Można nazwać je nowymi odgałęzieniami drzewa dziejów. Takie były lata zimnej wojny. Autorzy filmów, pisarze a nawet twórcy gier komputerowych, przyszykowali liczne wersje zimnowojennych wydarzeń odmienne od tych, jakie znamy.
Minęły już cztery dekady a na nas nadal oddziałuje eksplozja kontrkultury w Stanach i w Europie Zachodniej. Powracają dyskusje na temat błędów i osiągnięć studenckich protestów. Rozpamiętuje się takie wydarzenia jak Praska Wiosna. A gdyby czas pobiegł inaczej? Z takim pytaniem wystąpił ostatnio Jáchym Topol, w powieści „Strefa cyrkowa” rozważając odmienny rozwój wydarzeń w Czechosłowacji w 1968 roku. Przypuścił on, że nasi południowi sąsiedzi zdecydowali się pójść o krok dalej w swoich wolnościowych ruchach i stawili najeźdźcom z Układu Warszawskiego czynny opór. W jego wersji historii Praska Wiosna może stać się zarzewiem trzeciej wojny światowej.
Pomost do socjalizmu
Alternatywną wersję wydarzeń, przynosi nam Jacek Tebinka w tekście „Grzyby nad Polską” (Polityka 39, 27 września 2008). Jeśli doszło by do konfliktu z wykorzystaniem broni nuklearnej, a w działania wojenne zaangażowałby się Zachód, to stojąca po stronie Związku Sowieckiego Polska byłaby w nieciekawej sytuacji. ZSRS nie mógłby pozwolić na stratę kraju, będącego pomostem do niemieckiego przyczółka socjalizmu. Właśnie ze względu na geopolityczne położenie znaleźlibyśmy się na atomowej mapie Amerykanów. Przerwanie węzłów kolejowych, z których korzystaliby Rosjanie, kosztowałoby nas kilka mostów na Wiśle. Razem z mostami, ległoby w gruzach kilka nadwiślańskich miast (wliczając w to Warszawę). Oczywiście do końca nie wiadomo jakie wytyczne kryły się w amerykańskim zintegrowanym planie operacyjnym SIOP (Single Integrated Operation Plan), ale jego kolejne wersje nowelizowano aż do polowy lat 70. Poznanie ich rodziłoby kolejne alternatywne i wielce hipotetyczne wersje rozwoju wydarzeń. Ale tymi zajmuje się dziś przede wszystkim kultura.
Sowieci w Ameryce
Film, rzadziej niż literatura, sięgał po podobne tematy. Jednym z nielicznych obrazów prezentujących atak ZSRS na Stany Zjednoczone był „Czerwony Świt” nakręcony w 1984 roku. Zwykle produkcje mówiące o podobnych zdarzeniach pokazywały wyrzutnie rakiet i nuklearne grzyby. W tym przypadku jest inaczej. Oglądamy konwencjonalny atak na Stany Zjednoczone od strony północy. Kubańscy i radzieccy spadochroniarze zrzuceni na amerykańskie miasteczka paraliżują zaopatrzenie, uniemożliwiając działania regularnej armii. Potencjał nuklearny USA jest bezużyteczny, gdyż zakładnikami jest ludność okupowanych stanów. Całe zdarzenie oglądamy oczywiście oczami amerykańskich nastolatków, którzy z kibiców lokalnej drużyny Rosomaków, zamieniają się w partyzancki oddział pod tą samą nazwą. Poza fabułą była to okazja do pokazania kilku obiecujących wówczas młodych aktorów, takich jak Patrick Swarze, Jennifer Grey i Charlie Sheen. Mimo kilku patriotycznych bzdur i psychologicznych nieścisłości, jest to obraz ciekawego rozwoju wydarzeń i reakcji amerykańskiego społeczeństwa na okupację. Ponoć stworzona przez filmowców replika radzieckiego czołgu T-72 była tak realistyczna, że wzbudziło to podejrzenia FBI.
Moc w rękach czerwonych
Braterski pocałunek wodzów.www.wikipedia.pl
Historyczna alternatywa najlepiej ma się w kulturze popularnej. Szczególnie upodobała sobie komiks. Swoje zimnowojenne losy ma też Superman. Zapomnijcie na chwilę o historycznym rozsądku i pomyślcie, co by się stało gdyby człowiek ze stali nie wylądował na amerykańskiej prowincji, tylko w sowieckim kołchozie. Amerykanie dowiadują się o jego istnieniu dopiero w 1950 roku, dzięki sowieckiej propagandzie sławiącej go jako gościa z kosmosu, który przybył, aby wspierać dzieło rewolucji. Po śmierci Stalina, na prośbę narodu, u jego steru staje właśnie Superman. Pod jego przywództwem do 1978 roku ZSRS zajmuje już cały świat za wyjątkiem Chile i Stanów Zjednoczonych. Udana seria zamachów na liderów politycznych w 1963 roku doprowadza kraj do zapaści. Szesnaście stanów na czele z Georgią występuje z USA. W tym samym czasie w Związku Sowieckim kwitnie dobrobyt. Oczywiście ta historia oddala nas od zimnej wojny, bo i spełniona utopia kraju rad to już zbyt daleko idąca alternatywa. Mimo że nierealny rozwój wydarzeń, przedstawiony w „Superman: Red Son”, to ciekawa opowieść pokazująca, że zimnowojenne lęki mogą dotknąć nawet fikcyjnych postaci zrodzonych przez pop kulturę. Mark Millar, twórca tej pomysłowej fabuły, ponoć nawet lobbował w Hollywood pragnąc nakręcić filmową wersję przygód stalowego gieroja.
Odwrócony biegun zimna
Teraz możemy przejść do multimediów. Twórcy gier zadbali o skierowanie losów świata na odmienne tory. Do najbardziej znanych produkcji tego typu należy „Command & Conquer: Red Alert”. Tutaj największy wpływ na losy świata ma Albert Einstein, który w 1946 roku, w Nowym Meksyku konstruuje wehikuł czasu. Aby zapobiec zbrodniom Niemców podczas II Wojny Światowej cofa się do 1924 roku i zabija wychodzącego z więzienia w Landsbergu Adolfa Hitlera. Kiedy wraca, dowiaduje się, o powodzeniu akcji, tyle że teraz to Armia Czerwona ruszyła zdobywać świat. Tutaj pojawia się wybór. Gracz może kierować strategicznymi krokami aliantów albo armii Stalina. Mamy do czynienia z nieco bardziej możliwą, niż w przypadku Supermana, wersją rzeczywistości. Bo tak naprawdę (rezygnując z opcji wehikułu czasu) Niemcy mogły nigdy nie podnieść się z kryzysu. Bez Hitlera, aż prosiłyby się o zajęcie przez mocarstwo takie jak ZSRS, a wtedy na drodze stałaby tylko Polska. Po jej klęsce podobny los zapewne musiałby spotkać resztę Europy. Dalszy rozwój wypadków nie trudno będzie przewidzieć. Defilady zwycięskiej Armii Czerwonej w Paryżu i Madrycie, ofensywa na Gibraltar, wielotygodniowe okrążenie Lizbony, a na koniec okupacja całego basenu Morza Śródziemnego i przyłączenie Czerwonych Republik Algierii i Egiptu do ZSRS, który oczywiście równocześnie prowadząc ekspansję na południe i południowy wschód, zatrzymał się dopiero na brzegu Morza Czerwonego.
Nowy podział świata
Mur Berliński.www.wikipedia.pl
Wróćmy na chwilę do filmu i literatury. Na podstawie książki Roberta Harrisa, w 1994 roku powstał obraz „Fatherland”. Może niezbyt błyskotliwy, ale sprawnie nakręcony film telewizyjny o III Rzeszy rozkwitającej w latach 60. XX wieku. Druga wojna światowa nie skończyła się w 1945 roku, Niemcy szli do przodu. Świat nigdy nie dowiedział się o holokauście, który objął też Słowian. III Rzesza, po latach zimnej wojny, właśnie odmraża stosunki dyplomatyczne z Ameryką Kennedy’ego. Imperium 75-letniego Hitlera rozciąga się od Afryki, przez całą Europę, aż po Daleki Wschód. Za Uralem bronią się niedobitki Rosjan. Wewnętrzny spokój, oczyszczonego z obcych elementów Fatherlanu, pozwala głównym bohaterem uczynić niewinnego i uczciwego oficera SS. Grany przez Rutgera Hauera, SS-Sturmbannführer Xavier March to nieświadomy narodowej zbrodni, produkt nowoczesnej propagandy. Historycznie, to sytuacja odwrotna niż we wspomnianej grze.
Ale to nie jedyne możliwości, jakie stawia przed nami alternatywna historia. Jeśli państwa Osi wygrałyby wojnę pokonując też aliantów za Atlantykiem, to co ze Stanami? Może doszłoby do okupacji i podziału kraju? Oczywiście o swoje upomniałaby się Japonia. Taką wizję równoległej rzeczywistości sprezentował nam Philip K. Dick w wydanej w 1962 roku powieści „Człowiek z wysokiego zamku”.
Ameryka Wschodu
Lata 60. XX wieku. Główny bohater żyje w Ameryce przesiąkniętej kulturą wschodu. Świadczy o tym choćby jego zachowanie, każdy krok i wybór drogi życiowej podporządkowuje wyrokom chińskiej księgi wróżb I-cing. Dawni obywatele USA są tu ludźmi drugiej kategorii, na usługach najeźdźców. Degradacja ich godności sięga tak głęboko, że dla niektórych znalezienie się w kręgach japońskiej elity to powód do dumy. A co dzieje się w alternatywnym świecie Dicka? Amerykę podzielono pomiędzy Niemcy i Japonię, Europa jest pod panowaniem III Rzeszy, a Sowieci zostali zepchnięci za Kaukaz.
A gdyby tak namieszać jeszcze bardziej i odwrócić sytuację? Nie najwyższych lotów południowokoreański film science fiction „Utracona pamięć” idzie jeszcze dalej niż Dick. Pojawia się tu wizja dosyć dziwnego sojuszu. Otóż podczas drugiej wojny światowej USA sprzymierzyło się z… Japonią. Bomby atomowe nie spadły na kraj kwitnącej wiśni, ale na Berlin, a najbardziej przerażające dla rodaków reżysera jest to, że Korea nigdy nie powstała. Tutaj zimna wojna jest już drugorzędną sprawą.
Supły historii
Dziejowe supły mogą się rozplatać w bardzo kolorowe nitki. Możliwości jest wiele. Zarówno te najbardziej fantastyczne, jak i oparte na faktycznych planach strategicznej reakcji. W jakim świecie żylibyśmy dzisiaj, gdyby najmniejszy rozdział zimnej wojny skończył się inaczej? Zmiany mogłyby być natury kulturowej lub gospodarczej a nie stricte historycznej, choć po latach splątałyby się pewnie w kolejny dziejowy supeł.
Piotr Jezierski