Janusz Różewicz marzył o dalekich podróżach, o wielkich miastach, których już same nazwy brzmiały jak obietnica niezdefiniowanego szczęścia: Konstantynopol, Paryż.
We wspomnieniach o swoim starszym o trzy lata bracie Tadeusz Różewicz pisał, że stolica Francji siedziała im – młodym, tęskniącym za wielkim światem chłopakom z Radomska (miasteczka między Piotrkowem Trybunalskim a Częstochową) – głęboko w głowach. Umówili się nawet z Januszem, że któregoś dnia po wojnie będą w Paryżu pod pomnikiem Mickiewicza na siebie czekali. "Będziemy dążyli wszelkimi środkami na umówione spotkanie… jeśli przez trzy lata od skończenia wojny nie spotkamy się, to znaczy… że nie spotkamy się już".
Po dekadach, już 70-letni, Tadeusz Różewicz powracał myślami do paryskiego punktu orientacyjnego, przy którym miał odnaleźć ukochanego brata. "Nie poznasz mnie, kiedy się spotkamy (…), zobaczysz starego człowieka (…), zbliżam się do Ciebie, a Ty przyglądasz mi się z młodym życzliwym uśmiechem".
Tadeusz widział po raz ostatni Janusza na Wielkanoc 1943 roku, kiedy pochłonięty konspiracją brat wpadł do rodzinnego domu. To wtedy sobie przyrzekli, że jeśli rozdzieli ich wojenna zawierucha, spotkają się w Paryżu pod pomnikiem poety. Bo obaj wiedzieli, że poezja jest im pisana.
W 1946 roku, gdy ekshumowano na łódzkim cmentarzu szczątki rozstrzelanych żołnierzy, Tadeusz nie był w stanie pojechać, by towarzyszyć ojcu i młodszemu bratu przy identyfikacji. Wśród splątanych ciał w cmentarnym dole był Janusz.
Kliknij w obrazek i zobacz serwis poświęcony Tadeuszowi Różewiczowi:
Szkolny pakt o nieagresji
Władysław Różewicz pracował jako urzędnik sądowy, jego żona, Stefania Maria z Gelbardów, zajmowała się domem i wychowaniem synów: Janusza, Tadeusza i Stanisława.
– Matka podobno postanowiła sobie, że jej syn będzie poetą. Ich dom cały był zapełniony poezją, było bardzo dużo książek. Ona swoim synom bardzo dużo czytała – opowiadał przed radiowym mikrofonem w 1975 roku Feliks Przyłubski, gimnazjalny nauczyciel języka polskiego braci Różewiczów.
01:07 Feliks Przyłuski o matce Różewicza.mp3 "Ich matka była jak dobra wróżka". Wspomnienia Feliksa Przyłubskiego, polonisty z gimnazjum w Radomsku (PR, 1975)
To przede wszystkim Janusz, dodawał polonista, wyróżniał się już w szkole jako poeta. "Janusz był wyrocznią z polskiego i z historii", dodawał Edmund Gehring, kolega Janusza z radomskiego gimnazjum.
Co więcej, najstarszy z Różewiczów znał się na literaturze, zwłaszcza tej współczesnej, lepiej niż nauczyciel. Lubił, "czasami w sposób wścibski", wykorzystywać tę wiedzę i "wpływać na przebieg lekcji".
– Była dziwna historia, bo zawarliśmy ze sobą taki milczący pakt – wspominał Feliks Przyłubski. – Janusz mi nie zadawał kompromitujących pytań wobec klasy ("Co pan profesor sądzi o najnowszym tomiku Przybosia?", którego pan profesor niestety nie czytał), ja natomiast nie mordowałem go z wiadomości "Jakie satyry napisał Krzysztof Opaliński?". Więc to był taki pakt o nieagresji, milcząco zawarty, i dobrze się nam żyło z tym wszystkim.
Trudniej jednak żyło się Januszowi, jeśli chodzi o inne, zwłaszcza niehumanistyczne, szkolne przedmioty.
– Pamiętam interwencje matki, która przychodziła i patrzyła się na mnie tymi wielkimi czarnymi oczami i mówiła: "Panie profesorze, no niech pan coś pomoże, żeby ten Janusz chociaż trójeczkę z matematyki dostał" – opowiadał Feliks Przyłubski. – No więc ja pomagać chciałem. Prosiłem kolegę: "Niech pan jeszcze przepyta tego Janusza". Kolega wracał oburzony, czerwony i mówił: "Ależ proszę pana, pytałem go najprostszych rzeczy! On nie wie, co to jest mantysa!".
("Mantysa", spieszy wszystkim humanistom na ratunek "Słownik języka polskiego" pod redakcją Doroszewskiego, to nic innego jak po prostu "część logarytmu po przecinku, przed którym napisana jest cecha logarytmu"…).
02:09 F. Przyłuski o Januszu Różewiczu.mp3 "Janusz Różewicz już w szkole wyróżniał się jako poeta". Wspomnienia Feliksa Przyłubskiego, polonisty z gimnazjum w Radomsku (PR, 1975)
"Był głodny jedzenia, miłości, ludzi, świata"
Janusz Różewicz należał do chłopaków o wielkim temperamencie, "był poważny i dowcipny, i cięty". A przy tym pracowity i dążący do wyznaczonych sobie celów.
Za pieniądze, które dostawał za nieformalne korepetycje, kupował pisma: "Kuźnię Młodych. Czasopismo Młodzieży Szkolnej" czy słynne "Wiadomości Literackie". Uczył się języków, łaciny, francuskiego, niemieckiego. (Doskonała znajomość tego ostatniego pozwoli mu – za kilka lat, kiedy nastąpi wojenna apokalipsa – pracować w wywiadzie, jeździć na fałszywych papierach do III Rzeszy). Wspierał zainteresowania swoich młodszych braci, miał naturę społecznika. Był przewodniczącym samorządu szkolnego, przemawiał na szkolnych uroczystościach.
Najstarszy z braci Różewiczów zaczął również publikować swoje pierwsze wiersze (matka była z niego bardzo dumna), zachłannie czytał (znosił do domu książki), korespondował z poetą Józefem Czechowiczem, z krytykiem literackim Ludwikiem Fryde. Do tego ostatniego pisał w sierpniu 1938 roku: "chcę drukować i chcę być sławny (…). Pan rozumie, mam 20 lat, tak i Pan w moim wieku myślał i pragnął".
Janusz "był głodny jedzenia, miłości, ludzi, świata", podkreślał Stanisław Różewicz. "Był głodny, bo kiedy był zakochany, dużo biegał, a że często bywał zakochany...".
02:21 Stanisław Różewicz o Januszu i Tadeuszu (1).mp3 "Nasz polonista mówił, że Janusz to był wieki poeta". Wspomnienia Stanisława Różewicza (PR, 1975)
Wśród plejady poetów
W roku 1938 Janusz Różewicz dostał drugą nagrodę w konkursie "Polski Zbrojnej" – piśmie dla żołnierzy, które redagował poeta Remigiusz Kwiatkowski. – Tym nagrodzonym utworem był bardzo ładny wiersz "Modlący się żołnierz" – tłumaczył Feliks Przyłubski. – Wiersz napisany już w atmosferze zagęszczającej się sytuacji politycznej, wtedy, kiedy można było już z daleka odczuć oddech wojny.
Nagroda "Polski Zbrojnej", dodawał polonista z Radomska, wynosiła sto złotych, ale sława, która jej towarzyszyła, była dużo więcej warta. Wyróżniony wiersz Janusza Różewicza ukazał się w 1939 roku w "Antologii współczesnej poezji polskiej 1918-1938" przygotowanej przez Ludwika Frydego i Antoniego Andrzejewskiego. Wśród twórców tytułowej "współczesnej poezji" znaleźli się wówczas m.in. Władysław Broniewski, Jan Brzechwa, Józef Czechowicz, Jarosław Iwaszkiewicz, Maria Jasnorzewska, Jan Lechoń, Bolesław Leśmian, Jerzy Liebert, Czesław Miłosz, Julian Przyboś, Władysław Sebyła, Kazimierz Wierzyński. I właśnie Janusz Różewicz.
Wiersz Janusza Różewicza "Żołnierz modlący się (znany również pod tytułem "Modlitwa"), w: "Jednodniówka VII Dywizyjnego Kursu Podchorążych Rez. Piechoty przy 27 p.pp.", 1938-1939. Fot. Polona/domena publiczna
"Była to sprawa oczywista jak życie"
Poetycka żołnierska modlitwa, "Polska Zbrojna" – ten tematyczny krąg nie pojawił się rzecz jasna przypadkowo. Wojna była już na horyzoncie, a Janusz Różewicz po maturze coraz bardziej przeobrażał się – wypełniając tragiczne powołanie kolejnych polskich pokoleń – w żołnierza. "O miłości do Ojczyzny nie mówiło się. Była to sprawa tak oczywista jak życie", wspominał czasy międzywojnia Stanisław Różewicz.
Od jesieni 1938 roku do lata roku następnego Janusz Różewicz ukończył w Częstochowie VII Dywizyjny Kurs Podchorążych Rezerwy Piechoty im. Piotra Wysockiego w 27. Pułku Piechoty. "Kochana Mamusiu, (…) najciekawsze zagadnienie w chwili obecnej to to, kiedy pójdziemy do cywila (…). Czekam na paczkę, w której obok suchej kiełbasy chciałbym widzieć trochę cukru w kostce, żyletki, blok korespondencyjny i koperty, blaszane pudełko z proszkiem do zębów, trochę owoców i trochę pieniędzy", pisał do matki w drugiej połowie sierpnia 1939 roku.
Kilka dni później Niemcy zaatakowały Polskę. Kwestia pójścia "do cywila" została na czas nieoznaczony odroczona.
***
Czytaj także:
"Ile czasu straciliśmy przez wojnę..."
Janusz Różewicz brał udział w wojnie obronnej 1939 roku w szeregach 7. Dywizji Piechoty gen. Gąsiorowskiego. Po wrześniowej klęsce, po rozbiciu jego dywizji, wrócił do rodzinnego Radomska, znalazł pracę w firmie "C. Hartwig – Międzynarodowi ekspedytorzy. Transporty samochodowe". Tak naprawdę jednak kontynuował swoją działalność konspiracyjną.
Pod pseudonimami "Gustaw" i "Zbyszek" służył przede wszystkim w wywiadzie Armii Krajowej. W okręgu łódzkim, ale i na terenie wroga – wysyłano go do Berlina czy Monachium. "Znał niemiecki i gdy założył swój czarny skórzany płaszcz, wyglądał jak Niemiec z Bawarii", wspominała Maria Śpiewakowa, łączniczka AK.
Marzył o studiowaniu. Wcześniej być może o filologii klasycznej, późnej: o prawie w Warszawie. "Rozpacz bierze, gdy się pomyśli, ile czasu straciliśmy przez wojnę", notował 4 września 1941 roku w dzienniku.
Na ile był w stanie, podtrzymywał rodzinne więzi. Kiedy wpadał do domu, zadawał Stanisławowi tematy literackich wypracowań, ściągał dla młodego filmowego pasjonata roczniki "Kina". Tadeusz z kolei poszedł żołnierskimi śladami swojego starszego brata – wstąpił do partyzantki.
Janusz pomógł Tadeuszowi w wydaniu jego debiutanckiego tomu prozy i poezji "Echa leśne". A w 1943 roku pisał do brata: "ty będziesz lepiej pisał ode mnie, będziesz lepszym poetą".
"Najbardziej żal mi matki mojej…"
Jeszcze w 1943 roku Janusz Różewicz spędził Boże Narodzenie w domu (Tadeusz był wówczas w partyzantce). "Wieczorem czytał głośno rodzicom i mnie Kamienie na szaniec", wspominał Stanisław. "Kiedy czytał o śmierci Rudego, głos mu zadrżał".
Jakby przeczuwał, co go czeka.
Na początku lata 1944 roku w wyniku denuncjacji konfidenta Niemcy dotarli do łódzkiego podziemia. 9 czerwca po odprawie konspiracyjnej AK przy ul. Piotrkowskiej w Łodzi Janusz Różewicz, Gustaw, został zatrzymany czarną limuzynę gestapo. Aresztowano wówczas również innych członków Armii Krajowej działających na terenie Łodzi.
"Wszyscy zostali skuci, znęcano się nad nimi w wyrafinowany, stosowany przez Niemców sposób", relacjonował w 1946 roku "Kurier Poranny".
Rodzina jeszcze miała nadzieję, że uda się wykupić więźnia, przekupić strażników. Pani Różewiczowej, zaniepokojonej brakiem listów od syna, nie powiedziano nic o uwięzieniu. Stanisław Różewicz wspominał, że tłumaczono mamie: tak bywa w konspiracji, takie długie milczenia się zdarzają. Najmłodszy z Różewiczów przytaczał również opowieść o współpracownicy Janusza – ten miał jej powiedzieć na kilka dni przed aresztowaniem "najbardziej żal mi matki mojej…".
Jakby przeczuwał, co go czeka.
20 października 1944 zatrzymani w Łodzi zostali postawieni przed "sądem" (w skład którego wchodzili: gestapowiec, ktoś z policji kryminalnej i "wojskowy zbir"), oskarżono ich o "zbrojne wystąpienie przeciwko rzeszy niemieckiej".
Wszyscy zostali skazani na karę śmierci przez rozstrzelanie.
Jeśli wierzyć wspomnianemu artykułowi z "Kuriera Porannego", kiedy wywołano z celi Janusza Różewicza, a wiedział on, że idzie na stracenie, powiedział do pozostałych współwięźniów: "Idę na śmierć spokojnie, bo wiem, że Polska będzie istniała".
Janusz Różewicz został rozstrzelany na cmentarzu żydowskim w Łodzi 7 listopada 1944 roku. Miał 26 lat.
Jedenaście lat po tym jego brat, Tadeusz, notował w dzienniku: "…później przez miesiące i lata płakałem".
***
"Mój Boże – kiedy będę mógł zacząć podróżować? Czy jestem czasem fajtłapą? (…) Ale może tak być musi na razie. A sny o przyszłości… sny… wszystko tak być musi, jak chcę. Inaczej życie nie miałoby wcale sensu. Żadnego sensu". (Janusz Różewicz, dziennik, 14 września 1941)
Jacek Puciato
Źródła: "Nasz starszy brat", opracował Tadeusz Różewicz, Wrocław 1992; Tadeusz Różewicz, "Matka odchodzi", Wrocław 1999; Monika Nowak, "Janusz Różewicz", rozewiczfestiwal.pl, Magdalena Grochowska, "Różewicz: rekonstrukcja", Warszawa 2021.