Zatem: czy dawny Rzym zaginął bezpowrotnie, przysypany warstwami kolejnych epok, czy jednak "nigdy nie upadł"? Zanim przyjrzymy się odpowiedziom na te pytania, zacznijmy – jak mawiali starożytni Rzymianie – "ab ovo" (łac. "od jajka"). Czyli od samego początku.
Matka wilczyca i bliźniacy
Może należałoby powiedzieć, przypominając inny rzymsko-łaciński zwrot, że opowieść o rzymskich dziejach trzeba rozpocząć "ab urbe condita" (łac. "od założenia miasta"). Ponad dwa tysiące lat temu w tej części naszego globu nikt nie musiał dodawać, o jakie tu miasto chodzi – najważniejsze, do którego prowadziły wszystkie drogi, które uważano za tak pradawne i wyjątkowe, że aż wieczne.
A miasto to – czy też najpierw osadnictwo na terenach obecnego Rzymu, a ściślej: wzgórza Palatyn – rozwijało się od X w. p.n.e. Zaczęło się od pasterzy, a nieśmiertelna nazwa miasta wzięła się najprawdopodobniej od Etrusków.
Obok tej – poddawanej częstym modyfikacjom – historycznej genezy Rzymu istnieje również inna, która na ideę "Wiecznego Miasta" i uniwersalnego imperium miała wpływ zasadniczy.
Mówi ona, że Rzym został założony w 753 roku przed Chrystusem. Taką datę, trzeci rok VI olimpiady, ustalił w I w. p.n.e. wielki uczony Warron. Rzecz jasna ten rok narodzin miasta jest uznawany za domenę legendy. Wiele wieków dzielących Warrona od "założenia Rzymu", brak udokumentowanych źródeł o początkach miasta – to wszystko nie sprzyjało wiarygodnej datacji. Zresztą, tradycja mówiła również, że założycielami Rzymu – i tu narracja legendarna wspomagana mitem wlała się już pełnym nurtem – byli bracia bliźniacy: Romulus i Remus.
Bracia ci (motyw boskich bliźniąt to prastary element świata mitycznej wyobraźni ludów indoeuropejskich) mieli pochodzić od boga wojny Marsa i śmiertelniczki, królewskiej córki. W efekcie skomplikowanej "walki o tron" bliźniacy zostali umieszczeni w koszyku i porzuceni do rzeki Tyber, zatem wysłani na niechybną śmierć. Jak to bywa w tego rodzaju mitach (motyw niemowlęcia w rzecznej toni, płynącego łódką-koszykiem, znały Biblia, mitologia mezopotamska czy indyjska), dzieci ocalały. Romulusa i Remusa odnalazła i wykarmiła wilczyca, potem za wychowanie bliźniąt zabrał się jakiś pasterz i jego żona.
Dorośli już bracia dokonali zemsty na swoich dawnych przeciwnikach, a w miejscu opatrznościowym – tam, gdzie odnalazła bliźniaki w koszyczku wilczyca – założyli miasto. Znak od bogów zdecydował, że to Romulusowi przypadła władza nad nową siedzibą. W wyniku kłótni (może jednak o prymat – a może o to, na którym ze wzgórz nad Tybrem ma powstać osada) Romulus zamordował Remusa.
Legendarny początek Romy, miasta-państwa Romulusa, został naznaczony krwią.
Wilczyca kapitolińska. Fot. Shutterstock
Rzym jako druga Troja
Najważniejsze, tak przy zacnych rodach, jak i wielkich imperiach, mieć ważnych przodków. Mieć mit założycielski, szlachetną i sakralną genealogię. O takich też przodków i o taki mit postarali się Rzymianie.
Wspomniana opowieść o boskich bliźniakach wiązała Rzym, co znaczące z punktu widzenia "imperialnej ideologii", z bogiem wojny. Do tej historii dodano kolejną – a skodyfikował ją literacko i utrwalił na wieki Wergiliusz w "Eneidzie", narodowej epopei Rzymian. Co równie istotne, epos Wergiliusza powstał w I w. p.n.e., za czasów pierwszego rzymskiego cesarza, Oktawiana Augusta, który bardzo potrzebował narracji utwierdzającej i uświęcającej początki imperium.
Według "Eneidy" protoplastą Rzymian był Eneasz, syn bogini Wenus, postać znana z "Iliady" Homera, mężny wódz trojański, zatem bohater najważniejszego bitewnego mitu świata śródziemnomorskiego: wojny trojańskiej. Skąd jednak ci Trojanie, świat Azji Mniejszej, przy opowieści o Rzymie? Otóż, spieszyły z odpowiedzią mity, przodkowie mieszkańców wspaniałego Ilionu-Troi przybyli niegdyś z pra-Italii.
Eneasz wraz z najbliższymi i wiernymi towarzyszami miał zbiec ze zdobytego przez Greków-Achajów miasta, przybyć do Lacjum (na Półwysep Apeniński) i związać się z tubylcami (nie z byle kim, bo córką króla Latinusa). Tym samym wędrówka Eneasza okazała się powrotem do praojczyzny.
Po Eneaszu władzę obejmowało kilkunastu kolejnych królów. Córka jednego z nich miała bliźniaków, których wysłano w koszyczku na śmierć w Tybrze. Ci założyli Miasto.
05:28 Życie i obyczaje starożytnego Rzymu – refleksje prof. Aleksandra Krawczuka.mp3 Życie i obyczaje starożytnego Rzymu - refleksje historyka prof. Aleksandra Krawczuka. Fragm. audycji z cyklu "Lato z radiem". (PR, 1984)
"Rzymianinie, jesteś przeznaczony do władania"
Mityczne, sakralne czy też ideologiczne fundamenty cesarstwa rzymskiego zostały więc postawione i umocnione. Z takim zaś potężnym rodowodem, jak pisał przy okazji "Eneidy" literaturoznawca prof. Bogusław Bednarek, można było sobie pozwolić na określone polityczne przywileje. Zwłaszcza że epos Wergilusza rozpoczynał się od łacińskich słów "Arma virumque cano…", zatem "Oręż i męża opiewam…". Na początku umieszczono więc słowo oznaczające broń. A to wszystko w cieniu boga wojny Marsa, z Rzymem jako nową Troją.
Przywileje dotyczyły imperialnego prawa do hegemonii nad światem. Rzymianie byli wręcz do tego – do zdobywania ziem nowych i obrony już zdobytych – predestynowani:
"Ty, Rzymianinie, pomnij królować władczo nad światem!
Oto sztuka twych rządów: narzucać prawo pokoju,
Ludy podbite oszczędzać, a mieczem poskramiać zuchwałe", podkreślał skromnie Wergiliusz.
Fragm. płaskorzeźb z rzymskiej Kolumny Trajana wzniesionej w 113 roku dla upamiętnienia zwycięstw cesarza. Fot. Shutterstock
Już starożytni Rzymianie
Rzymianie chętnie korzystali z przywileju narzucania innym "prawa pokoju". Imperium Romanum u szczytu swej świetności, na przełomie I i II w., rozciągało się od Gibraltaru na zachodzie po Eufrat i Tygrys na wschodzie, od Brytanii na północy po piaski Sahary na południu.
Granice długie na 10 tysięcy kilometrów. Kilkadziesiąt (50-80) milionów mieszkańców składających się na mozaikę ludów. Kilkadziesiąt (80-100) tysięcy kilometrów bitych dróg, które – wszystkie – prowadziły do Miasta. Nastawiony na zysk (od zboża, przez cenne kruszce czy ceramikę, po niewolników) sposób zarządzania prowincjami. Jednolity system monetarny sprzyjający wymianie handlowej. Wspaniała, tak artystycznie, jak i inżynieryjnie, architektura (od świątyń, przez łuki triumfalne i amfiteatry, po mosty, termy czy akwedukty). Zakładanie nowych osad lub rozwój osad lokalnych – z nich zaś miały wyrosnąć wielkie miasta Europy: Londyn, Paryż czy Wiedeń.
Dalej: rozbudowany system administrowania wielkim państwem. Kodyfikacja prawa, które – jak pokazały kolejne stulecia – miało znaczny wpływ na rozwój europejskiego prawodawstwa cywilnego. Tradycje republikańskie, koncepcje obywatelstwa.
W końcu: modernizowana przez wieki armia, w tym legiony złożone m.in. ciężkozbrojnej piechoty – co w połączeniu ze znakomitą taktyką, organizacją warownych obozów wojskowych i świetnymi wodzami stanowiło, przynajmniej do czasu, siłę nie do pokonania.
Rzymski akwedukt w Segowii w Hiszpanii. Fot. Shutterstock
Koniec Rzymu byłby apokalipsą
Nic dziwnego, że takie państwo odcisnęło swój niezatarty ślad na dziejach Europy i świata. Że stało się synonimem potężnego imperium, cywilizacyjnego porządku, a Rzym – imieniem miasta nad miastami, stolicy świata, która będzie trwała wiecznie.
Rzymianie chcieli wierzyć, że Rzym będzie istniał zawsze. Wergiliusz nazwał Rzym "imperium sine fine", "państwem bez kresu", również tego czasowego. Horacy, zapisując swoje nieśmiertelne "non omnis moriar" (łac. "nie wszystek umrę"), dla zobrazowania tego wiecznego trwania przywoływał obraz Kapitolu, jednego ze słynnych siedmiu wzgórz Rzymu, na którym stała świątynia Jowisza, Junony i Minerwy.
"(…) Wiele ze mnie tu zostanie // poza grobem. / Potomną sławą zawsze młody, // róść ja dopóty będę, dopóki na schody // Kapitolu z westalką cichą kapłan kroczy".
Dla poety było nie do pomyślenia, by rytuał na Kapitolu miałby się kiedykolwiek skończyć.
Nie do pomyślenia było również, by jeden z architektonicznych cudów starożytnego Rzymu – Koloseum, czyli amfiteatr Flawiuszów – mógłby kiedyś przestać istnieć. A jeśli miałoby to nastąpić – byłby to początek końca, kosmiczna katastrofa, która pochłonie Miasto, zatem i wszystko, co istnieje.
– Kiedy runie Koloseum, runie Rzym. Kiedy runie Rzym, runie świat – przypominano w radiowej rozmowie z prof. Aleksandrem Krawczukiem tę dawną sentencję, która symbolicznie podkreślała i trwałość słynnego amfiteatru, i trwałość rzymskiego świata.
James Anderson, Rzym: Koloseum i Łuk Konstantyna Wielkiego, fot. z ok. 1865 r. Fot. Muzeum Narodowe w Warszawie/domena publiczna
Zmierzch i upadek imperium
Dzieje starożytnego Rzymu zadają jednak kłam marzeniom o nieśmiertelności. Imperium to, jak wszystkie imperia, w końcu upadło. Nieubłagane fatum (Fatum, jeśli pomyślimy o rzymskim bóstwie Losu) dopełniło swojego dzieła.
Kiedy nastąpił początek zmierzchu cesarstwa? – Już w trzecim wieku, a nawet wcześniej: gdy za czasów Marka Aureliusza pierwsze najazdy barbarzyńców przeforsowały linię Alp – mówiła w Polskim Radiu prof. Ewa Wipszycka, historyk starożytności.
Proces kruszenia się potęgi Rzymu – mechanizm, na który złożyło się szereg przyczyn wewnętrznych, jak i zewnętrznych – próbowano w różny sposób hamować. Olbrzymie państwo wymagało mocnych i stabilnych rządów oraz sprawnej administracji. Stąd też na przełomie II i III wieku narodziła się idea zmiany systemu władzy. Był to, jak się okazało, pierwszy krok do podziału cesarstwa na jego zachodnią i wschodnią część.
Ale w 476 roku został obalony ostatni cesarz Rzymu. Cesarstwo rzymskie przetrwało jeszcze na Wschodzie: Bizancjum istniało aż do upadku Konstantynopola.
Podział Cesarstwa Rzymskiego na część zachodnią i wschodnią, mapa ilustracyjna. Fot. Shutterstock
"Rzym nigdy nie upadł"
A może Rzym nie upadł całkowicie i jak przystało na imperium ze stolicą zwaną "urbs aeterna", Wieczne Miasto, nieprzerwanie trwa?
– Do idei Imperium Romanum, tego imperium, które objęło dużą część Europy i po raz pierwszy, jak dotąd jedyny w dziejach, sprawiło, że Morze Śródziemne stało się morzem wewnętrznym, Mare Internum, do tej idei teraz zmierzamy – podkreślał w Polskim Radiu w 2003 roku prof. Aleksander Krawczuk. Dodawał przy tym coś, co wydaje się kluczowe.
– Właściwie Rzym nigdy nie upadł, bo jako idea Europy zjednoczonej ciągle trwał, odnawiał się. Cesarz Józef II, który założył moje [krakowskie] Podgórze, za co jestem mu wdzięczny, nosił tytuł cesarza rzymskiego – mówił historyk.
Prof. Aleksander Krawczuk przypomniał istotną rzecz, jeśli chodzi o żywotność idei rzymskiego cesarstwa. W 800 roku król Franków Karol Wielki został w Rzymie koronowany przez papieża na cesarza. Odtąd Karolingowie, dążąc do uniwersalnej władzy nad całą Europą Zachodnią, używali tytułu cesarza rzymskiego. A od czasów Ottona I również większość władców niemieckich zaczęła używać tego tytułu.
Rzym przemieniony, Rzym ochrzczony
W powyżej cytowanych słowach znakomitego historyka znalazło się rzecz jasna i przypomnienie, że w kulturowym i cywilizacyjnym kodzie Europy poczesne miejsce zajmuje właśnie idea Imperium Romanum. Rzymskie dziedzictwo, wraz greckim i judeochrześcijańskim, współtworzy przecież to, co nazywamy kulturą śródziemnomorską, kulturą europejską.
W tym również sensie dawny Rzym wciąż trwa. Co więcej, "zmierzch i upadek cesarstwa rzymskiego" – by przywołać tytuł słynnej XVIII-wiecznej książki Edwarda Gibbona – można odczytywać nie jako radykalną zmianę epok, ale jako swoistą kontynuację, przeniesienie (po łac. "translatio" – ważny termin w średniowiecznej myśli o historii).
"Cesarstwo średniowieczne przejęło od Rzymu idee państwa światowego, miało ono więc charakter uniwersalny, nie narodowy", podkreślał wybitny literaturoznawca Ernst Robert Curtius. "Rzym nie upadł, lecz zmienił swoje oblicze pod naporem nowych sił", streszczał filozof Piotr Nowak poglądy W.H. Audena, poety i eseisty. A ten nie zgadzał się z tezą wspomnianego Edwarda Gibbona, że to chrześcijaństwo przyczyniło się do kresu cywilizacji rzymskiej i jakoby otworzyło drogę "mrokom średniowiecza".
O uproszczonej, oświeceniowej wizji dziejów Edwarda Gibbona pisał również Czesław Miłosz. Przypominał przy tym o kolejnym paradoksie starożytnego Rzymu. "Trzeba przyznać, że rozszerzenie się chrześcijaństwa w imperium rzymskim było zdumiewiającym zjawiskiem o zdumiewających konsekwencjach. Sprzężenie losów Rzymu z losami chrześcijaństwa może stanowić materiał do nieskończonych rozmyślań".
Dzieje tego sprzężenia to temat na osobną opowieść. Dla przykładu jednak: echo dawnych wyobrażeń o rzymskim uniwersalizmie słychać do dziś choćby w uroczystym błogosławieństwie papieskim: "Urbi et orbi", "Miastu i światu".
Od Piekła po Kapitol
Przykładów na "wieczne trwanie" Rzymu – oprócz tych wspomnianych już wyżej – można by rzecz jasna mnożyć.
W "Boskiej Komedii", średniowiecznym poemacie Dantego, przywołano nie tylko Wergiliusza jako przewodnika po krainie zmarłych (choć już nie po Raju) i "najwyższego wieszcza", lecz także innych twórców z rzymskiego parnasu. Szlachta litewska w poszukiwaniu należytej genealogii wysnuła ideę, że wywodzi się od jednego z rzymskich wodzów. Polscy myśliciele polityczni czasów renesansu wiązali ideę ustroju Rzeczpospolitej z dziedzictwem rzymskiej republiki. Na szlaku Grand Tour – popularnej w XVII i XVIII wieku wśród europejskich intelektualistów i arystokratów "podróży kształcącej" – Rzym zajmował jedno z miejsc najważniejszych. Rzymskie motywy zasilały z ogromnym powodzeniem pisarstwo Henryka Sienkiewicza.
Jeśli chodzi o czasy nam bliższe, dawny Rzym wydaje się przede wszystkim kojarzyć z bogiem wojny, mitycznym ojcem bliźniąt, od których wszystko się zaczęło.
– Kiedy myślimy o Rzymie, postrzegamy to miasto czy państwo jako symbol potęgi, tym samym władzy i siły. Dlatego też symbole rzymskiej władzy cały czas występują w kulturze europejskiej i światowej. Kapitol to Rzym, ale i Stany Zjednoczone. Wydarzenia w USA, szturm na tamtejszy Kapitol, kojarzą się nam z atakiem masy barbarzyńców na cywilizację. Do mitu rzymskiego odwołuje się też teraz wielu propagandystów Putina: Moskwa ma być Trzecim Rzymem, potęgą – opowiadał w audycji Polskiego Radia w 2022 roku Juliusz Gałkowski, autor książki "Miniatury rzymskie. Krótkie opowieści o rzymskim micie".
23:38 PR24_mp3 2022_08_14-23-05-44.mp3 Z Juliuszem Gałkowskim o micie dawnego Rzymu rozmawia Filip Memches. Audycja z cyklu "Życie z duszą czy bez" (PR, 14.08.2022)
"To ogarnia masy najgłębsze"
Utożsamienie w czasach nam współczesnych dawnego Rzymu przede wszystkim z militarną potęgą, krwią i pełnymi patosu walkami ma swoje podstawowe źródło.
– Tym, co utrzymuje starożytny Rzym w powszechnej świadomości, jest kultura masowa, ta, którą możemy zauważyć m.in. w komiksach czy filmach – tłumaczył Juliusz Gałkowski.
Już w 1986 roku prof. Aleksander Krawczuk zwracał uwagę w Polskim Radiu, że "świat starożytny powraca". – Powraca w sensie swoich postaw, ideałów, obyczajowości, wierzeń. To jest rzecz, która mnie niemal zapiera dech w piersiach, kiedy widzę to prawdziwe, głębokie zmartwychwstanie świata Greków i Rzymian. To ogarnia masy najgłębsze.
Do tego, że wyobraźnią "mas najgłębszych" zawładnął starożytny Rzym, przyczyniło się rzecz jasna kino. Obok tak klasycznych, gwiazdorskich filmów, jak "Quo vadis" (1951) w reż. Mervyna LeRoya, "Ben-Hur" (1959) w reż. Williama Wylera, "Spartakus" (1960) w reż. Stanleya Kubricka, "Kleopatra" (1963) w reż. Josepha L. Mankiewicza czy "Upadek Cesarstwa Rzymskiego" (1964) w reż. Anthony’ego Manna postawić można wiele inne tytułów. W tym już podwójnego "Gladiatora" (2000, 2024) Ridleya Scotta.
***
Czytaj także:
Do osób, dla których starożytny Rzym był z jednej strony synonimem okrutnej siły ("otchłanią pożerającą wszystkie narodowości świata"), z drugiej jednak – fascynującym światem zamierzchłej potęgi, należał Zygmunt Krasiński. W liście wysłanym 31 maja 1840 do Juliusza Słowackiego zapisał on zdanie pokazujące ten nieusuwalny splot rzymskiego świata: który wciąż trwa i który, jak wszystko poddane czasowi, kruszeje.
"Nie ma na ziemi miasta", notował Krasiński, "które by od Romy więcej zawierało czegoś i wiecznego, i przemijającego zarazem: ruin wieczniejszych, nieporuszonych, mniej w falach czasu zanurzonych, nigdzie nie znaleźć".
Jacek Puciato
Źródła: Józef Wolski, "Historia powszechna: starożytność", Warszawa 2012; Maria Janczynowska, Danuta Musiał, Marek Stępień, "Historia starożytna", Warszawa 2004; Bogusław Bednarek, "Epos europejski", Wrocław 201; Alberto Angela, "Jeden dzień w starożytnym Rzymie", tł. Alina Pawłowska-Zampino, Warszawa 2016; Czesław Miłosz, "Upadek cesarstwa rzymskiego, czyli coś dla zwolenników śródziemnomorskiego mitu", w: tegoż, "O podróżach w czasie", Kraków 2010; W.H. Auden, "Starożytni i my. Eseje o przemijaniu i wieczności", przełożył i wstępem opatrzył Piotr Nowak, Warszawa 2017; Ernest Robert Curtius, "Literatura europejska i łacińskie średniowiecze", tł. i opracow. Andrzej Borowski, Kraków 1997; Małgorzata Barańska-Guz, "Rzym i Warszawa w podróżach Zygmunta Krasińskiego", UAM w Poznaniu; Dorota Pietrzyk-Reeves, "Ład Rzeczypospolitej. Polska myśl polityczna XVI wieku a klasyczna tradycja republikańska", Kraków 2012.