Historia

Polska supergwiazda na światowych scenach: Marcelina Sembrich-Kochańska

Ostatnia aktualizacja: 11.01.2025 06:00
Wśród słynnych artystów operowych Polacy zawsze mieli swoich mocnych przedstawicieli. Dziś świat podziwia Jakuba Józefa Orlińskiego, ponad sto lat temu na największych scenach królowała Marcelina Sembrich-Kochańska. – Była związana z nowojorską Metropolitan Opera. Ćwierć wieku znano ją tam jako absolutną primadonnę, uwielbianą gwiazdę – mówił o niej krytyk Jacek Marczyński.
Marcelina Sembrich-Kochańska
Marcelina Sembrich-KochańskaFoto: EAST NEWS

Oklaskiwały ją niezliczone tłumy wielbicieli po obu stronach Atlantyku, wśród nich koronowane głowy i wielcy artyści. Była gwiazdą drugiego wieczoru inaugurującego działalność, w 1883 roku, opery nowojorskiej, słynnej Metropolitan Opera. Specjalnie dla niej wystawiono wtedy "Łucję z Lammermooru" Gaetana Donizettiego.

Apartament Marceliny Sembrich-Kochańskiej w Nowym Jorku mieścił się przy prestiżowej Central Park West (do znanego parku śpiewaczka często chodziła na spacery). Artystka miała m.in. również letnią rezydencję "Bay View" w Bolton Landing nad jeziorem George, na północ od Nowego Jorku, willę w Dreźnie oraz pod Lozanną.

Ilu adoratorów primadonny wiedziało o jej niełatwej drodze na szczyty operowej kariery? O tym, że pochodziła z – nieistniejącej wówczas na mapie – Polski, a dzieciństwo spędziła w słynącej z biedy prowincji monarchii austro-węgierskiej: w Galicji Wschodniej?

Klawiatura z drewienek

Marcelina Kochańska urodziła się w 1858 w rejonie tarnopolskim (dziś w Ukrainie), jej rodzice osiedlili się jednak w miasteczku Bolechów położonym na południe od Lwowa. Pasję do muzyki zawdzięczała ojcu, który w bolechowskim kościele przygrywał jako organista, poza tym jeździł z rodziną krytym wozem po okolicznych miejscowościach, by zarobić na muzykowaniu.

Kazimierz Kochański zaczął uczyć córkę gry na fortepianie i na skrzypcach, kiedy ta miała zaledwie cztery-pięć lat. Ponoć na samym początku, z braku łatwego dostępu do pianina, przygotował klawiaturę z drewna, by choć tak można było wdrażać się w niełatwą pianistyczną technikę. Na szczęście dostęp do prawdziwych instrumentów również był i w wieku 11 lat Marcelina mogła już występować solo przy fortepianie.

Marcelina Sembrich-Kochańska (właściwie: Prakseda Marcelina Kochańska), zamężna Stengel, znana również jako Marcella Sembrich-Kochańska, Marcella Sembrich lub Marcella Kochańska. Zdjęcie z ok. 1883 r. Fot. Mazowiecka Biblioteka Cyfrowa/domena publiczna Marcelina Sembrich-Kochańska (właściwie: Prakseda Marcelina Kochańska), zamężna Stengel, znana również jako Marcella Sembrich-Kochańska, Marcella Sembrich lub Marcella Kochańska. Zdjęcie z ok. 1883 r. Fot. Mazowiecka Biblioteka Cyfrowa/domena publiczna

Wielki lwowski świat

Właściwą edukację muzyczną Marcelina Sembrich-Kochańska (pierwszy człon nazwiska przejęła po matce) rozpoczęła w Konserwatorium Galicyjskiego Towarzystwa Muzycznego we Lwowie. Jak to się udało ubogiej córce bolechowskiego organisty? Pomógł jej w tym emerytowany lwowski nauczyciel, Jan Radwan Janowicz, poznany – jak pisała biografka artystki Małgorzata Komorowska – podczas jednego z wieczorków muzycznych.

Janowicz wsparł także finansowo edukację nastoletniej bolechowianki i, co więcej, poręczył za swoją protegowaną. Dzięki temu Marcelina mogła przeprowadzić się do Lwowa i trafiła pod skrzydła zamożnej rodziny Zellingerów. Tu miała przyjazną i bezpieczną przystań, tu poznawała języki, niemiecki i francuski. Oprócz gry na fortepianie i na skrzypcach Marcelina nie zaniedbywała również swojej trzeciej muzycznej pasji, która miała jej przynieść światowe uznanie. Śpiewu uczyła się w szkole benedyktynek u, a jakże, Włoszki Destino.

I tak powoli Marcelina Sembrich-Kochańska stawała się coraz bardziej znana we lwowskim świecie muzycznym. Doszło do tego, że dzięki muzykowaniu mogła zarobić na tyle, by utrzymać matkę i młodszego brata (Kazimierz Kochański zmarł jeszcze przed przeniesieniem się córki do Lwowa).

"To dar od opatrzności"

Dowodem na to, jak ważne są "nieprzypadkowe przypadki" i spotkani na życiowej drodze ludzie, jest i jeszcze jeden fakt z biografii Marceliny Sembrich-Kochańskiej. Do lwowskiego konserwatorium do klasy fortepianu przyjął ją Wilhelm Stengel i tak stał się kolejnym, po ojcu, nauczycielem jej pianistycznej sztuki. Kilkanaście lat później, w 1883 roku, Wilhelm Stengel został mężem Marceliny Sembrich-Kochańskiej.

Ale to wydarzy się za chwilę. Tymczasem, w 1875 roku, 17-letnia Marcelina marzyła o dalszym kształceniu, o Wiedniu. I marzenie to na szczęście mogło się spełnić: z dyplomem lwowskiego konserwatorium pojechała do cesarskiego miasta.

Przesłuchał ją sam Franciszek Liszt. Zagrała utwór na fortepianie, także jego kompozycję, zagrała na skrzypcach i zaśpiewała – mówił dziennikarz muzyczny Piotr Nędzyński w audycji z cyklu "Polskie gwiazdy opery". – Liszt powiedział: "Dziecko. Masz trzy pary skrzydeł, fortepian, skrzypce i głos. Ale twoim przeznaczeniem jest śpiew, bo tak cudowny instrument opatrzność daje tylko wybranym".

To niezwykłe połączenie trzech muzycznych umiejętności, ze śpiewem na czele, było potem na wszystkich scenach świata, na których przyszło występować Marcelinie Sembrich-Kochańskiej, powodem do niezmiennego podziwu.

E. Pawlikovsky, "Sembrich-valse: pour le piano" (strona tytułowa), ok. 1890 r. Fot. Polona/domena publiczna E. Pawlikovsky, "Sembrich-valse: pour le piano" (strona tytułowa), ok. 1890 r. Fot. Polona/domena publiczna

Grecki debiut

Marcelina Sembrich-Kochańska studiowała w Wiedniu, później w Mediolanie, a w wieku 19 lat podpisała swój pierwszy w życiu kontrakt. W myśl jego zapisów pojechała do Grecji. Tam młoda "prima donna soprano assoluta", przyjąwszy pseudonim Bosio (kto wymówi nazwisko "Kochańska"!), zadebiutowała w 1877 roku na scenie. Działo się to pod Atenami, na scenie letniego kasyna, nad brzegiem zatoki.

Debiutem Marceliny Sembrich-Kochańskiej była partia Elwiry w "Purytanach" Vincenza Belliniego. Polka występowała również wtedy w operze "Dinorah" Giacomo Meyerbeera. W sztuce tej pojawia się również... koza.

Ponieważ tym sympatycznym zwierzęciem opiekuje się główna bohaterka "Dinorah", postanowiono, że koza i śpiewaczka powinny się jakoś do siebie przyzwyczaić. I tak koza zamieszkała na parę dni u Marceliny na balkonie jej greckiego hotelu. Skończyło się to wszystko nie tylko na tym, że rzewne meczenie przeszkadzało artystce przy ćwiczeniach przed występem. Koza, odgrywając już swoją ważną kozią rolę, uciekła nagle ze sceny, pewnie wystraszona odgłosami orkiestry albo ogólnym scenicznym zamieszaniem.

Primadonna Metropolitan Opera

Grecja była tylko początkiem. Sława Marceliny Sembrich-Kochańskiej zataczała coraz szersze kręgi: podziwiano ją w Dreźnie i Wiedniu, w Petersburgu, Moskwie i w Warszawie, w londyńskim Covent Garden, a nade wszystko w Metropolitan Opera. Polka wystąpiła na otwarciu tej prestiżowej nowojorskiej sceny.

– W drugim wieczorze inauguracyjnym, a mówimy o starym gmachu opery i 1883 roku, gwiazdą była Marcelina Sembrich-Kochańska, dla której wystawiono "Łucję z Lammermooru". Śpiewała oczywiście postać tytułową – mówił w Polskim Radiu krytyk Jacek Marczyński. Jak podkreślał, artystka z Polski była z Metropolitan bardzo mocno związana.

– Właściwie ćwierć wieku była tam absolutną primadonną, gwiazdą uwielbianą. Jej portret ogromnych rozmiarów, w pięknej sukni, wisi nadal w hallu Metropolitan Opera, w nowym gmachu – przypominał Jacek Marczyński.

Aimé Dupont, Portret Marceliny Sembrich-Kochańskiej w kostiumie scenicznym do roli Ulany w operze "Manru" Ignacego Jana Paderewskiego. Fotografia z dedykacją dla Aleksandra Rajchmana z 26 maja 1902 r. Fot.  Muzeum Narodowe w Warszawie/domena publiczna Aimé Dupont, Portret Marceliny Sembrich-Kochańskiej w kostiumie scenicznym do roli Ulany w operze "Manru" Ignacego Jana Paderewskiego. Fotografia z dedykacją dla Aleksandra Rajchmana z 26 maja 1902 r. Fot. Muzeum Narodowe w Warszawie/domena publiczna

Sopran dramatyczny z koloraturą

Z kolei w innej radiowej audycji Piotr Nędzyński opowiadał o głosie tej, która zachwycała swoim śpiewem operowy świat przełomu XIX i XX wieku

– Głos ten miał niezwykle wyrównaną barwę, był jędrny i ciepły, miał "słowiańską miękkość". Szczególnie było to wyraźne w najwyższych dźwiękach, w przeciwieństwie do koloraturowych sopranów włoskich, które przeważnie mają w górze skali przynajmniej nieco jaskrawy blask – tłumaczył Piotr Nędzyński. – U Sembrich-Kochańskiej głos był zawsze zaokrąglony i niezwykle pewnie brzmiący.

Jak zatem można by określić gatunek głosu tej nowojorskiej primadonny?

– Był to sopran dramatyczny z koloraturą czy dramatyczno-koloraturowy, jak ktoś woli – odpowiadał na to pytanie Piotr Nędzyński. – Gatunek głosu, który w XX wieku pojawił się dopiero w osobie Joan Sutherland, może Marii Callas, chociaż ta była tak wyjątkowa, że określano ją jeszcze inaczej, a mianowicie "soprano drammatico d'agilità".

Jak brzmiał głos Marceliny Sembrich-Kochańskiej? Posłuchaj zachowanych nagrań >>>


"Niepamiętny zapał polskich słuchaczów"

Marcelina Sembrich-Kochańska nigdy nie zapomniała o swojej ojczyźnie.

W 1886 roku powróciła do swojego ukochanego Lwowa, w którym stawiała swoje pierwsze artystyczne kroki. "Przyjęto ją tu jak królową", pisała biografistyka artystki Małgorzata Komorowska. Po występie wywoływano ją na scenę aż dziewięć razy ("aż zabrakło kwiecia").

Utalentowana Galicjanka śpiewała również w Warszawie, w Krakowie czy w Łodzi. Po pierwszych warszawskich koncertach, w grudniu 1879 roku, prasa pisała: "Łucja przedstawiona przez panią Kochańską wywołała niepamiętny zapał słuchaczów, spośród których nikomu nie przyszło na myśl protestować przeciw powiększonym cenom, kiedy dyrekcja nastręczyła sposobność słyszenia prawdziwej, w całem znaczeniu, artystki".

Ale pamięć o Polsce, tak długo nieobecnej na mapach świata, wykraczała u Marceliny Sembrich-Kochańskiej także poza czysto artystyczny wymiar.

Marcelina Sembrich-Kochańska niemalże przez całą swoją karierę wykonywała podczas występów, przy własnym akompaniamencie!, pieśń Chopina "Życzenie". "Ta drobna pieśń symbolizuje mój naród", podkreślała. Na zdj.: litografia Adolfa Matthiasa Hildebrandta z 1892 r. Fot. Polona/domena publiczna Marcelina Sembrich-Kochańska niemalże przez całą swoją karierę wykonywała podczas występów, przy własnym akompaniamencie!, pieśń Chopina "Życzenie". "Ta drobna pieśń symbolizuje mój naród", podkreślała. Na zdj.: litografia Adolfa Matthiasa Hildebrandta z 1892 r. Fot. Polona/domena publiczna

Dla odrodzenia Polski

W 1914 roku – po wybuchu I wojny światowej – Marcelina Sembrich-Kochańska została honorową prezeską Amerykańsko-Polskiego Komitetu Pomocy w Nowym Jorku. "Diva błaga o pomoc dla Polski", wołały, relacjonując poczynania słynnej śpiewaczki, nowojorskie dzienniki. Na potrzeby Komitetu artystka występowała z recitalami, organizowała wraz z mężem bankiety, zabiegała o wsparcie wśród możnych amerykańskiego świata.

W kolejnym roku Marcelina Sembrich-Kochańska rozpoczęła współpracę z Ignacym Janem Paderewskim – została wiceprzewodniczącą powołanego przez pianistę Narodowego Komitetu Amerykańskiego Funduszu Pomocy dla Polskich Ofiar. Za tę działalność na rzecz sprawy polskiej w USA artystka została przyjęta w poczet Kawalerów Orderu Odrodzenia Polski.

***

Czytaj także:

***

Śpiewaczka z galicyjskiego Bolechowa - zmarła 90 lat temu, 11 stycznia 1935 roku w Nowym Jorku - była oklaskiwana przez największych ówczesnego świata. A hołdy, jakie jej oddawano, miały przeróżne formy.

Jak opowiadał za biografią Małgorzaty Komorowskiej Piotr Nędzyński, Polka występowała pewnego razu w Lizbonie przed królewską parą, królem Louisem i królową Marią. Zgodnie z zamysłem organizatorów koncertu w trakcie śpiewania zaczęły na solistkę spadać z góry płatki kamelii. Do tego niecodziennego spektaklu dołączyły również gołębie.

Dwanaście śnieżnobiałych ptaków miało pewnie upiększyć widowisko, ale dla Marceliny Sembrich-Kochańskiej było to dodatkowe wezwanie: gołębie siadały nie tylko na usłanej kwiatami scenie, lecz i na samej artystce. Ta, według zachowanych relacji, wpisała się dzielnie i w tę rolę. Lizbońska publiczność i portugalscy monarchowie byli ponoć zachwyceni.

Jacek Puciato

Źródła: Małgorzata Komorowska, Juliusz Multarzyński, "Marcella Sembrich-Kochańska. Artystka świata", Warszawa 2016; "Kurjer Warszawski", R.59, nr 283 (18 grudnia 1879). 

Czytaj także

"Halka" Stanisława Moniuszki. Drastyczne tematy i najpiękniejsza polska aria

Ostatnia aktualizacja: 01.01.2025 05:45
- Opera ta często była przedstawiana jako sielski obrazek z życia, wycięty z historii. Zaciemniano przy tym kontekst, który dotyczył rzeczy brutalnych i groźnych – mówił w Polskim Radiu o słynnym dziele Stanisława Moniuszki reżyser Mariusz Treliński. 1 stycznia wspominamy podwójną, z 1848 i 1858 roku, premierę "Halki".
rozwiń zwiń
Czytaj także

Jan Ekier. "Spłacić dług Narodu wobec Fryderyka Chopina"

Ostatnia aktualizacja: 29.08.2024 05:59
– Oddzielenie tego, co było obcym nalotem, a co intencją Chopina, stanowiło niezwykle trudne zadanie. Ale była to fantastyczna przygoda – mówił w archiwalnych radiowych nagraniach Jan Ekier. 29 sierpnia wspominamy 111. rocznicę urodzin tego wielkiego znawcy kompozytora z Żelazowej Woli, a także cenionego pianisty i pedagoga.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Maja Komorowska. "Im jestem starsza, tym bardziej wzruszają mnie szczegóły"

Ostatnia aktualizacja: 23.12.2024 05:50
– Drobne sprawy są ważne. Choćby buty. Mój ojciec mi to wpoił: "jeśli jest trudno, wyczyść choćby porządnie buty". W tych szczegółach możemy się poprawić. I może z tych szczegółów złoży się coś, co sprawi, że będzie nam lepiej ze sobą samym – opowiadała w jednej z radiowych audycji Maja Komorowska. Ta znakomita aktorka 23 grudnia kończy 87 lat.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Głos, charyzma i wielki talent. Jakub Józef Orliński - Polak, który zachwycił świat [WIDEO]

Ostatnia aktualizacja: 05.01.2025 17:01
Od lat uznawany jest za jednego z najbadziej czarujących artystów operowych świata. W największych salach koncertowych dzieli się swoim talentem i pasją do muzyki. Jakub Józef Orliński to wybitny kontratenor, doceniany za bogatą działalność i wiele wybitnych kreacji artystycznych. W Dwójce opowiedział o swoim dorobku i planach na kolejne miesiące.
rozwiń zwiń