Historia

Kościół w Trzęsaczu. Prosta historia i aż dwie legendy

Ostatnia aktualizacja: 02.03.2021 05:35
2 marca 1874 roku – 147 lat temu – odbyło się ostanie nabożeństwo w jednym z najokazalszych pomorskich kościołów gotyckich, pod wezwaniem św. Mikołaja. Po tej ostatniej mszy zdecydowano się zamknąć świątynię z uwagi na ogromne niebezpieczeństwo katastrofy. Wtedy odległość od systematycznie osuwającego się klifu wynosiła zaledwie jeden metr.
Kościół w Trzęsaczu
Kościół w TrzęsaczuFoto: Wikipedia/domena publiczna

Trzęsacz nad Bałtykiem

Pomorze Zachodnie, gmina Rewal, część Pobrzeża Szczecińskiego na Morzem Bałtyckim – to tutaj znajduje się wieś Trzęsacz (nazwa polska). Jeszcze do 1945 roku nazywała się ona Hoff. Jej pierwsze nazwy, aż do końca XVIII wieku to Tom Have lub Thom Have. Polska nazwa wsi wiąże się z odczuciem trzęsienia ziemi w wyniku erozyjnych ruchów morza..., co w nauce nazywa się abrazją, w wierzeniach ludowych określone zostało mianem "trzęsacza" i jak podaje legenda: "Drżąca od fal ziemia dała nazwę wiosce - Trzęsacz".

Tu właśnie 2 marca 1874 roku – 146 lat temu – odbyło się ostanie nabożeństwo w jednym z najokazalszych pomorskich kościołów gotyckich, pod wezwaniem św. Mikołaja. Co dla ówczesnych mieszkańców Pomorza Bałtyckiego było okazałe i wielkie, dla nas jest już niestety tylko pozostałością dawnej wspaniałości w postaci ruin, a dokładniej części ściany południowej kościoła. Po tej ostatniej mszy zdecydowano się zamknąć świątynię z uwagi na ogromne niebezpieczeństwo katastrofy. Wtedy odległość od systematycznie osuwającego się klifu wynosiła zaledwie 1 metr.

Do całkowitego zamknięcia doszło 2 sierpnia 1874 roku. Do tego czasu starano się zabezpieczyć całe wyposażenie kościoła, które przewieziono do katedry w Kamieniu Pomorskim – obecnie zachowały się głównie zabytkowe stalle. Zabytkowy ołtarz gotycki, część tryptyku w postaci szafy środkowej, znalazł swoje miejsce w Rewalu, a barokowa część ołtarza pozostała w Trzęsaczu, w nowo wybudowanym neogotyckim kościele Miłosierdzia Bożego. Pozostałe elementy wyposażenia zostały przeniesione do muzeów w Szczecinie i Berlinie. Niektóre z nich zaginęły po II wojnie – jeden z dzwonów (drugi przetopiono już wcześniej na armaty).

Kościół w Trzęsaczu, 1930. Źr. Wikipedia/domena publiczna

Wioska Trzęsacz założona została jeszcze w średniowieczu, w XII wieku, jako wioska rybacka z drewnianym kościółkiem w jej centralnym miejscu. Pierwsza pisemna wzmianka o niej datowana jest na rok 1331. Dowiadujemy się z niej o istniejącej już osadzie, w której niszczony burzami drewniany kościół zastąpiono w 1270 roku murowanym. Ten też w końcu XIV wieku zamieniony został na okazałą gotycką budowlę, stojącą prawie 2 kilometry od brzegu morza. Co wydawało się być trwałe i bezpieczne z biegiem lat okazało się być piękną zabytkową ruiną.

Kościół zniszczony przez morze

Kościół św. Mikołaja był prawdziwie okazały. Zbudowano go na planie prostokąta i jak na niewielkie osiedle ludzkie był naprawdę duży. W pierwszym okresie służył katolikom, by po reformacji i sejmie trzebiatowskim w 1534 roku stać się świątynią ewangelicką. Wyposażenie kościoła, latami odnawiane i uzupełniane, dodawało mu rangi i piękna – były to renesansowe i barokowe ławy, pięknie zdobione stalle, ambona, chrzcielnica i ołtarz. W tym kościele "czuło się wielkość i powagę Boga - jak napisał jeden z pomorskich kronikarzy".

Niestety, nam pozostaje jedynie monumentalny kawałek ruin i piękna historia – która wydaje się być niesamowitą opowieścią zmagań człowieka z siłami natury. Oczywiście już w wiekach wcześniejszych zauważono, że morze zbliża się ze swoją niszczycielska siłą do miejsca, gdzie na kamiennych fundamentach stanął kościół. Podejmowano próby opóźnienia erozji, ale wysiłki te nie przynosiły spodziewanego efektu..., w końcu najbardziej spodziewanym efektem było zawalenie się kościoła w znaczącej swojej części.

Walkę tę obrazują dwa kalendaria. Pierwsze mówi o zmniejszającej się odległości morza od kościoła, a drugie obrazuje historię ruin, mówiąc o tym, co i kiedy uległo zniszczeniu. Od XV wieku, kiedy linia brzegowa była w odległości prawie 2 kilometrów, latami mierzona, zbliżała się w szybkim tempie i w 1750 wynosiła już tylko 58 metrów, by sto lat później kościół od klifu dzieliło zaledwie niecałe 5 metrów.

Początek zniszczenia datuje się na 1891 rok, kiedy to odsłonięte zostały pierwsze kamienne fundamenty, w 1900 morze zabiera fragment przypory, a w nocy 9 marca 1901 powala ścianę północną kościoła. W 1930 roku stała już tylko ściana południowa, z południowo-zachodnim narożnikiem i przyporą oraz resztki prezbiterium. 1 lutego 1994 roku zagładzie ulega także część ściany południowej.

Zachowane ruiny, które możemy oglądać obecnie, są tylko niewielką pozostałością pięknego kościoła. Dopiero technika XXI wieku pozwoliła na odpowiednie zabezpieczenie tej części klifu przed erozją... nie wiadomo jednak na jak długo.

Legendy i baśniowe wyjaśnienia

Choć wedle podań – powstały dwie legendy – morze nie spocznie zanim nie odbierze Ziemi całego terenu dawnego kościoła. Z punktu widzenia geologów i geografów historia jest prosta i można ją całkowicie wyjaśnić właściwymi zjawiskami i mechanizmami przyrodniczymi. W podaniach ludowych, powstających latami, historię tę, te mechanizmy tłumaczono zgoła inaczej, bardziej baśniowo i bardziej zrozumiale dla prostych ludzi, dla rybaków i ich rodzin.

Wedle jednego podania, tego "nowszego", mowa jest o: "rybaku, który nazywał się Kaźko. Był on bezgranicznie zakochany w jednej z kobiet mieszkających w wiosce - Ewce. Szczycący się niezwykłą odwagą chłopiec wyjechał na wojnę, gdzie został zabity podczas walki z Brandenburczykami. Ewka niedługo później umarła z żalu za ukochanym. Została pochowana tuż przy kościółku. Zakochani mają się połączyć, gdy budowla całkowicie runie do morza".

Druga legenda, ta starsza, zdaje się być piękniejsza baśniowo i o wiele bardziej odpowiada strukturze mitu, w którym wszystko ma swój logiczny ciąg i jest osadzone w realnym świecie – to czyni z niego tak niesamowitą i fascynującą opowieść. Według niej rybacy z niewielkiej wioski "Upraszając sobie łaskę u władcy wód - Pluskona - wracali z połowów z pełnymi sieciami dorodnych ryb, które zapewniały byt całym rodzinom. Ryby nie były oczywiście jedynymi stworzeniami zamieszkującymi Bałtyk. W błękitnej toni żyły piękne syreny, które zamiast nóg miały rybi ogon pokryty srebrzystymi łuskami. Ludzie nazywali je Zielenicami".

W dalszej części dowiadujemy się, że: "Mieszkańcy wioski traktowali syreny ze szczególnym szacunkiem i podziwem. Nie raz zdarzało się, że Zielenica zaplątała się w sieci rybackie. Wtedy rybacy ostrożnie uwalniali syrenę i pozwalali jej odpłynąć".

Kiedy jednak na Pomorze dotarła chrystianizacja, a wraz z nią powstawały kościoły i przybywali księża całe otoczenie zmieniło swoje pogańskie oblicze na przynależne Bogu... także syreny według miejscowego księdza musiały zostać nawrócone i ochrzczone. Polecił zatem rybakom, by następnym razem nie uwalniali takowej załapanej w sieci, lecz przynieśli ją do kościoła.

Jak powiedział tak się stało: "Zdarzyło się więc pewnego razu, iż piękna panna z srebrzystym ogonem wpadła w sieci rybackie. Rybacy (...) wyłowili Zielenicę na łódź (...), a następnie zanieśli do kościoła. Nie pomogły płacz i błagania pięknej syreny by wrzucili ją z powrotem do morza. W kościele ksiądz (...) ochrzcił syrenę. Zielenica jednak jako stworzenie morskie nie potrafiła żyć na lądzie i z godziny na godzinę opadała z sił. (...) Z tęsknoty za morzem Zielenica zmarła".

Dalsze losy wydają się być dość oczywiste: "Gdy mieszkańcy chcieli wrzucić jej ciało z powrotem do morza, gdyż uważali iż nie należy ono do nich, ksiądz zdecydowanie zaoponował i postanowił pochować ją na przykościelnym cmentarzu jak każdego innego chrześcijanina. Tak też się stało. Gdy o całym zdarzeniu dowiedział się władca mórz - Pluskon - rozkazał Bałtykowi i jego falom tak długo bić o brzeg i zabierać go po trochu aż do momentu odzyskania ciała Zielenicy. I tak przez lata Bałtyk zabierał ląd kawałek po kawałku, przesuwając brzeg coraz bliżej kościoła aż pochłonął i sam kościół".

Piękna historia i piękna legenda. Tak oto w rozumieniu ludowym objawiają się prawdy naukowe... bo kto z tych rybaków zrozumiałby zasady falowania mórz czy erozji, a baśń zrozumiał każdy i każdy wiedział, że zdarzenia te są nieubłagane. Co dla nas nieubłaganie toczyło się latami, dla środowiska było chwilą jedynie..., wystarczy spojrzeć, ile tysięcy lat istnieje Bałtyk i jak mało czasu zajęło mu zabranie 2 kilometrów lądu.

PP

Czytaj także

Elbląg. Najstarsze okulary, dawna winda i port Wikingów

Ostatnia aktualizacja: 05.08.2021 05:00
– Wszyscy odwiedzający Muzeum Archeologiczno-Historyczne w Elblągu są pod wrażeniem liczby artefaktów pozyskanych podczas wykopalisk – mówił w Polskim Radiu Lech Trawicki, dyrektor elbląskiego muzeum.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Czy można przesunąć kościół o 21 metrów? Historia prawdziwa

Ostatnia aktualizacja: 01.12.2021 05:35
1 grudnia 1962 roku przesunięto o 21 metrów kościół pod wezwaniem Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. Obecnie okazała budowla znajduje się przy al. Solidarności 80, wtedy była to al. gen. Karola Świerczewskiego i wchodziła w skład budowanej z rozmachem Trasy W-Z.
rozwiń zwiń
Czytaj także

"Jak najbardziej zbliżyć się do oryginału". Renowacja ołtarza Wita Stwosza w Bazylice Mariackiej zakończona

Ostatnia aktualizacja: 05.02.2021 16:03
Po ponad pięciu latach zakończyła się konserwacja jednego z najważniejszych gotyckich zabytków w Polsce - ołtarza Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny dłuta Wita Stwosza w Bazylice Mariackiej w Krakowie. - Ołtarz wypiękniał - podkreśla proboszcz parafii ks. infułat Dariusz Raś.
rozwiń zwiń
Czytaj także

"Świdermajery", czyli zabytki i perły podwarszawskiej architektury

Ostatnia aktualizacja: 14.02.2021 12:18
Michał Elwiro Andriolli - obieżyświat i architekt epoki romantyzmu - stworzył na linii otwockiej niepowtarzalny styl budowania letniskowych willi, które po latach Konstanty Ildefons Gałczyński nazwał "świdermajerami". Czy pod Warszawą nadal można spotkać perełki tej niezwykłej architektury?
rozwiń zwiń