Pomysłodawca Berezy Kartuskiej
Leon Kozłowski, weteran Legionów Polskich i profesor archeologii Uniwersytetu Lwowskiego, rozpoczął karierę polityczną po zamachu majowym, ale na politycznym firmamencie dał się zauważyć dopiero w roku 1934, kiedy decyzją wszechwładnego wówczas Józefa Piłsudskiego, został nominowany na urząd premiera.
- Był oficerem I Brygady, ale niczym się nie wyróżnił: ani jako żołnierz, ani jako konspirator, ani jako polityk, ani jako agitator. Zawsze siedział na bocznych torach - oceniał Wacław Zbyszewski na antenie Radia Wolna Europa. - Był to typowy lwowiak: strasznie gadatliwy, wesoły kompan, optymista, po trochu blagier, zapewne dzielny żołnierz, lubiany brat-łata, ale niepoważny na sto procent. Nawet sami piłsudczycy byli zdumieni jego nominacją na premiera.
08:56 Wacław Zbyszewski Leon Kozłowski.mp3 Felieton Wacława Zbyszewskiego poświęcony postaci Leona Kozłowskiego. (RWE, 5.07.1983)
Za sympatycznym usposobieniem krył się jednak umysł, w którym zrodziła się koncepcja utworzenia "miejsca odosobnienia" w Berezie Kartuskiej. W tym sanacyjnym obozie pracy, pod nadzorem pułkownika Wacława Kostki-Biernackiego, dochodziło do psychicznego i fizycznego znęcania się nad przeciwnikami reżimu. Na podstawie decyzji administracyjnej, bez wyroku sądu, więziono tutaj działaczy Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (UON), Obozu Narodowo Radykalnego (ONR), Komunistycznej Partii Polski (KPP) oraz ludzie związani ze Stronnictwem Ludowym (SL) i Polską Partią Socjalistyczną (PPS). Do wybuchu wojny przez obóz przewinęło się około 3 tys. osób.
Leon Kozłowski (3 z lewej) w towarzystwie Józefa Piłsudskiego. Fot.: NAC
Nagonka antymasońska
Gdy uchwalona została nowa konstytucja kwietniowa, rząd zwyczajowo podał się do dymisji. Kozłowski został zastąpiony na fotelu premiera przez jednego z najbardziej zaufanych ludzi Piłsudskiego - Walerego Sławka. Profesor znalazł się na politycznym bocznym torze.
O Kozłowskim zrobiło się ponownie głośno niedługo przed wybuchem II wojny światowej. W lipcu 1938 roku były premier opublikował głośny tekst "Parę uwag o masonerii w Polsce", w którym oskarżał prominentnych polityków - w druku ukazały się nazwiska związane z opozycją - o członkostwo w masonerii. Kozłowski, sam były wolnomularz, przekonywał, że ponad 2000 osób w kręgach władzy należało do masonerii. Wśród wymienionych nazwisk znaleźli się m.in.: Ignacy Jan Paderewski, Maciej Rataj i Władysław Sikorski. Antymasońska nagonka zakończyła się wydaniem przez prezydenta Ignacego Mościckiego dekretu o rozwiązaniu lóż i przekazaniu ich majątków na cele dobroczynne.
Więzień NKWD i dezerter z Armii Andersa
W chwili wybuchu II wojny światowej profesor przygotowywał się we Lwowie do rozpoczęcia kolejnego roku akademickiego i organizował lwowskie Muzeum Etnograficzne. Po wkroczeniu Armii Czerwonej do miasta został aresztowany przez NKWD. Przetrzymywano go najpierw we Lwowie, a później w okrytym złą sławą moskiewskim więzieniu na Łubiance.
W sowieckiej katowni stracił wzrok w jednym oku i większość zębów. Wybawienie przyniosło mu podpisanie układu Sikorski-Majski. Zwolniony z więzienia Kozłowski przedostał się do punktu rekrutacyjnego Armii Andersa w Buzułuku.
Leon Kozłowski w więzieniu NKWD. Fot.: domena publiczna
Ciążyło jednak na nim odium sanacyjnej przeszłości i sprawy Berezy. Gen. Władysław Anders, a przede wszystkim ambasador Polski w ZSRR ludowiec Stanisław Kot, zachowywali wobec niego dystans. Kozłowski po doświadczeniach sowieckich więzień nie był też zwolennikiem polityki gen. Sikorskiego - trwania przy aliantach zachodnich, a co za tym szło: również w relacjach ze Związkiem Sowieckim (paradoksalnie to ta polityka ocaliła najprawdopodobniej życie samemu Kozłowskiemu).
Siły III Rzeszy znajdowały się wówczas pod Moskwą i upadek Sowietów wydawał się możliwy. Kozłowski, który nie doświadczył okropieństw niemieckiej okupacji, za to te radzieckiej poznał aż zanadto, nie widząc dla siebie miejsca w Armii Andersa, zdobył się na niebagatelny wyczyn. Przemierzył bezkres Związku Sowieckiego, po czym zdołał przekroczyć linię frontu (trwała już wówczas wojna niemiecko-radziecka) i oddał się w ręce niemieckie.
Kolaborant czy naiwniak?
Początkowo przesłuchiwany był przez gestapo, później zainteresowało się nim niemieckie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Szczegółów przesłuchań policji politycznej i rozmów Kozłowskiego z niemieckim MSZ nie znamy. Pewne jest za to, że były premier został internowany przez Niemców w jednym z berlińskich hoteli. Jego pojawienie się w III Rzeszy zostało ogłoszone na specjalnej konferencji prasowej w grudniu 1941 roku. Na kolejnej konferencji prasowej, w styczniu 1942 roku, skupił się jedynie na przekazaniu zagranicznym korespondentom informacji na temat zbrodni systemu sowieckiego.
Pojawienie się Kozłowskiego na konferencji w Berlinie wywołało zaniepokojenie w kręgach rządu w Londynie. Generał Sikorski polecił natychmiastowe przeprowadzenie zaocznego procesu byłego premiera. Pojawienie się kandydata na "polskiego Quislinga" (od szefa kolaboracyjnego rządu Norwegii - Vidkuna Quislinga) mogło wywołać międzysojusznicze reperkusje i stać się paliwem dla sowieckiej propagandy. Dlatego konieczne było szybkie działanie. W Buzułuku zapadł zaoczny wyrok skazujący Kozłowskiego na karę śmierci za dezercję, zdradę i kolaborację.
Próby rehabilitacji Leona Kozłowskiego podjął się po latach jego bratanek, opozycjonista skazany w procesie taterników, dziennikarz i dyplomata Maciej Kozłowski.
- Maciej Kozłowski, przynajmniej ja to tak odczytuję, pokazuje, że jego stryj był człowiekiem dość naiwnym i kierowała nim błędna kalkulacja polityczna - oceniał krytyk literacki Wiesław Władyka przybliżając na antenie Polskiego Radia książkę "Sprawa premiera Leona Kozłowskiego". - Do przejścia na stronę niemiecką doprowadziły go doświadczenia z reżimem komunistycznym i przekonanie, że jest to główny wróg.
18:51 między wierszami_leon kozłowski.mp3 Wiesław Władyka i Jan Kofman rozmawiają o książce ""Sprawa premiera Leona Kozłowskiego" w audycji Ireny Heppen z cyklu "Między wierszami". (PR, 6.03.2006)
Zasadniczym argumentem przemawiającym na korzyść Kozłowskiego jest to, że nie podjął czynnej kolaboracji: nie stanął na czele marionetkowego rządu. Co więcej, zależało mu przede wszystkim na powrocie na okupowane ziemie polskie, do rodzinnego majątku. Zdaniem bratanka byłego premiera, napisał on nawet oświadczenie, w którym odżegnywał się od współpracy z Niemcami.
Świadek zbrodni katyńskiej
Ostatnim istotnym wydarzeniem, w jakim wziął udział Kozłowski, była podróż w maju 1943 roku zorganizowanej przez Niemców delegacji, która miała zbadać masowe groby odnalezione w Katyniu.
Krewny byłego premiera dotarł w czasie swoich badań dotarł do relacji Leona Kozłowskiego, który miał ponoć podzielić się z przyjacielem niezwykłym odkryciem. Otóż były premier podczas wizyty w Katyniu miał mieć możliwość rozmowy z okolicznymi rosyjskimi chłopami. Ci ponoć wyjawili mu, że podczas gdy Sowieci zabijali w pobliżu polskich oficerów, w willi NKWD przebywali niemieccy oficerowie.
Takie okoliczności mogłyby stanowić asumpt do przypuszczeń, że Zbrodnia Katyńska była wspólnie zaplanowana przez Niemców i Sowietów. Inną poszlaką mającą o tym świadczyć były wspólne niemiecko-sowieckie konferencje w Krakowie i Zakopanem. Pewne jest, że omawiano na nich politykę okupacyjną wobec Polaków i zasady współpracy przy przeciwdziałaniu polskiemu podziemiu. Ale czy to tam mogły powstać zręby planu straszliwej zbrodni na polskich oficerach?
Sensacyjnej relacji, którą rzekomo usłyszał Leon Kozłowski, do dziś nie udało się jednak potwierdzić.
Bartłomiej Makowski