75 lat temu,1 lutego 1944 roku w Alejach Ujazdowskich w w Warszawie, w pobliżu ulicy Pięknej, zginął z rąk żołnierzy Batalionu Parasol dowódca SS i policji dystryktu warszawskiego, Franz Kutschera.
Jerzy Swalski dotarł do świadków tego wydarzenia. W reportażu, nadanym w Polskim Radiu w styczniu 1995 roku opowiedział historię jednej z najbardziej brawurowych akcji w okupowanej stolicy.
Terror w Warszawie
Franz Kutschera objął swe stanowisko 25 września 1943 roku. Od razu zastosował wobec ludności cywilnej terror na niespotykaną wcześniej skalę. Na początku października 1943 stojący na czele Generalnego Gubernatorstwa, Hans Frank wydał zarządzenie o karach, jakie spotkają Polaków za zabicie każdego Niemca. Kutschera zaczął pilnie wypełniać zalecenia przełożonego. Niemal każdego dnia dochodziło do łapanek, zaczęły się egzekucje na ulicy.
Wyrok na Kutscherę
Kierownictwo Walki Podziemnej początkowo nie mogło ustalić z imienia i nazwiska, kto stoi na czele SS i policji okręgu warszawskiego. Kutschera, z obawy przed polskim wywiadem, publicznie nie ujawniał swych danych. Obwieszczenia podpisywał jako "Dowódca SS i policji na Dystrykt Warszawski". Armia Krajowa wpadła na jego trop przypadkiem. Pewnego dnia szef komórki wywiadu oddziału "Agat", Aleksander Kunicki, ps. Rayski, zauważył, że oficer przywieziony limuzyną do siedziby SS, mieszczącej się w pałacyku przy Alejach Ujazdowskich 23, nosi dystynkcje generalskie. Od tego dnia rozpoczęła się obserwacja Niemca. Ustalono, że mieszka przy Alei Róż i nosi nazwisko Kutschera. Wydano rozkaz wykonania wyroku.
- Ja prowadziłem samochód, który zatrzymał wóz Kutschery - wspominał w audycji Michał Issajewicz. - Lot dał sygnał, powtórzyła go jeszcze jedna z łączniczek, ps. Hanka. Ruszyłem, w w tym samym momencie podbiegł do samochodu Kutschery Lot.
Akcja Kutschera - Polskie Radio/Bartłomiej Makowski (red.)/Łukasz Haponiuk (graf.)
Niezwykłe świadectwo
Uczestnik zamachu przypomniał w audycji o niezwykłym spotkaniu, do jakiego doszło już po wojnie, kiedy to zaniósł do naprawy swój odkurzacz. Usłyszał wtedy: "Ja pana widziałem podczas tej akcji. Miałem wówczas 17 lat. Mój ojciec był palaczem w kotłowni, w dowództwie SS, a ja jako młody chłopak mu pomagałem. I doskonale widziałem Kutscherę po jego zabiciu. Musiałem uprać jego mundur, obmywałem go też przed włożeniem do trumny". Issajewicz zapytał rzemieślnika o rany, jakie dostrzegł na ciele Kutschery. "Jak ja go widziałem, to miał tylko jedną dziurę w oku" - usłyszał w odpowiedzi.
Pomoc lekarzy
Jerzy Swalski przedstawił w audycji również wspomnienia profesora Stefana Grudzińskiego, ps. Bogdan, który brał udział w odbijaniu dwóch kolegów, rannych podczas zamachu na Kutscherę. Zostali przez Niemców zawiezieni do szpitala Przemienienia Pańskiego na Pradze. - Ranni byli pod strażą granatowej policji, którą łatwo było nastraszyć - opowiadał. - Udało się nam ich stamtąd wydostać
Grudziński stwierdził też: - Nie miałem dużego pojęcia, co się szykuje. Obowiązywała bardzo ścisła konspiracja. Akcja była rozpracowywana przez "Rayskiego" i jego zespół. Wykonanie akcji powierzono 1. plutonowi pod dowództwem Lota, czyli Bronka Pietraszewicza. Zespół liczył 9 ludzi, byli wykonawcy i byli kierowcy - wspominał.
- Przy planowaniu każdej z akcji jest faza, którą można przewidzieć, można zaplanować. A w momencie, kiedy się już wyrok wykona, to wszystko jest w rękach Boga, dlatego że nie sposób przewidzieć okoliczności, które potem nastąpią - wyjaśnił Grudziński.
Śmierć bohaterów
W wyniku akcji Franz Kutschera poniósł śmierć. Wraz z nim zginęło 4 Niemców, a 9 zostało rannych. Niestety nie obyło się bez ofiar po stronie polskiej. Bronisław Pietraszewicz-Lot zmarł w wyniku ran postrzałowych jamy brzusznej. Podobny los spotkał Mariana Sengera-Cichego. - Od kogo wzięliśmy krew? – pytał retorycznie profesor Stefan Wesołowski, który opiekował się Lotem w szpitalu wolskim. - Krew dał Wacław Dunin-Karwicki, student tajnej medycyny. Dla niepoznaki, aby go lepiej ukryć umieściliśmy go na oddziale gruźliczym.
Zbigniew Gęsicki i Kazimierz Sott, którzy wracali na miejsce zbiórki po przewiezieniu rannych kolegów do szpitala, zostali zaatakowani przez Niemców. - Dowiedziałam się, że na moście Kierbedzia zostali osaczeni - wspominała siostra Krystyna Gęsicka- Pełka. - I tam zdecydowali się skoczyć do Wisły. Strzelano do nich i zginęli.
- Matka Zbyszka była zrozpaczona, ale umiała nawet mnie pocieszać - opowiadała Bożena Żybułtowska-Gołaszewska, narzeczona Gęsickiego. - W jej pięknych oczach, tak podobnych do Zbyszka, było widać łzy, które nie spływały po policzkach. Wydawało się, że one spływają prosto do serca.
Odwet i pamięć
W odwecie Niemcy nałożyli na Warszawę 100 milionów złotych kontrybucji. W dzień po zamachu, 2 lutego 1944 roku w Alejach Ujazdowskich 21, w pobliżu miejsca akcji, rozstrzelano 100 zakładników. Była to jedna z ostatnich publicznych egzekucji przed wybuchem Powstania Warszawskiego.
Do dziś w kościele św. Krzyża w Warszawie jest odprawiana msza św. w intencji poległych wówczas uczestników zamachu. - 1 lutego zbieramy się przy kamieniu w Al. Ujazdowskich, w miejscu gdzie odbyła się akcja - mówiła Halina Karwicka-Rakoczy, ps. Janina Lutowa. - Zapalamy znicze, kładziemy kwiaty i modlimy się. Jedziemy także na most, rzucamy biało-czerwoną wiązankę do Wisły, modlimy się i jedziemy na cmentarz, gdzie są pochowani: Bronek Pietraszewicz-Lot i Cichy-Marian Senger.
Posłuchaj wzruszającej opowieści o ludziach, którzy zapłacili życiem za unicestwienie "kata Warszawy".
bs