obraz w oryginale. To ponad 4 metry wysokości i prawie 10 metrów szerokości. Obraz składa się z 40 zszytych ze sobą elementów, które wyhaftowało 35 hafciarzy. Do tego celu wykorzystali 220 kolorów nici, około 150 kilometrów muliny czyli nici używanej m.in. do haftowania.
Prezentacja wyhaftowanego obrazu miała swoją premierę we wrześniu 2010 roku w Dobryszycach (woj. łódzkie), następnie prezentowany był on m.in. w Radomsku i Łodzi. Po Białymstoku, gdzie można go oglądać do połowy lutego, będzie pokazywany m.in. w Muzeum Narodowym w Krakowie.
Pomysłodawcami haftowanej "Bitwy pod Grunwaldem" są matka i syn: Janina i Adam Panek z Działoszyna w Łódzkiem. Jak mówią, pomysł narodził się bardzo spontanicznie, któregoś dnia pan Adam miał powiedzieć haftującej mamie - "Tyle haftujesz, że do tej pory wyhaftowałabyś +Bitwę pod Grunwaldem+". W wykonaniu obrazu, który powstawał od połowy 2008 roku, uczestniczyli hafciarze - 34 kobiety i jeden mężczyzna - m.in. z Działoszyna, Dobryszyc i Częstochowy.
Jak mówi Grzegorz Żochowski, który dzięki specjalnemu programowi komputerowemu przeniósł skan obrazu na wzór haftu krzyżykowego, wykonanie całego haftu trwało ponad dwa lata, a wyhaftowanie jednej części zajęło około sześciu miesięcy. Najpierw skan obrazu przeniesiony został do programu, który zamienił kopię na wzór krzyżykowy i podzielony na kilkadziesiąt części. Następnie każdy z hafciarzy, często z pomocą innych członków rodziny, haftował jeden albo więcej elementów. Żochowski powiedział, że mimo tego, iż tyle osób haftowało obraz, nie ma większych różnic pomiędzy poszczególnymi częściami. Choć, jak dodał, jedna z hafciarek delikatnie ściskała nić i z bardzo bliska widać, że ten fragment różni się od pozostałych.
Robi wrażenie
Dodał, że nieprzewidzianych historii podczas trwania projektu było więcej. Np. inna hafciarka pominęła przy wyszywaniu jeden rządek krzyżyków. W pewnym momencie na rynku zabrakło często wykorzystywanej przez hafciarki czarnej nici. W tym samym czasie producent, który je dostarczał, przeniósł swoją fabrykę, a nowe nici farbowały i "panie chodziły z czarnymi palcami". Jednak, zdaniem Żochowskiego, są to małe usterki, których "nie widać gołym okiem", a efekt robi "ogromne" wrażenie. Uważa on, że to także zasługa kolorów "haftowanej bitwy", które są bardziej intensywne, niż malowanego oryginału. Powiedział, że w oryginale barwy są matowe, dlatego poddał je obróbce i ożywił, a w doborze odpowiednich nici pomógł mu program komputerowy.