O dyplomatycznej grze, której stawką była korona Polski, rozmawiamy z prof. Tomaszem Jurkiem.
W latach poprzedzających koronację Łokietka sytuacja międzynarodowa nie wyglądała zbyt różowo z perspektywy dworu krakowskiego. Z jakimi problemami musiał się borykać Łokietek?
Sytuacja była bardzo skomplikowana. W 1295 na króla Polski koronował się Przemysł II, książę Wielkopolski. Potem nastąpiły rządy czeskiego króla Wacława II, który był też królem Polski. Nie zdobył on jednak ostatecznie dużego poparcia wśród Polaków. Po śmierci jego, a następnie jego syna, rządy czeskie w Polsce się załamały. Nie zamienia to faktu, że kolejni królowie czescy rościli sobie prawa do polskiego tronu. Łokietkowi udało się po wielu trudach, włączając w to wygnanie, zebrać pod swoim władaniem większość polskich ziem, ale znajdował się w trudnej sytuacji, otoczony przez wiele wrogich sobie sił.
Prof. Wojciech Fałkowski: Łokietek odbudował Polskę terytorialnie, ideowo i politycznie
Na południu Czesi, na północy Krzyżacy. Książę był między młotem a kowadłem.
O Krzyżakach mamy często przesadne wyobrażenie, że to zapiekli wrogowie Polski. Nie było aż tak. Prawdą jest z kolei, że odwiecznym prawem polityki tam, gdzie sąsiedzi się kłócą, można uszczknąć coś dla siebie. Tym razem chodziło o Gdańsk – jedną z największych pereł Bałtyku, port przynoszący ogromne zyski. Zamieszanie w Polsce doprowadziło do tego, że Krzyżacy sami postanowili opanować miasto. W 1308 roku zajęli Pomorze Gdańskie. Na północy wyrastał nam bardzo groźny konkurent. Inna sprawa, że zrobili to w sposób podstępny. Władysława Łokietka ubodło to osobiście, a zdaje się, że był on człowiekiem niełatwo wybaczającym urazy i krzywdy.
Mimo tych trudności Łokietkowi udało się zgromadzić pod swoim panowaniem Małopolskę i Wielkopolskę. To otwierało drzwi do starań o koronę.
Kluczowe znacznie ma rok 1314, kiedy Łokietek opanował Wielkopolskę. Wcześniej nie cieszył się sympatią tamtejszych możnych, którzy źle wspominali jego wcześniejsze rządy (panował tam już po śmierci Przemysła II). Wśród wielkopolskich elit były osoby, które wcześniej przegoniły stamtąd Władysława. Chyba słusznie obawiali się, że ten człowiek, który nie wybacza krzywd, może się mścić. Moim zdaniem starania o koronę rozpoczęły się natychmiast po opanowaniu Wielkopolski.
Wielkim promotorem idei koronacyjnej był rezydujący tam arcybiskup gnieźnieński Jakub Świnka.
Sędziwy duchowny wkrótce umarł, ale być może zdążył się jeszcze spotkać z Łokietkiem (Łokietek był w Wielkopolsce od początku roku, Świnka umarł 4 marca) i przekazać mu swój testament ideowy. Zostawił mu także coś, co dziś określilibyśmy mianem think tanku: grupę swoich wiernych uczniów, kanoników gnieźnieńskich, którzy ideę odrodzenia Polski mogli ponieść dalej. 1 maja dokonano wyboru nowego arcybiskupa. Wiemy, że obecny był przy tym Łokietek, który najwyraźniej chciał trzymać rękę na pulsie.
Jakub Świnka – architekt odrodzenia Królestwa Polskiego
Wybrany został kanonik Borzysław.
Panowie na pewno odbyli wówczas rozmowę dotyczącą wspólnej polityki. Borzysław udał się do Awinionu, gdzie wówczas rezydował papież, po to, żeby uzyskać zatwierdzenie papieskie objęcia godności arcybiskupiej. Najprawdopodobniej już wówczas wieziono do kurii sprawę korony.
Dlaczego Łokietkowi zależało na pozwoleniu papieży? Jego bezpośredni poprzednik, Wacław czeski, nie pytał o zgodę.
I Łokietek nie musiał tego robić. Sprawę chciano załatwić jednak całkowicie zgodnie z literą prawa, niemożliwy po podważenia, zwłaszcza wobec czeskich roszczeń do polskiej korony.
Papieżem był wówczas Klemens V.
Na nieszczęście dla sprawy polskiej. Nie dlatego, że miał jakąś awersję do Polaków. Nieszczęściem było to, że papież… umarł. Być może Borzysław wyjeżdżając z Wielkopolski, wiedział już o tym zgonie. Podróż do Awinionu trwała wówczas dwa miesiące i możliwe, że nowo wybrany arcybiskup liczył, że nie ma co zwlekać, bo konklawe wybierze już w tym czasie nowego papieża. To też pokazuje, że Polacy jechali tam z niesłychanie ważną sprawą. Tymczasem los chciał, że wakat na Stolicy Apostolskiej trwał dwa lata – konklawe rozpędzono, a kłótnie między kardynałami włoskimi i francuskimi spowodowały impas.
Borzysław jednak dotarł do Awinionu.
I przesiedział tam dwa lata. To też świadczy o randze jego misji. Pobyt w kurii papieskiej był bardzo kosztowny. To było miejsce, do którego przybywali ludzie z całego świata, nic dziwnego, że lokalni przedsiębiorcy korzystali z tego faktu jak mogli. Gospody i jedzenie były horrendalnie drogie. Warto było wyłożyć te gigantyczne pieniądze, bo trzeba było trzymać rękę na pulsie.
Po dwóch latach papieżem został Jan XXII.
Borzysław uzyskał przede wszystkim zatwierdzenie papieskie swojego wyboru na arcybiskupa. Nie ma żadnego dokumentu, z którego by wynikało, że przedstawił papieżowi prośbę o koronę, ale wiemy, że uzyskał od papieża specjalne pismo, które jemu – Borzysławowi – nakazywało zamknięcie sporu Władysława Łokietka z krakowskim biskupem Janem Muskatą (który był stronnikiem Czech i swego czasu prowadził regularną wojnę z wojskami Łokietka, a teraz znajdował się na wygnaniu, wyrzucony przez księcia). Powrót Muskaty o był warunek sine qua non, aby podjąć starania koronacyjne, książę był bowiem wyklęty po konflikcie z biskupem.
Wprawdzie ta klątwa nie znaczyła już wówczas tyle, co wcześniej, ale i tak było nie do pomyślenia, żeby papież pozwolił koronować władcę ekskomunikowanego. Wedle prawa kanonicznego Łokietek był zbrodniarzem. Pismo papieskie dla Borzysława zawierało klauzulę, że arcybiskup sam ma znaleźć sposób, w jaki pogodzić zwaśnione strony, co dawało mu prawo użycia wszelkich możliwych środków dla zażegnania konfliktu. Mógł zatem zdjąć klątwę z księcia, o co w gruncie rzeczy chodziło. Stary Muskata, który dotąd liczył na poparcie papieża, musiał pogodzić się w końcu z losem i powrócił do Krakowa. Ostatnia przeszkoda do koronacji wydawała się zażegnana.
Łokietek miał wyjątkowego pecha, bo właśnie w tym czasie zmarł Borzysław.
Borzysław umarł w Awinionie, gdzie prawdopodobnie nabawił się jakiejś choroby. O to nie było tam trudno: to miasto było europejskim tyglem, łatwo było złapać jakiegoś bakcyla, tym bardziej, że warunki higieniczne były kiepskie. Utraciliśmy doświadczonego dyplomatę. Prawo kanoniczne przewidywało, że jeśli biskup umarł w kurii papieskiej, to papież mianuje jego następcę. Nowym arcybiskupem został archidiakon Janisław, który był członkiem poselstwa Borzysława. Tym razem to Janisław musiał wrócić do kraju, by dogadać się z Łokietkiem, ponad głową którego dostał stanowisko arcybiskupa gnieźnieńskiego.
Władysław Łokietek - wielki mały człowiek
Po powrocie Janisława do kraju Łokietek postanowił nadać sprawom szerszy kontekst. Dlatego zwołał zjazd rycerstwa i możnowładców w Sulejowie w 1318 roku. Zgromadzeni poparli jego dążenia i wydali adresowaną do papieża suplikę.
Ten pomysł można chyba przypisać Janisławowi. On przebywał dwa lata w kurii papieskiej i nabył tam bezcennego doświadczenia. Znał doskonale wszystkie tryby papieskiej biurokracji. Cierpimy na niedobór źródeł, ale można zaryzykować przypuszczenie, że Borzysław i Janisław otrzymali instrukcję na temat tego, jak dalej poprowadzić sprawę koronacji po rozwiązaniu problemu Muskaty.
Suplika sulejowska to bodaj pierwsze w historii postawienia kwestii "przedmurza" czy też "wysuniętej flanki" jako podstawy polskiej racji stanu.
Argumenty były bardzo zręcznie dobierane, choć w większości były po prostu… nieprawdziwe. Odwoływały się jednak do kwestii, które mogli zrozumieć ludzie na Zachodzie. Sam papież pewnie nie wiedział za bardzo gdzie ta Polska leży. Bito zatem w to, że królestwo uległo rozpadowi, książęta się kłócą, naród chrześcijański cierpi, a kościoły płoną. Była to wizja mocno podkoloryzowana, bo rozbicie dzielnicowe nie było epoką wielkiej anarchii. Informowano, że państwo upada, jest szarpane przez sąsiednich książąt, a tymczasem my leżymy na rubieży chrześcijaństwa, a za miedzą są straszni Tatarzy. Te wszystkie fakty sugerują, że istnieje obawa, że w naszym kraju młodego chrześcijaństwa wiara katolicka może upaść. Młodym chrześcijaństwem już wtedy nie byliśmy, a napadających nas Tatarów nie widziano już od pokolenia, ale wszystkie te argumenty musiały działać na wyobraźnię kurialistów i samego papieża. Suplika była zredagowana bardzo sprawnie, koncepcja „kraju-przedmurza” sugerowała też potencjał misyjny, na co bardzo wyczulony był Jan XXII. Dziś powiedzielibyśmy, że autorzy supliki zrobili dobry research.
Jan XXII otrzymał też o wiele bardziej konkretną obietnicę niż mgliste nadzieje na chrystianizację Tatarów. Obietnicę pieniężną.
Papiestwo było wtedy w wielkich tarapatach finansowych. Od czasów poprzedniego papieża, Klemensa V, następcy św. Piotra przebywali w Awinionie, w dzisiejszej Francji. Byli więc odcięci od wpływów z ziem Państwa Kościelnego, które znajdowało się we Włoszech. Trzeba było znaleźć nowe sposoby finansowania kurii. Jan XXII wymyślał coraz to wymyślniejsze daniny nakładane na duchowieństwo, ale skarbiec i tak świecił pustkami. Polska, prawdopodobnie od czasów Mieszka I i dokumentu "Dagome iudex", była poddana Stolicy Apostolskiej i z tego tytuły płaciła niewielki czynsz – świętopietrze. Tego nie znajdziemy w tekście supliki, ale Łokietek zaproponował papieżowi, że w zamian za koronę zmieni się sposób naliczania daniny. Zamiast płacić od gospodarstwa domowego, Polacy mieli odtąd uiszczać pieniądze od głowy.
W skali europejskiej to nie były wielkie pieniądze, ale miały poważny ciężar moralny. To był biblijny wdowi grosz. Oto w sytuacji, kiedy nikt w Europie nie chce płacić na papiestwo, my sami dobrowolnie proponujemy Janowi XXII podniesienie opłaty. Takiemu argumentowi trudno odmówić.
Te wszystkie obietnice zawiózł do Awinionu biskup Gerward.
Gerward był jednym z najbliższych współpracowników Łokietka i najstarszych przyjaciół księcia. Był biskupem włocławskim, i to w jego diecezji leżała Łokietkowa ojcowizna, księstwo brzesko-kujawskie. Gerward miał tylko potwierdzić obietnicę, którą otrzymał już Borzysław. Razem z supliką koronacyjną, wysłaliśmy też prośbę o rozpoczęciu polsko-krzyżackiego procesu o Pomorze Gdańskie. Sprawa była trudna, bo wiadomo było, że Krzyżacy nie będą chcieli wypuścić Gdańska z rąk. Jeżeli naraz chcieliśmy załatwić dwie tak trudne sprawy, to znaczy, że jedną z nich – sprawę korony – uważano już właściwie za załatwioną.
Już byliśmy w ogródku, a tymczasem…
Najpierw protest w kurii złożyli Czesi. Ich król, Jan Luksemburski, uważał się za króla Polski. Polska nie stanowiła może centrum jego zainteresowania, ale roszczenia Łokietka urażały jego honor. Co gorsza, w Awinionie pojawił się wielki mistrz krzyżacki Karol z Trewiru. Był dobrym dyplomatą. Jako osoba pochodząca z zachodnich Niemiec, znakomicie posługiwał się językiem francuskim i mógł rozmawiać z papieżem i jego kardynałami bez tłumacza. Karol torpedował kwestię procesu o Pomorze. Wytoczenie dwóch spraw na raz okazało się błędem, bo wielki mistrz zdołał na wiele miesięcy zablokować obie polskie prośby. Dopiero gdy Karol wyjechał z Awinionu, Gerward przystąpił do ofensywy dyplomatycznej i obie kwestie zostały załatwione w kilka tygodni.
Niemniej papież był "za, a nawet przeciw".
Powiedzieć, że bulla papieska stanowiąca podstawę koronacji Łokietka, była mało jednoznaczna, to jak nie powiedzieć nic. Jak się czyta ten dokument, to zupełnie nie wiadomo, czy papież udzielił, czy nie udzielił tej zgody. Pod tym względem Jan XXII mógłby być wzorem dla współczesnych polityków. Tekst zaadresowanego do biskupa gnieźnieńskiego dokumentu można oddać słowami: "Z radością przyjmujemy Waszą suplikę, którą w zupełności popieramy, ale Czesi też roszczą pretensję do korony, więc zalecamy nie koronować księcia. Z drugiej strony Wam zostawiamy wybór, czy chcecie ze swoich słusznych praw skorzystać czy też nie, bylebyście korzystając z tych praw nie urazili praw osób trzecich". Taka bulla zadowalała jednak w pełni polską dyplomację, bo papież nie wyraził też jasno sprzeciwu.
Co poza wspomnianym świętopietrzem i kwestią misyjną zyskiwał na tej zgodzie papież? Czy można wpisać jego "zgodę" w kontekst europejskiej gry sił?
Nie mieliśmy takiej pozycji, żeby być kartą przetargową w grze europejskich mocarstw. Osią polityki europejskiej był wówczas bardzo odległy od nas spór francusko-angielski. Papież miał tak mętne pojęcie o Polsce, że nawet kwestia pewnych sojuszy z jego perspektywy nie gra większej roli. Ale dla Jana XXII poselstwo polskie było szansą na zamanifestowanie, że polska korona jest w gestii papieży. Król czeski twierdził, że koronę polską otrzymał od cesarza i wynikało z zależności Polski od Świętego Cesarstwa Rzymskiego (Niemiec). Taką argumentację każdy papież musiał oprotestować niejako programowo, niezależnie od swoich stosunków z cesarstwem.
Tajemnicą Poliszynela było też to, że w kurii wszystko załatwiało się za pieniądze. Łapówkarstwo było tak powszechne, że krążyły na ten temat humorystyczne wierszyki. Najpewniej także polskie poselstwo suto opłaciło niektórych kardynałów, którzy „lobbowali” za sprawą polską u Jana XXII. Jak widać, pewne prawidła polityki pozostają niezmienne.
Po tej żmudnej dyplomatycznej grze, nadszedł dla Łokietka upragniony dzień 20 stycznia 1320, kiedy książę koronował się na króla Polski. Koronacja odbyła się w Krakowie, a nie jak wcześniej – w Gnieźnie. Czy ta decyzja również była wymuszona sytuacją międzynarodową?
Problem jest bardzo sporny. Poprzednie koronacje – Przemysła i Wacława – miały miejsce w Gnieźnie. Część historyków sądzi, że skoro król czeski rościł sobie prawa do korony, a papież wyraził zgodę na koronację w sposób zawoalowany, to koronacja w Krakowie była kompromisem wynegocjowanym z papieżem. Królowie czescy w oficjalnych pismach tytułowali Łokietka królem krakowskim. Taka argumentacja wydaje się mało prawdopodobna. O wiele bardziej przekonywująca jest ta, która mówi o stołecznej roli Krakowa – kto miał Kraków, ten był panem Polski. Koronacja gnieźnieńska Przemysła II odbyła się w Gnieźnie, bo on… nie panował w Małopolsce. Łokietkowi zależało na tym, żeby wszystko wokół jego koronacji odbyło się jak należy. A prawdziwa polska koronacja winna odbyć się w "królewskim grodzie", urbs regia, Krakowie.
Rozmawiał Bartłomiej Makowski
Prof. Tomasz Jurek – pracownik Instytutu Historii PAN oraz poznańskiej Pracowni Słownika Historyczno-Geograficznego Ziem Polskich w Średniowieczu, przewodniczący Wydziału Historii i Nauk Społecznych w Poznańskim Towarzystwie Przyjaciół Nauk. Badacz okresu późnego rozbicia dzielnicowego, ze szczególnym uwzględnieniem dziejów Śląska.